Artykuły

Figaro się rozwodzi. To jest głos w ważnej sprawie

"Rozwód Figara" Eleny Langer w reż. Davida Pountneya w Teatrze Wielkim w Poznaniu. Pisze Marek S. Bochniarz w Gazecie Wyborczej - Poznań.

Banalnie byłoby uznać, że "Rozwód Figara" to opera polityczna i ukazuje po prostu w innym świetle kryzys związany z uchodźcami z Afryki. Ten spektakl robi o wiele więcej. Niemniej i to wystarcza, by leżeć całą noc i rozmyślać o tym przedstawieniu, nie mogąc pokonać bezsenności

Premierowy "Rozwód Figara" (premiera odbyła się 17 lutego w Teatrze Wielkim) musiał podziałać na niektórych widzów dezorientująco. Podczas dwuaktówki nie ma za bardzo kiedy klaskać, bo brakuje szlagierowych arii.

Kompozytorka Elena Langer wykroiła typową dla sobie, nieprzejrzystą magmę. W "Rozwodzie." udaje się jej przykuć widza i subiektywnie skrócić tym dwie godziny przedstawienia. W wielu miejscach trudno wręcz nadążyć za schizofreniczną żonglerką, gdzie przeplatają się ze sobą muzyczne konwencje.

Ten impet automatycznie narzuciło przyśpieszające, pełne szalonych zwrotów akcji libretto Davida Pountneya. Aby ogarnąć zmianę wydarzeń, galopujemy jak w obłędnym, nerwowym, wręcz kompulsywnym thrillerze.

Przyznam, że przez większość czasu byłem na granicy płaczu ze wzruszenia z powodu scenografii Ralpha Koltaia. Wiek uczynił tego wyjątkowego artystę wizualnego bodaj jeszcze lepszym. Monumentalne panele pokryte minimalistycznymi kompozycjami, obracają się przez cały spektakl i poszerzają przestrzeń za pomocą luster. Koltai przenosi nas w świat piękny i przerażający - jądro koszmaru, w którym nic nie jest stałe. Statyczność zapewni bohaterom bodaj tylko śmierć.

Kabaret na kryzys uchodźców

Historyczny temat rewolucji francuskiej Poutney traktuje dość swobodnie i wybiórczo. To dla niego symbol czasów niepokoju, gdy nawet ci dobrze sytuowani zostają pozbawieni bogactwa i bezpieczeństwa. Perypetie miłosne schodzą na drugi plan pod wpływem bezdusznej machiny historii, gotowej zmiażdżyć hrabiostwo, Figara, Zuzannę - jeśli ci w porę się nie opamiętają.

Pountney historię traktuje jak serię zjawisk, z których można wyprowadzić powtarzalny wzór następujących po sobie fal - tak, jak wtedy, gdy rozważał rewolucję i młodych w "Kommilitonen!". W "Rozwodzie Figara" - tak, jak w filmie "Dzieciństwo wodza" - pomieszał różne czasoprzestrzenie w poszukiwaniu esencji. Idzie o wyrwanie widowni z apatii.

Obecnie wiele akcji społecznych sprowadza się do tego, aby odwołać się do emocji: i porównać współczesnych uchodźców z tymi z czasów II wojny światowej. Bo uciekinierów z Syrii tak ohydnie łatwo nam sprowadzić do pozbawionych ciężaru statystyk. W pustych liczbach "cywilizowany świat" ważył konflikty zbrojne i śmierć tysięcy na kontynencie afrykańskim, na którym życie jest ponoć niewiele warte. W świecie opery można sięgnąć po ukochanych przez publiczność bohaterów i kazać im nieludzko cierpieć.

"Służąca jest u siebie a pan chędoży ją. Pan jest w prawdziwym niebie, aż w oknach szyby drżą" - śpiewają w pornograficznym, kabaretowym numerze opakowana w lateksowy kostium francuskiej pokojówki Zuzanna i cyniczny Cherub. Te nawiązania do "Kabaretu" Boba Fossa przypominają, jak łatwo pozbawić kogoś godności.

Na poziomie fabularnym "Rozwód Figara" jest rozrywką narracyjną typu sequel, a w wykonaniu - podobnie jak grana w Teatrze Wielkim "Space Opera" czy "Zemsta nietoperza" - obsadową zabawą płcią.

Banalnie byłoby jednak uznać, że "Rozwód Figara" to opera polityczna i ukazuje po prostu w innym świetle kryzys związany z uchodźcami z Afryki. Ten spektakl robi o wiele więcej. Niemniej i to wystarcza, by leżeć całą noc i rozmyślać o tym przedstawieniu, nie mogąc pokonać bezsenności.

Premiera studencka "Rozwodu Figara" - 26 lutego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji