O czym śni Morfeusz?
O swoim życiu i snach opowiada Radosław Elis. Aktor wcieli się w postać Morfeusza w najnowszym spektaklu Jerzego Moszkowicza na Scenie Wspólnej. - Sztukę "Morfeusz Sen" Moszkowicz napisał specjalnie dla mnie. To wspaniałe uczucie, choć dziwne - mówi poznański aktor.
Zenon Zasępa to postać, z którą już chyba zawsze będę pana kojarzyć. Mając "naście" lat uwielbiałam "Sposób na Alcybiadesa". Przeraziłam się jednak, kiedy sprawdziłam datę premiery filmu, bo to było dokładnie 20 lat temu.
- Tak dawno? Byłem wtedy dopiero na trzecim roku studiów.
To chyba wtedy też decydował pan, w którą stronę pójść: filmu czy teatru?
- Tę decyzję poniekąd za aktora podejmuje przypadek. Zaczynając pracę w tym zawodzie, miałem więcej szczęścia do filmu i telewizji, ale później to się zmieniło. Nie ubolewam jednak na tym, bo naprawdę lubię pracę w teatrze.
Po studiach został pan w Warszawie. To ważny dla pana kariery okres? Czy może teraz dzieją się rzeczy ważniejsze?
- Ważne jest zawsze to, co się dzieje tu i teraz. Ale jest przecież tak, że to, co było, ma związek z tym, co jest teraz. A teraz ma z kolei związek z tym, co dopiero będzie. Trzeba być kowalem własnego losu.
Okres ten oczywiście był dla mnie ważny. Bo miałem np. to szczęście, że od razu po szkole dostałem angaż w Teatrze Narodowym. Wtedy też pojawiały się propozycje muzyczne z Teatru Roma, gdzie zagrałem w musicalu "Miss Saigon". Później dopiero dostałem dużą rolę - Raskolnikowa, w poznańskim teatrze.
I wtedy zdecydował pan, że zostaje w Poznaniu?
- Nie tak od razu. Po tej roli, jeszcze przez rok czy dwa nie byłem związany na stałe z żadnym teatrem. Grałem trochę w Warszawie i trochę w Poznaniu. Potem jednak dostałem kolejną ważną rolę w Teatrze Nowym, umowy z warszawskimi teatrami wygasły.
Poznań zyskał wtedy świetnego aktora. Śpiewa pan, ale też gra na akordeonie, gitarze i trąbce.
- Żartuję zawsze, że gram na wielu instrumentach, ale na żadnym bardzo dobrze. Na początku był akordeon. W okresie podstawówki i liceum grałem z kolei w Orkiestrze Dętej Ochotniczej Straży Pożarnej w Pilawie. Najpierw na waltorni, potem był puzon, ale ostatecznie związałem się na wiele lat z trąbką. Zawsze też śpiewałem. Dwa razy nawet udało mi się pojechać na Festiwal Artystyczny Młodzieży Akademickiej, gdzie poznałem Wojciecha Kościelniaka.
Projekty muzyczne zawsze były mi bliskie, chociażby wspomniana "Miss Saigon". Zaśpiewałem w tym spektaklu dużą rzecz, chociaż nie jestem zawodowym śpiewakiem. To było nobilitujące. Ważne dla mnie było również spotkanie z Jerzym Satanowskim. Wystąpiłem m.in. w jego "Listach do pozostałych", to spektakl o życiu Edwarda Stachury. Ponadto gram też w Teatrze Muzycznym w Poznaniu w "Księżniczce Czardasza". A to z kolei jest operetka, śpiewam partię klasyczną. I co ważne, śpiewam ją swoim głosem. Miałem duże obawy, ale to bardzo ciekawe doświadczenie. Bardzo mnie ta rola cieszy.
Całkiem nowa rzecz to z kolei projekt Tango Fogg, pomysł Krzysia Sameli. Gramy i śpiewamy piosenki Mieczysława Fogga. Niedawno dołączyła do nas Oksana Hamerska, z którą przygotowaliśmy też piosenki Eugeniusza Bodo. Można nas zobaczyć z tym repertuarem w całej Polsce.
Co z adwokatem Moonem? Ta rola w spektaklu "Lobotomobil" w reżyserii Janusza Wiśniewskiego dała panu Medal Młodej Sztuki.
- To też była rola muzyczna. Specyficzna, ale jednak.
I rzeczywiście była to najbardziej wymagająca z pana ról?
- Każda rola jest wymagająca.
A nie jest tak, że w jedną musi pan włożyć więcej pracy, a w inną mniej?
- Oczywiście, że tak jest. Ja w ogóle bardzo długo dojrzewam do roli.
Co to znaczy?
- To znaczy, że potrzebuję dużo czasu, by przekonać się, że idę w dobrym kierunku, że właśnie o to chodziło reżyserowi. W przypadku Moona jednak było tak, że od pierwszej próby wiedziałem, z czym się mierzę. Ta postać była wyjątkowa.
Co w niej było wyjątkowego?
- Nie mam pojęcia. Zbudowana była tak jak większość postaci: na śpiewaniu i rytmie. A my zwyczajnie improwizowaliśmy na tekstach, do których muzykę skomponował Jerzy Satanowski.
Mówimy cały czas o repertuarze dla dorosłych, a co ze sceną dla dzieci? Na niej również pan się pojawia. W której z tych przestrzeni czuje się pan lepiej?
- Nie ma różnicy, jeżeli chodzi o moje samopoczucie. Widz młody jednak jest szczery do bólu i o tym trzeba pamiętać. Nie można go oszukać.
Czyli recenzje małego krytyka bywają często dużo bardziej druzgoczące niż te drukowane w gazetach?
- To na pewno są recenzje bardziej prawdziwe.
Przejmuje się pan nimi bardziej?
- Przejmuję się reakcją małego widza podczas spektaklu. Bo z dorosłym widzem na coś się umawiamy. A widz dziecięcy, kiedy nie interesuje go spektakl, odwraca się plecami. I tyle.
Zabiera pan własne dzieci na spektakle, w których gra?
- Nie.
Żartuje pan, prawda?
- Oczywiście, że zabieram dzieci do teatru...
Czuję, że jest jednak jakieś "ale"...
- ...ale nie jest to sytuacja komfortowa. Staram się bardzo oddzielać życie zawodowe od życia w domu, ale wiem, że nie uniknę tego do końca. Kiedy nie znam widzów, gram po prostu z mniejszym obciążeniem.
Niedługo zobaczymy pana w nowej roli - Morfeusza. Jak to jest być muzą Jerzego Moszkowicza? Bo podobno na początku był właśnie... Radosław Elis.
- Uwielbiam pracować z Jurkiem Moszkowiczem i w zasadzie nie wiem, która to już będzie nasza wspólna realizacja. Zaczęło się chyba od "Serca boksera", bardzo dawno temu. Gram w większości wyreżyserowanych przez niego spektakli, ale sztukę "Morfeusz Sen" rzeczywiście napisał specjalnie dla mnie. To wspaniałe uczucie, choć dziwne.
"Dla mnie" czy "o mnie"? Bo Morfeusz przybiera przecież różne postaci...
- Każdy aktor przybiera różne postaci. A dlaczego to ja, a nie jakiś Kowalski, to nie wiem. "Morfeusz Sen" to monodram. Będę śpiewał najpiękniejsze kołysanki. Nie będę jednak usypiał, choć z tym to się wiąże. Będę zsyłał sny.
Jakie Morfeusz ześle sny na dzieci, które przyjdą do Sceny Wspólnej?
- Takie, które będą im w danym momencie najbardziej potrzebne.
O czym śni sam Morfeusz?
- Morfeusz nie śni, bo nigdy nie śpi.
A Radosław Elis?
- O... sławie.
***
"Morfeusz Sen"
tekst, dramaturgia i reżyseria: Jerzy Moszkowicz
występuje: Radosław Elis
Scena Wspólna (ul. Brandstaettera 1/ ul. Za Cytadelą)
premiera: 12.02, g. 17
dla dzieci od 5 do 7 lat
produkcja: Wojciech Nowak, Centrum Sztuki Dziecka w Poznaniu