Artykuły

Chwila szczerości...

Kiedy oglądamy wnętrze w "ciepełkowaty" sposób urządzonego mieszkania wiejskiego domu, a w nim dwie kobiety: starzejącą się matkę i dorosłą córkę, nie wiemy jeszcze, iż owo rodzinne "ciepełko" to tylko iluzja. Za chwilę bowiem córka oznajmi matce, iż podjęła decyzję odebrania sobie ży­cia. I odtąd już do końca obserwować będziemy rozpaczliwą walkę matki o życie córki. Mowa o przedstawieniu "Mamo, dobranoc" młodej amerykańskiej dramatopisarki Marshy Norman.

Warszawskie przedstawienie prezentowane na małej scenie ma charakter kameralny. Lecz istota tematu, którego dotyka już nie jest kameralna. Ma wymiar głęboki, poważny, fi­lozoficzny. Chodzi przecież o człowieka i o jego niemożność adaptacji we współczesnym od­humanizowanym świecie, o alienację, o samotność, o śmierć wreszcie.

Ryszarda Hanin z niezwykłą wprost subtelnością warsztato­wą kreuje rolę matki Matki, w początkowych scenach zbyt naiwnej, do której nie dociera jeszcze groza sytuacji. Dopiero w miarę posuwania się czasu, w miarę postępowania rozmo­wy, w miarę dojrzewania do finału rodzi się w niej świa­domość tragedii. Przerażona tym odkryciem próbuje zapo­biec samobójstwu córki, co i raz odwołując się do przeróż­nych argumentów. Bez skutku. Jessie bowiem nie da się już odwieść od świadomie powzię­tego zamiaru. Dokonała wybo­ru. Jedynego słusznego i możli­wego według niej. Na razie, zanim powie: mamo, dobranoc, pełna energii i stanowczości krząta się po domu, po­rządkuje go, instruuje matkę co ma robić i jak postępować, kiedy zabraknie córki, załat­wia sprawy. przygotowuje matkę i dom na swoje odejście. A krzątaniem tym towarzy­szy rozmowa. Szczera, otwarta, taka, jaka nie odbyłaby się nigdy w innej sytuacji. Teraz wszystko jest ostatnie, więc można pozwolić sobie na szcze­rość. Nawet na mówienie o chorobie Jessie. Ale to nie epi­lepsja jest bezpośrednią przy­czyną samobójstwa. Także i nie tylko to, że została porzu­cona przez męża i jej syn uciekł z domu wybierając tzw. margines społeczny. "Nie wie­działam, że czujesz się aż tak samotna" - z ogromnym bó­lem wyrzuci z siebie matka, już po wystrzale. W czasie trwania spektaklu rodzą się refleksje tyczące is­toty stosunków między matką i córką. Do jakiego stopnia matka ma prawo ingerować w życie dziecka? - chciałoby się zapytać. Do jakiego stopnia po­nosi odpowiedzialność za jego życie? Czy rzeczywiście każdy człowiek ma prawo sam decy­dować o swoim życiu, a także i o tym, kiedy i jak chce je zakończyć? Dlaczego ludzie nie chcą żyć i popełniają samobój­stwa? Co stanowi o ludzkim szczęściu i umiejętności ciesze­nia się życiem? Wiele pytań jak na jedno niewielkie, rozpi­sane na dwa głosy - przedsta­wienie.

W roli Jessie wystąpiła Ewa Decówna. Nadmierna i wciąż taka sama (trwająca przez ca­ły spektakl) nerwowość sposo­bu bycia, w jaki obdarzyła swoją bohaterkę powoduje jakby rodzaj monotonii posta­ci. Szkoda, że zabrakło tu - tak charakterystycznej dla epi­leptyków (a przecież piętnem tej choroby naznaczona jest Jessie) - biegunowości nastro­jów, zróżnicowania emocja itd Dyskretnie zaznaczająca się w przedstawieniu reżyseria, tu­taj wymagałaby ingerencji. Jak wielce wymowna jest magia teatru przekonałam się po raz kolejny, kiedy patrzy­łam na Ryszardę Hanin, która wychodząc już do ukłonów, na twarzy miała jeszcze ból po stracie córki...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji