Artykuły

Z głębokości

Nasza wyobraźnia - wiedza i wrażliwość atakowane są nieustannie informacjami o tragediach wielu setek a nawet tysięcy ludzi. Zagrożenia i wstrząsy, których w skali społecznej doznajemy, dopełniają obrazu współczesnego świata. A przecież każdy z nas przeżywa również chwile zwątpień może i załamań nie mających bezpośredniego związku przynajmniej pozornie, z kataklizmami o wymiarze społecznym. I jak wiemy te właśnie osobiste przeżycia nie zawsze wynikają z sytuacji ogólnospołecznej, choć przecież takie związki, acz nie zawsze dostrzegalne, istnieją.

Taką właśnie sztukę napisała znana amerykańska autorka Marsha Norman posługująca się pogłębionym psychologicznie schematem losów kobiety nie mo­gącej utrzymać kontaktu z oto­czeniem, porozumieć się z najbli­ższymi, poradzić sobie z przegra­nym w jej odczuciu życiu. Zagro­żona chorobą psychiczną, ale w pełni świadoma swojego stanu Je­ssie Gates, którą gra Ewa Decó­wna, wybiera śmierć i ze świa­domym okrucieństwem skazują matkę na życie samotne. Jej osta­tnie godziny wypełnia rozmowa dwóch kobiet, spojrzenie na ich życie, świadomość nieodwracalno­ści losu, choć przecież tak wiele zależy od przyszłej samobójczyni. Sztuka jest okrutna. Okrucień­stwem ściszonym, konsekwent­nym, świadomym. Jessie Gates mści się za swój los przygotowu­jąc matkę do tego, że za chwilę popełni samobójstwo w miarę oskarżając, w miarę tłumacząc swoją decyzję. Ryszarda Hanin wydobywa z roli matki środkami jakby ściszonymi surowy tragizm sytuacji. Boi się samotności, nie wysila się jednak zbytnio, by zmienić sytuację, jest w miarę bierna i w miarę bezsilna. Arty­stka dyskretnie wydobyła obcość tej niegdyś aktywnej kobiety, wo­bec środowiska, w które weszła i rodziny, którą stworzyła. Jakby gadatliwością i ograniczonością w miarę agresywną zagłuszała szan­se porozumienia. Ryszarda Hanin nadaje swoim bohaterkom zawsze wiele wewnętrznego ciepła, nawet postacie negatywne usiłuje uspra­wiedliwić. Wobec Thelmy podpo­wiada widzowi współczucie, ale nie sympatię

Ewa Decówna gra wyraziś­cie, trochę sucho, czasem zbyt ujawniając szwy swo­jego bardzo zróżnicowanego ak­torstwa, doskonale jednak zazna­czając tragizm sytuacji i rezygna­cje bohaterki, która szuka w po­stawach innych wytłumaczenia swojej decyzji. Reżyser Romana Próchnicka umiejętnie zagęszcza­ła atmosferę ostatniego dialogu dwóch kobiet bliskich sobie i na­wet rozumiejących się, ale pozba­wionych kontaktu, który mógłby je ocalić. Zagęszczała atmosferę także poprzez ukazanie tła, wyi­zolowanego, spokojnego, zdawało­by się pełnego drobiazgów wnę­trza, w którym nagromadzone przedmioty, przez swoją obojęt­ną obecność i przez mnogość szczegółów, przez pozorne stwa­rzanie warunków fizycznego za­bezpieczenia przed kłopotami, zwiększają wewnętrzną pustkę i samotność bohaterek. Głównie je­dnak koncentruje uwagę widza na aktorach, na ich dialogu, otwiera nam wraz z autorką te przestrze­nie naszej psychiki, które zamy­kają się nawet przed najbliższy­mi. Sztuka Marshy Norman choć mówi o śmierci, ukazuje ją jako konsekwencję tragicznego wybo­ru, świadomej ucieczki od życia, z którego wysączyła się już na­dzieja - pozostała tylko smutna świadomość, że odchodząc skazu­je się na pustkę innego człowie­ka.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji