Artykuły

Nie wtrącam się

- Nie staram się wnikać w strukturę tego, co się dzieje na scenie. Od tego są aktorzy, zespół realizatorski, reżyser. Piotr [Łazarkiewicz] dokonał pewnych zabiegów na tekście, jak to zwykle reżyserzy. Nie wtrącam się w to - mówi IRENEUSZ KOZIOŁ, aktor, autor sztuki "Spuścizna", której prapremiera odbędzie się w Zielonej Górze.

Tradycyjnie we wtorek w Radiu Zachód - Wieczór bardzo kulturalny i gość - rozmawiamy z Ireneuszem Koziołem [na zdjęciu], autorem kilku sztuk, w tym "Spuścizny" realizowanej aktualnie w Lubuskim Teatrze. Próbujmy uświadomić naszym słuchaczom i wszystkim, którzy próbują pisać, jak trudna jest droga do scenicznej realizacji tego, co autor sobie wymyśli.

Jak wyglądał proces powstawania twojej "Spuścizny", od napisania do premiery na scenie? Czy tekst, który teraz ma w rękach reżyser Piotr Łazarkiewicz, jest tym samym tekstem, który napisałeś nocy zamykając dużymi literami "koniec"?

- "Spuściznę" zacząłem pisać 13 kwietnia 2004 roku; wtedy powstało pierwszych 13 stron. Zacząłem od sceny, która po wielu modyfikacjach znalazła się w finale. "Spuścizna" rodziła się przez siedem miesięcy po dwadzieścia cztery godziny, dzień w dzień. Nie wpadłem w wir pisania. Temat mnie zafrapował i rodził się cały czas w trakcie pisania. Rodziły się także zagadnienia formalne związane z pisaniem czy z tworzeniem. Nagle zacząłem rozumieć, że nie tylko piszę, ale tworzę pewną teatralną rzeczywistość. Kilkuwymiarową. Na tym zaczęło mi szczególnie zależeć. Warsztatowym błędem dramatopisarzy, tak mówią ludzie, którzy napisali już bardzo dużo dramatów, fachowcy, którzy się na tym znają, błędem jest widzenie obrazami. To jest pisanie dla filmu, dla twórców obrazów. Natomiast dramat sceniczny koncentruje się na słowie. Na zasadności pewnych zdarzeń.

Mówisz o dialogach?

- Powiedzmy, że chodzi o dialogi. Wcześniej tej prawdy jeszcze nie znałem. Moje pierwsze próby zakończyły się w maju. Wtedy zdecydowałem się pierwszą wersję "Spuścizny" zaprezentować w Laboratorium Dramatu przy Teatrze Narodowym do czytania warsztatowego.

Hola, hola! Czy tak każdy - z Żar, Wejherowa - może przyjść do Narodowego i przeczytać tekst?

- Niekoniecznie od razu przeczytać, ale posłać. Tekst posłałem Tadeuszowi Słobodziankowi. Znając strukturę Laboratorium, kontaktowałem się z nim wcześniej. Bywałem na czytaniach innych autorów. Tadeusz zainteresował się "Spuścizną", ale zaproponował dalszą pracę nad tekstem. Tadeusz Słobodzianek jest wielkim dramaturgiem - dosyć pochopnie zawężamy grono dramaturgii do Mrożka i Gombrowicza; wielu współczesnych zasługuje na uwagę.

I zaczęło się. Rżnięcia, cięcia, kłótnie?

- Byłem wręcz oburzony po pierwszym czytaniu warsztatowym.

Sponiewierali cię?

- Kompletnie. Czułem się wręcz pobity. Pierwsze chwile były bardzo trudne, ale uparłem się, żeby dramat jednak napisać. Miałem oczywiście chwile zwątpienia, ale zostały one jakby pokonane dalszym pisaniem. Przekonałem się, że uwagi, których nasłuchałem się całe morze, były zasadne.

Potem tekst trafił do reżysera Piotra Łazarkiewicza.

- Najpierw do redakcji Dialogu do pani Jovanki Doroty Ćirlić i do pani Krakowskiej, które - zainteresowane - przedstawiły tekst na kolegium redakcyjnym.

Nie myślałeś o konkursie, np. o wrocławskim?

- Nie. Konkursy nic nie dają. Owszem, kiedy wygrywa się poważne konkursy, dramaturgowi jest łatwiej. "Dialog" jest rzeczywiście jedynym pismem, od lat na serio zajmującym się dramatem.

Pojawia się więc Piotr Łazarkiewicz. Nawet ma obsadę... Małgorzatę Kożuchowską.

- Kożuchowska była w obsadzie czytania "Ciućmy". Do "Spuścizny" zaproponował młodą aktorkę, wtedy jeszcze studentkę Akademii Teatralnej, Martę Chodorowską, która wzięła udział w pierwszym czytaniu sztuki w Lubuskim Teatrze. Bardzo dobrze zostało to czytanie odebrane. Ale Marta jest osobą zajęta przez teatr macierzysty, czyli Teatr Narodowy, i nie ma jej w obsadzie. Rozmawiałem z Piotrem Łazarkiewiczem, który zaangażował się w czytanie "Ciućmy" w Laboratorium Dramatu, a jednocześnie dowiedział się, że napisałem "Spuściznę". W międzyczasie miałem ciekawą propozycję wysłania dramatu do Bremen na międzynarodowy festiwal teatralny i propozycję, która wyszła od Pawła Demirskiego, dramaturga , kierownika literackiego Teatru Wybrzeże w Gdańsku.

Jak się czujesz? Nie widziałeś jeszcze prób?

- Nie staram się wnikać w strukturę tego, co się dzieje na scenie. Od tego są aktorzy, zespół realizatorski, reżyser. Piotr dokonał pewnych zabiegów na tekście, jak to zwykle reżyserzy. Nie wtrącam się w to. Mam świadomość, że tekst napisany niekoniecznie musi być w całości przedstawiony. Z czego jestem zadowolony, co przez niektórych traktowane jest jako wyjątkowe, to powtórzenia, dzięki którym udało mi się pokazać pewną historię.

Sztukę polecam szczególnie młody ludziom, którzy szukają w sztuce prowokacji, trudnych pytań, czegoś, co porusza, Dwudziestego czwartego marca prapremiera. Bardzo na to czekamy, bo to nasze, lubuskie. Będziemy kibicowali, żeby sztuka znalazła się w szerszym obiegu.

- Zapraszam serdecznie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji