Pośladki, Świder i sprawa polska
W mniemaniu grupki tarnowskich radnych z AWS, świecący gołymi pośladkami w przedstawieniu "Zemsty" Papkin urósł do rangi problemu obyczajowego numer 1 w naszym mieście. Jak się okazuje, wystarczy pokazać kawałek męskiego tyłka, aby dało to niektórym asumpt do "światłych i fachowych" wypowiedzi na temat zgorszenia, kondycji tarnowskiej sceny i zdolności artystycznych jej dyrektora Stanisława Świdra.
Grupa rajców została tak zdegustowana papkinowskim tyłem i rozbuchanym scenicznym erotyzmem Klary, że postanowiła wydać specjalne oświadczenie, w którym dała odpór, tudzież zasugerowała nauczycielom, aby, broń Boże, nie wysyłali szkolnej dziatwy na owo przedstawienie, bowiem wstyd to i sromota, a dziatwa, zwłaszcza licealna, to, jak wiadomo, dzieciątka niewinne, u których tylna, a czasami i przednia część papkinowskiego organizmu mogłaby wzbudzić zgorszenie lub przynajmniej wprawić w osłupienie.
Kiedy informację o inicjatywie grypy radnych AWS usłyszałem w radiu, przez pewien moment byłem pewien, że zginął mi gdzieś jeden miesiąc i mamy 1 kwietnia. Ale nie! Wszystko serio i wszystko poważnie, nawet jeden radny (a może było ich więcej) tonem teatralnego wyjadacza mówił w radiu o tym, ile to on już "Zemst" w swoim życiu zobaczył, w ilu teatrach bywał, ale coś takiego to wstyd, hańba i ogólne zgorszenie. Czekałem na oskarżenie biednego Stanisława Świdra o zdradę stanu lub coś w tym rodzaju, ale okazało się, że jeszcze nie tym razem. Usłyszałem natomiast, że być może potrzebna jest cenzura obyczajowa i w tym momencie zauważyłem, że został przekroczony pewien próg, że tego typu postawy i pomysły trzeba zwalczać wszystkimi dostępnymi sposobami i środkami, że nie można pozwolić na to, aby tu i teraz nawoływano do powrotu cenzury.
Wydaje się, że niektórzy czuliby się znakomicie w poprzedniej epoce, a może i jeszcze wcześniej, gdy można było niesfornych komediantów gustownym stosikiem postraszyć lub koła użyć niezgodnie z jego właściwym przeznaczeniem.
Zrobiłem sobie szybki przegląd polskich reżyserów i ich dokonań teatralnych i doszedłem do wniosku, że niektórzy radni zabroniliby wystawiać w Tarnowie: Swinarskiemu, Wajdzie, Grzegorzewskiemu, Lupie, Szajnie, Fedorowiczowi, Bradeckiemu, nie miałby szansy zaistnieć teatr STU, Mandala, Teatr Ósmego Dnia, Kalambur a Peter Brook czy Living Theater zostaliby zatrzymani jeszcze przed rogatkami. Ciekaw też jestem, jak zareagowaliby owi rajcowie na przedstawienie "Celestyny" Rojasa, które kilkanaście lat temu wystawił w Tarnowie Ryszard Smożewski. To by dopiero była zadyma!
Niektórzy tarnowscy radni (dawniej z Ligi Samorządowej, obecnie z AWS) dali się już poznać nie tylko jako twórcy różnorodnych koncepcji natury ogólnej, ale również jako inicjatorzy ciekawych oświadczeń i protestów. Oczywiście nie jestem sobie w stanie przypomnieć wszystkiego z ostatnich czterech lat, ale sporym echem w krajowym mediach odbił się protest niektórych rajców dotyczący balu wampirów w Tarnowskim Centrum Kultury, protestowano z powodu niesłusznego ideologicznie i obyczajowo doradcy ministra edukacji, dano odpór koncertowi rockowemu, bowiem wykonawcy coś tam bąkali o szatanie... Na szczyty intelektu wspiął się jeden radny minionej i obecnej kadencji, który zaprotestował przeciwko wiszącej nad ul. Wałową tzw. przewieszce. Reklamowano na niej koncert, notabene dość sympatycznego zespołu o nazwie "Gin z Tonikiem", zaś radny doszedł do jedynego słusznego wniosku, iż jest to reklama alkoholu i przewieszkę trzeba zdjąć. Tak na dobrą sprawę to nie wiadomo czy wołać o rozsądek, czy o lekarza.
Ponieważ dziennikarze tylko czekają na takie "smaczki", więc oczywiście nasze, normalne i sympatyczne skądinąd miasto, ma w Polsce odpowiednią reklamę. I później czasem słyszymy "Mieszkasz w Tarnowie? Ale tam macie...". I trudno się temu dziwić, choć większość tarnowskich rajców to ludzie zdrowo myślący i charakteryzujący się racjonalnym podejściem do rzeczywistości.
A "Zemsta" nie podobała mi się.