Artykuły

Gwizdać? Gwizdać!

"Nie ma nic niebezpieczniejsze­go od uniwersalnych teorii w ustach ludzi o mętnej umysłowości" - napisał Słonimski w roku 1930. W tym samym roku od­była się prapremiera Lekarza bezdomnego - sztuki mówiącej o bezradności i bezbronności człowieka myślącego, liberała, który dostał się między szpady fanatycznych szermierzy dwóch potężnych doktryn. Synowie ty­tułowego bohatera, profesora Wernera, reprezentanci owych dwóch idei, "napełniają dom par­tyjnymi wrzaskami", żrą się ze sobą, agitują ojca. Ale gdy po­jawi się szansa zdobycia mająt­ku, możliwa do zrealizowania tylko we wspólnym działaniu - syn lewicowiec z synem prawi­cowcem dogadają się natychmiast i zgodnie poczną tratować wszystkich, nawet najbliższych, którzy staną im na drodze do upragnionej forsy. A profesor Werner? Profesor Werner nie walczy zaciekle w obronie swych ideałów; żadnej "uniwersalnej teorii" nie jest pe­wien na tyle, by w jej imię pod­niecać w sobie nienawiść. Osła­nia się jedynie ironią, na wylot prześwietlającą świat, który go otacza. Bo profesor, wedle słów Jerzego Stempowskiego, "jest z całą premedytacją przedstawiony jako bohater środka. Fanatyczne­mu ekstremizmowi swych synów przeciwstawia rodzaj empiryzmu prowadzącego do stanowisk po­średnich". I dalej: "Sztuka Sło­nimskiego jest więc niejako apologią rozsądnego umiarkowania". Ostrzega przed poddaniem się tym, którzy będąc "W posiada­niu kilku prostych procederów myślowych, wycinają na swój użytek najsmaczniejszy kawałek kosmosu i resztę jego, żeby nie zawracała głowy, chcieli po prostu zdemolować". I to zde­molować w znaczeniu jak naj­bardziej dosłownym.

Niechętnemu walce, nie mają­cemu predyspozycji na bohate­ra, nie podatnemu na odurzenia, za to pełnemu wątpliwości profesorowi pozostaje więc tylko - uciekać. Jeżeli to możliwe. Bo oto służący ostrzega, że ulicą "akurat idą dwa pochody. Jeden bardzo prawicowy, a drugi bar­dzo lewicowy. Nie przejdzie pan. W każdym razie radzę chyłkiem i pod murkiem..." Ta gorzka, pozbawiona złudzeń rzecz o losie intelektualisty, któ­ra miała na początku lat trzy­dziestych kilka premier, doczeka­ła się wreszcie i inscenizacji po­wojennej. Dobrze, że się docze­kała; źle natomiast, że takiej. która Słonimskiego bezlitośnie zarżnęła. A przecież, kiedy w Dramatycznym uniosła się kurtyna, przez moment wydawało się, że może nie być źle. Sceniczne wnętrze zdawało się tchnąć jakąś właści­wą dla tej sztuki atmosferą; wie­rzyło się, że w tym niechlujnym, zabałaganionym mieszkaniu żyje sobie niezamożny uczony. Że nie­wiele książek? W końcu bi­blioteka może być w innym po­koju... Ale złudzenia prysły natych­miast, przy pierwszej kwestii sztuki, kwestii Dawida - Jare­my Stępowskiego. Dawid jest u Słonimskiego postacią dość nie­zwykłą - były drapieżny lich­wiarz, który przeistoczył się w opiekuna finansowego i przyjacie­la całej rodziny Wernerów, któ­ry pod wpływem profesora stał się pilnym kibicem kultury - taka mieszanka wpływów z Na­lewek i z "Ziemiańskiej". Ale to, czego chciał Słonimski, zupełnie nie zostało wzięte pod uwagę. Stępowski, który miał być spe­cjalną omastą spektaklu (afisze głoszą: "Jarema Stępowski w Le­karzu bezdomnym"!) - zagrał tzw. Żydka. Mamy bowiem na scenie, ogólnie rzecz biorąc, dwa numerki na taką okoliczność. Żyd - mistyczny, złowieszczy reprezentant piekieł (obecnie na scenie zanikający) oraz Żydek - przekomiczna strachliwa figurka, która podskakuje i mówi ze złym akcentem. Tę to oglądaliśmy w Dramatycznym. Reszta ról była w wyrównany sposób nijaka. Papierowy był profesor Werner (Jan Tesarz), papierowi obaj synowie (Euge­niusz Nowakowski, Jerzy Rogow­ski). Jakiś cień życia tlił się je­dynie w Wiktorii Zofii Rysiówny i Florku (Juliusz Krzysztof Warunek), ale to nie wystarczy­ło, by uratować spektakl. Przed­stawienie ślimaczyło się niemiłosiernie. I męczyło - bowiem prawie połowa tekstu była nie­słyszalna, druga zaś połowa po­dana została bez ikry i ze sta­rannym, zwłaszcza przy dowci­pach, zacieraniem point. Wobec czego atrakcją wieczoru stała się jedna z niewielu wyraźnie wypo­wiedzianych kwestii, czyli słowa amantki: "Odrzuci mnie teraz jak wyciśniętą cytrynę, a raczej, co gorsza, jak nie wyciśniętą". Rozumiem, że wystawienie Lekarza nie jest sprawą łatwą. Nie jest to samograj - jak Rodzina, święcąca właśnie swe powojenne triumfy. Bo o ile w Rodzinie dowcip, akcja, teza są organicz­nie i sprawnie splecione, wyni­kają z siebie, o tyle w Lekarzu te elementy są jakby rozdzielone, więcej tu w dodatku czystej deklaratywności, statycznych dys­kusji, a mniej błyskotliwych żar­tów, które Rodzinę aż rozsadzają. Narzucić Lekarzowi ton, tempo, muszą reżyser i wykonawcy, od tego zależy kształt przedstawie­nia; czy przewagę uzyska składnik komediowy, czy też poważna rozmowa na poważne tematy. Natomiast spektakl w Dramaty­cznym robi wrażenie, jakby zda­no się właściwie na los szczę­ścia: jest atrakcyjny tekst, jest gwiazda na gościnnych wystę­pach, aktorzy nauczyli się ról, więc całość sama powinna się złożyć. Ale się nie złożyła. Każdy gra pod siebie, dialog się rozłazi, mowy nie ma o żadnych dyskusjach, ścieraniu się poglądów. Kliniczny przykład nieumiejęt­ności grania i kompletnego nie­zrozumienia prawideł sztuki konwersacyjnej. Przy tym i satysfakcja z same­go faktu wystawienia dramatu jest jakby niepełna, bowiem tekst został dotkliwie pocięty (w porównaniu z wersją publiko­waną w Dialogu). Wyleciało spo­ro ostrych żartów, w tym niema­ło ośmieszających antysemityzm, przez co rozprawa Słonimskiego z faszyzmem robi się mdła i pra­wie dobrotliwa. W całym tym smutnym zdarze­niu teatralnym najgodniejszy uwagi jest program, który, przy­pominając znakomity artykuł Stempowskiego, zdaje się pełnić tym samym rolę konia trojań­skiego - rozbudza apetyt, które­go scena nie potrafi zaspokoić. Pewna lojalność wobec teatru i w programie jednak zostaje za­chowana - w cytacie z Kroniki tygodniowej Słonimskiego prze­zornie ominięto jego wezwanie do "widzów teatralnych, aby gwizdali w teatrze". Że zaś w drugiej części tego zdania Słonimski namawia rów­nież do wybijania szyb w re­dakcjach - to już zupełnie inna kwestia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji