Artykuły

Gęste noce, gęste dni

Krakowski Salon Poezji. Wiersze Anny Piwkowskiej czytały Anna Radwan, Aleksandra Batko oraz autorka. Pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.

Towot? Tak. Przepiękny towot, świeży i ciepły, jego blask miękki, mieniący się włosami barw ciemnych, głębokich. Taka świetna gęstość.

"Czerwone zady kóz, od karku białe pręgi,/ farbiarka czyści ryby, czerwone pierze szmaty,/ farbiarze gaszą żar, rozgrzany łowią patyk/ z popiołu, wypalają na trawach czarne kręgi". To są pierwsze takty wiersza Anny Piwkowskiej "Farbiarka". Na końcu, po ostatniej kropce - kilka liter, parę cyfr. Przyszpilenie do konkretnego miejsca, konkretnego czasu. "Kreta, 19 lipca 2007, w nocy". Ciemność więc, gęsta ciemność.

W niej przyszły słowa. Przyszedł widok, kilka kształtów, parę kolorów, pięć gestów: nad rybami, nad szmatami, przy żarze, w popiele, pomiędzy źdźbłami. To wszystko. Z tego - hipnotyczna gęstość. Gęsta noc, gęsty dzień. Gęsty dzień na kartce w środku gęstej nocy. Jak wyjść z pierwszych taktów "Farbiarki"?

Ostatni Salon Poezji. Wiersze Anny Piwkowskiej, wybrane przez Bronisława Maja. Ona sama czytała, i Anna Radwan oraz Aleksandra Batko, jeszcze studentka aktorstwa. Konrad Ligas grał na akordeonie, Łukasz Pawlikowski - na wiolonczeli. To była godzina niby studnia pełna fenomenalnego towotu, falującego wersami niespiesznie, przejrzystego niczym bursztyny, wsysającego.

Dasz się zaprosić, wetkniesz nogi, odepchniesz się od krawędzi - i nie ma cię. Na godzinę lub trzy godziny znikasz już w zaledwie czterech pierwszych wersach "Farbiarki", a cóż dopiero o reszcie rzec! Hipnotyczna gęstość. O ciele mówię. O "ciele" tej poezji, niepowtarzalnie sensualnej, o "skórze" tych napisanych obrazów. Sensy przemilczę, bo miejsca mało, a od liczby sensów, od tych delikatnie uchylonych przez Piwkowską furtek, w głowie się kręci. Kręci się, gdy się czyta, wciąż od początku, bo wciąż ma się pewność, że przeczytało się o jeden raz za mało.

Czytały nieomylnie, gdyż prawie na biało, dodając tylko - każda swoją własną, niepodrabialną, różną od dwóch pozostałych - kobiecość. Każda - swój gatunek intymności, swoje ciepło, swoje okrawki pamięci, choćby o starych, przepadłych miłościach, bądź o tych, co właśnie się zaczynają. Wierszy tych na głos inaczej przeczytać nie sposób. One same są zbyt potężnym teatrem słów, zbyt doskonałą operą intonacji, aby topornie dłubać w nich sobą. Trzeba siedzieć cichuteńko. Cicho czytać, cicho słuchać. Tak. Więc raz jeszcze pierwsze takty "Farbiarki"...

Czerwień... kozy... białe pręgi... ryby... czerwień szmat... parzący popiół... dymiący patyk kreśli w trawach czarne kręgi... Dawno temu mądry pan spytał świat retorycznie: Czy nie zdarzyło wam się czytać, wciąż podnosząc głowę znad książki? Dokładnie tak działają gęste wiersze Piwkowskiej. Zatem - kolejny raz cztery wersy prologu "Farbiarki". Głowa w górę. Jak wyjść z tej gęstości? W którą stronę świata? W jaki czas? Przez którą z uchylonych przez Piwkowską furtek? Ruszyć w stronę jednego z sonetów Williama Szekspira, gdzie mowa jest o "ręce farbiarza"? Do Wystana H. Audena, który księdze swych esejów o istocie literatury taki właśnie dał tytuł: "Ręka farbiarza"? A może dalej iść, do jaskiń, na ścianach których pierwsi ludzie malowali bawoły i jelenie, rysując ich czarne kontury kto wie, czy nie dymiącym patykiem, łowionym w gorącym popiele?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji