Przed polską prapremierą Skrzypka na dachu
Trwają pierwsze próby. Na scenie resztki dekoracji z poprzednich widowisk, widać teatralne "bebechy"' Z nowych rekwizytów - jedynie te najbardziej niezbędne, pozostałe zastąpi gest. Bernard Ładysz - odtwórca głównej roli Tewiego - jeszcze bez kostiumu, w codziennym swetrze, próbuje śpiewać jedną z natychmiast wpadających w ucho piosenek; "Gdybym był bogaczem ... pracy bym się brzydził. Zbudowałbym dom największy na świecie...". Sceną "dyryguje" reżyser przedstawienia - Maria Fołtyn.
Powstają kolejne sceny przedstawienia. Do opracowanego przez zespół solistów materiału dojdą jeszcze taniec, no i pełna - z orkiestrą i chórem - muzyka. Na razie jednak ćwiczą oddzielnie. Tancerze pod kierunkiem Krystyny Gruszkówny - w sali baletowej. Orkiestra - w foyer teatru. Spektakl opracował muzycznie Rajmund Ambroziak. Wspólna próba odbędzie się dopiero na 3 tygodnie przed premierą. Są już także projekty kostiumów. Większość z nich powstaje w teatralnych pracowniach, niektóre dokupione będą z "Austerii".
Tak rodzi się spektakl o żydowskiej biedzie. Będzie w nim miłość, wielka troska ojca o dzieci, codzienne kłopoty i przede wszystkim sporo zwykłej ludzkiej mądrości.
W przedstawieniu - obok baletu, solistów chóru i orkiestry - udział wezmą dzieci z łódzkich szkół muzycznych, a także: koza, 4 kury, koguty, pies i kot - mieszkaniec teatralnej kotłowni.
- Największy problem mamy językiem. Ja pamiętam, jak trzeba mówić, lecz oni - Bernard Ładysz wskazuje gestem dłoni kilku młodych solistów - nigdy tej mowy nie słyszeli. Akcent trzeba zaznaczać leciutko, by nie brzmiał sztucznie. A potem dodaje: - To przedstawienie to proste słowa i prosta muzyka, a jestem pewien, że ze wzruszenia publiczność będzie płakać.