Artykuły

Gdzie jest sens człowieczeństwa....

Niemcy, wiosna 1940 roku. Robin Chalm Lewi, żyjący z lekcji gry na pianinie i Anna, która prosi go o lekcje... hebrajskiego, to główni bo­haterowie dramatu Żyda z Austra­lii, Rona Elishy, "Dwoje". Dla rabina świat umarł, pozostaje sam ze swoją nędzą i nicością. Pojawienie się Anny to próba sprostania nor­malnej próżni, jaka wytworzyła się po wojnie między ludźmi. Dramat Elishy jest strukturalnie niekonse­kwentny, z jednej strony epicki i zdystansowany, z drugiej symbo­liczny i liryczny. Obnaża ciemne za­kamarki natury ludzkiej i psycholo­gii społecznej, ale i broni się przed niewygodą sumienia. "Dwoje" to panorama dwóch postaw. Chaim próbuje wytłumaczyć Annie całą filozofię klasycznego hebrajskiego, gdzie ten sam znak może oznaczać równocześnie Boga i szatana, gdzie wielości można poszukiwać w jed­ności, a czas teraźniejszy nie wy­stępuje wcale. Natomiast Anna poprzez kolejne lekcje hebrajskie­go będzie starała się odnaleźć swo­ją autentyczność i wiarygodność, by w konsekwencji wyjechać do Palestyny. Czy traktuje ten kraj, za­mknięty w swoich złotych murach zbudowanych z olbrzymich wapien­nych głazów, jako miejsce gdzie ludzkość wyznaczyła sobie spotka­nie? Nie może jeszcze wiedzieć ile później wynikło z tego nieporozu­mień. Nigdzie dzisiaj tak wyraźnie nie można zobaczyć, że religia i kul­tura jest przebraniem, które ogranicza i dzieli, ale bez którego byliby­śmy bezradni. Widok tego ograni­czenia budzi współczucie, które może prowadzić gdzieś dalej, głę­biej: jakby za tą jerozolimską jaskinią kryło się miejsce jakichś dalszych wtajemniczeń. Jerozolima - wciąga, stawia pytania, nad który­mi głowi się, krążąc po labiryncie ulic.

To co mi najbardziej przeszkadza w bydgoskim przedstawieniu, to brak muru fizycznej wspólnoty. Może to wynikać z koncepcji i in­terpretacji postaci, które reżyser po­traktował jakby oddzielnie. Dialog, szczególnie w pierwszej części, wy­daje się brzmieć monotonnie, jed­noznacznie i jednostajnie. Mówi się w takich sytuacjach, że między ak­torami "nie iskrzy". Rodzaj obcości tych dwojga wydaje się więc mo­mentami trywialny. Kazimierz Wyka pisał, że "nie ma pomiędzy ludźmi większego i bezwzględniejszego podziału, jak pomiędzy szczęściem jednych, a cierpieniem drugich", tekst Elishy można czytać na wiele sposobów. Myślę, że mógł się na­wet w bohaterach pojawić rodzaj tragicznej ironii, a gra Teresy Kwiat­kowskiej w pierwszym akcie, pod­kreślająca niesympatyczne cechy bohaterki nie musiała budzić tylko drażniącego uczucia litości pomie­szanego z irytacją. Kwiatkowska właściwy ton roli odnajduje dopie­ro w części drugiej, kiedy opowia­da pięknie, czysto i wzruszająco hi­storię swego życia. Niestety zbyt natarczywie i bezpośrednio brzmi w jej wykonaniu finał sztuki.

Są dramaty, które wydają się mało atrakcyjne, by nie powiedzieć nud­ne, szare, jakieś przygaszone. Do­piero potem, po wyjściu z teatru, okazuje się, że owe nieciekawe ob­razy gdzieś w nas utkwiły, budzą niepokój, dociekliwość, domagają się pełniejszego zrozumienia. Tak się dzieje w przypadku ostatniej bydgoskiej premiery, która rozkrę­cała się bardzo powoli, by w końcu zmusić nas do coraz uważniejsze­go przypatrywania się bohaterom, którzy komponując na scenie ob­raz uwikłania i zagubienia dwojga ludzi, poszukujących sensu życia i człowieczeństwa, potrafili pokonać, pomimo wszystko zwycięsko, am­bicje i mielizny intelektualno-symboliczne autora, osłabiające ja­sność i klarowność opowiadanej historii. Skądinąd być może dla nie­których już przebrzmiałej...?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji