Czy Przełęcki może odejść? UCIEKA PRZEPIÓRECZKA
Prapremiera Przepióreczki zainaugurowała w roku 1925 dwudziestowieczną historię polskiego Teatru Narodowego. Spektakl ten wywołał wiele sprzecznych opinii, a sztuka Żeromskiego stała się najważniejszym utworem dramatycznym lat dwudziestych. Trafiała w sedno ówczesnych niepokojów i dylematów. Dzisiaj znaleźliśmy się w sytuacji podobnej: znowu rozpoczynamy budowę Rzeczypospolitej. Goniec zwrócił się do ludzi teatru, w różny sposób związanych z Przepióreczką, by dowiedzieć się, czy utwór Żeromskiego również dzisiaj może zabrzmieć aktualnie. Pytanie, które było pretekstem do krótkich wypowiedzi, za każdym razem brzmiało: Czy dzisiaj, w listopadzie 1990 roku, Przełęcki może odejść?
Zdzisław Mrożewski, Zabrzeziński (historyk sztuki) w Teatrze im. Słowackiego w Krakowie (1945):
- Odejście jest przypisane naturze Przełęckiego. Taka postawa jest oczywiście odpryskiem romantyzmu. Przełęccy to byli pierwsi niepodległościowcy, ludzie, którzy walczyli o kulturę, o język polski, o historię. On nic nie winien, że Smugoniowa się w nim zakochała. Przełęcki jest naukowcem i ma pewne konkretne plany do realizacji. Skoro nie może ich realizować w Porębianach, zrobi to gdzie indziej. My odeszliśmy już od takiego sposobu myślenia. Wojna, władza ludowa, marksizm, leninizm - to pogmatwało ludziom w głowach. I dziś w najlepszej sytuacji są ludzie posiadający zdolność zmieniania skóry. Ale tacy ludzie nic pozytywnego nic zrobią. Zamiast budować, będą tylko kręcić nosem. Bo żeby osiągnąć jakiś ważny cel, trzeba z czegoś zrezygnować. Tak jak Przełęcki.
Irena Byrska, reżyser Przepióreczki w Teatrze im. Żeromskiego w Kielcach (1955) i Teatrze Wybrzeże w Gdańsku (198ó):
- Przełęcki nie ma nic do gadania. Jeśli sam nie odejdzie, to zostanie po prostu przepędzony. Mieszkańcy Porębian mają już dość pięknych ludzi z miasta, którzy przybywają z misją, niczym te nie domyte, nie doczesane panie w długich wyświechtanych sukniach - rewolucjonistki 1905 roku. Przed realizacją wielkich idei najpierw trzeba uporządkować rzeczy najprostsze. A do takich problemów najprostszych, a przez to najważniejszych, należy rodzina. Zamach na rodzinę jest wykroczeniem najbardziej nikczemnym i dlatego pogrążony w obłokach Przełęcki musi odejść. Porębiany same wiedzą najlepiej, jak pracować.
Henryk Machalica, Przełęcki w Teatrze Dolnośląskim w Jeleniej Górze (1955):
- Przełęccy w dzisiejszych czasach znowu są potrzebni. Trzeba odbudować rzetelne postawy wobec życia, wobec bliźnich. A takim pozytywnym bohaterem, wzorcem może być Przełęcki. Czy sztuka ta zabrzmiałaby dzisiaj aktualnie? Wymagałoby to bardzo współczesnego odczytania. Zajmie się tym, myślę, następne pokolenie. Nie wiem, czy realizacje Przepióreczki w minionych latach miały szerszy oddźwięk. W 1984 w Teatrze Dramatycznym w Warszawie - to nie był czas dla Przełęckich. Ale pamiętam też Przepióreczkę w Teatrze Ludowym w Warszawie, wspaniałą rolę Wyrzykowskiego. Spektakl szedł kompletami, cieszył się ogromną popularnością. Z moim Przełęckim jeździliśmy po województwie jeleniogórskim. Kiedyś po spektaklu przyszła do mnie starsza pani, wzruszona, zapłakana, powiedziała, że coś w niej poruszyłem, przypomniałem. Byłem wtedy bardzo młody, ale to wielkie szczęście dla aktora grać postać, która może wywołać podobne reakcje.
Bohdan Korzeniewski:
- Przed wielu laty, kiedy jeszcze komunizm nie objawił wszystkich okrutnych upodobań, występowałem dosyć stanowczo przeciwko Przełęckiemu. Uważałem, że kulturą nie powinno się w wolnym kraju obdzielać jak morgami i przybierać wielkopańskiej pozy wykrzykując: Takie są moje obyczaje. Dzisiaj, po półwiekowych doświadczeniach historycznych zmieniam swój pogląd radykalnie. Uważam, że Przełęcki nie tylko może, ale musi pozostać. Widzę ratunek dla postkomunistycznej Polski tylko w działalności Przełęckich. Oni bowiem będą zdolni uratować kulturę bez ministerialnych nominacji i bez profesorskich mędrkowań. Tylko ich wiara, nawet naiwna i trochę arogancka, może nas uratować przed zdziczeniem. Choćby kosztem biednej Smugoniowej i cierpień jeszcze biedniejszego Smugonia. Nawet, gdyby miał go zagrać Stefan Jaracz, na co, niestety, się nic zanosi. Co zaś do Księżniczki, to nie uda się z historii wymazać faktu, że w Porębianach porąbano mahonie na podpałkę do kuchni, a w salonach hodowano prosiaki. O nowy lokal dla instytutu kształcenia nauczycieli będzie trudno.
Jerzy Gliński, Przełęcki w Teatrze Młodego Widza w Łodzi (1956) i w Teatrze Polskim w Bydgoszczy (1970):
- Grałem Przełęckiego dwukrotnie. Za każdym razem publiczność przyjmowała Przepióreczkę bardzo aktualnie. Społecznikowska pasja odzyskuje swój sens co jakiś czas i dzisiaj chyba znowu nadeszła dla niej chwila prawdy. Gdyby zagrać Przełęckiego jako człowieku współczesnego, mogłoby to dzisiaj zabrzmieć bardzo aktualnie. Teraz tacy ludzie są bardziej potrzebni niż kiedykolwiek: mają ogromne pole działania.
Tadeusz Pluciński, Przełęcki w Teatrze Ludowym w Warszawie (1956):
- Tak.
Jan Maciejowski, reżyser Przepióreczki w Teatrze Polskim w Szczecinie (1958):
- Przełęcki nie powinien odejść. Były ważniejsze i istotniejsze sprawy. Powinien wytrwać w tym, co robił.
Zbigniew Niewczas, Przełęcki w Teatrze im. Jaracza w Łodzi (1959):
- Przełęcki to postać wykreowana siedemdziesiąt lat temu. Przez te lata nastąpiły zmiany nie tylko w technice, ale przede wszystkim w naszej psychice. Obecnie nie ma idealistów, w życiu dominuje myślenie praktyczne. Oczywiście, najlepiej byłoby, gdyby Przełęcki potrafił pogodzić miłość ze sprawami społecznymi, które doprowadziłby do końca. Już w latach pięćdziesiątych, kiedy przygotowywaliśmy ten spektakl, Przepióreczka trąciła myszką. Wątpię, czy Przełęcki mógłby stać się bohaterem współczesnym.
Jan Machulski, Przełęcki w Teatrze im. Osterwy w Lublinie (1961) i Teatrze Śląskim w Katowicach (1970):
- Przełęcki wybrał mniejsze zło; jakieś zasady trzeba przecież mieć. Swoim odejściem ratował wartość najwyższą: rodzinę. A co do pracy, którą rozpoczął, to przecież do tego stopnia podrażnił ambicje mieszkańców Porębian, że i bez niego będą działali nadal. Bez Przełęckiego zamek może istnieć, wraz z nim rodzina Smugoniów - w żadnym wypadku. Coraz mniej jest takich, którzy potrafią odejść w odpowiednim momencie. Dla mnie Przełęcki jest wzorcem do naśladowania.
Gustaw Holoubek, Przełęcki w Teatrze Narodowym (1964):
- Cała historia romansu ze Smugoniową jest ze strony Przełęckiego prowokacją, mistyfikacją. Bo nie chodzi tutaj o mezalians, lecz o test na to, co się stanie, jeśli pójdzie się za głosem serca - paląc za sobą mosty kariery, pozycji w środowisku. Ten akt dyskryminacji na sobie samym przeszedł najśmielsze oczekiwania Przełęckiego. Jego pozostanie związane byłoby z kajaniem się, przeproszeniem, upokarzaniem. A to jest niemęskie. Oczywiście człowiek, który konstruuje, nie może odejść z powodu ambicji, z powodu kaprysu - to również byłby zabieg niemęski. Odkąd przeczytałem Przepióreczkę Przełęcki nie był dla mnie fircykiem. Grać Przełęckiego to grać człowieka, który z racji swej pozycji czuje potrzebę zabrania się do pracy. Ale Przełęcki nie może być działaczem, gdyż przede wszystkim jest mężczyzną, który poczuł perwersyjny pociąg do Smugoniowej, tej wiejskiej zdrowuchy. Zagrana dzisiaj Przepióreczka mogłaby być sztuką o ciemnogrodzie, o stereotypach, które określają moralność.
Izabella Cywińska, reżyser Przepióreczki w Teatrze Polskim w Poznaniu (1969):
- Przełęcki nie może odejść, szczególnie dzisiaj. Czekał prawie pięćdziesiąt lat na moment, w którym mógłby zrealizować swoje plany. Jego inicjatywa krępowana była gorsetem przepisów, systemem nakazów. Dopiero teraz może działać swobodnie, pokazać czego jest tak naprawdę wart. I choć niektórzy patrzą na niego niechętnie, z zazdrością - musi pozostać, dokończyć rozpoczętego dzieła.
Marek Walczewski, Przełęcki w Starym Teatrze w Krakowie (1970):
- Dla mnie jest to pytanie żartobliwe i tylko żartem można na nie odpowiedzieć. Przełęcki w naszej sytuacji jest anachronizmem, nie ma tutaj prawa wstępu. Jeżeli jest u władzy to zrogowaciał wewnętrznie, jeśli bawi się w politykę - to nie ma szans, ponieważ polityką zajmują się gangsterzy. Wajda, Łapicki nie nadają się do zawodu polityka. Szczytne ideały to dzisiaj nie wszystko. Naród żąda obietnic, pięknych słów. Myślę, że na nas ciągle ciąży myślenie poetycko-romantyczne. Ja to nazywam polityką grottgerowską: Rusek dobija się do drzwi, a kobiety modląc się przyciskają dzieci do piersi. Nie umiemy przejąć niczego z zachowań Konradów i Przełęckich.
Elżbieta Karkoszka, Smuguniowa w Starym Teatrze w Krakowie (1970):
- A dlaczego miałby odejść? Powinien walczyć o swoje, każdy ma prawo myśleć tak jak chce i powinien walczyć o to. Mówię o tym nie z pozycji Smugoniowej, bo jako taka chciałabym zostać z Przełęckim - mój Przełęcki był bardzo przyjemny. Chciałabym, żeby można było realizować własne ideały. Każdy powinien iść swoją drogą do przodu.
Kazimierz Kaczor, Smugoń w Starym Teatrze w Krakowie (1970):
- Czy istnieją Przełęccy dzisiejszych czasów... Myślę, że są. Może nie działają w takich warunkach jak niegdyś, ale są to ludzie, których idee, poświęcenie, zaangażowanie stawiają obok bohaterów Żeromskiego. A więc nie powinni odejść, jeżeli już istnieją. O wiele bardziej kontrowersyjny jest sposób podejścia Przełęckich do rzeczywistości. Czy nam potrzebni są romantycy? Choć, z drugiej strony, Przełęcki był także praktykiem, wiedział jak realizować swoje pomysły. Pozostaje inna wątpliwość: co dzisiejsi Smugoniowie powiedzą na takich Przełęckich? Czy potrzeba nam bardziej Smugoniów czy Przełęckich? Ale takie pytanie nie padło.
Stefan Treugutt:
- Docent Przełęcki... Młody, błyskotliwie uzdolniony. To nie wszystko: działa wręcz magnetycznie na otoczenie, gromadzi ludzi wokół siebie, potrafi ich pchnąć do skutecznego działania, natchnąć wiarą w sens wspólnego wysiłku. Społecznik z temperamentu i przekonania. Osoba wręcz charyzmatyczna. Do tego zdecydowanie przystojny, czarująco uwodzicielski (gdy ma ochotę). I ważna uwaga: zakładamy - w zgodzie z tym, co się o nim wie - że docent P. działa bezinteresownie, że nie z ambicjonalnych pobudek puścił w ruch akcję oświatową, buduje poważny ośrodek pracy naukowej i społecznej. Człowiek czystych intencji, po prostu uczciwy. I co ma pan P. uczynić dalej, po szczęśliwej inicjacji i po jeszcze lepszym rozruchu swego dzielą? Jasne, powinien odejść. Wycofać się. Taktownie, możliwie rychło - zniknąć. Nim się podziw i przywiązanie do niego nie przemienią w uniżoność, w uwielbienie. Nim się współpracownicy staną wyznawcami. Nim się zwarty zespól nie podzieli na faworytów i frustratów, tych po prawicy i po lewej ręce, czystych i przybrudzonych. Pakować manatki winien Przełęcki i dla własnego dobra: Wiadomo, jak psychicznie deformuje sukces, głośna admiracja, pochlebstwa. Któż w końcu nie uwierzy w swoją genialność w takich warunkach? Bo jestem lepszy, szybciej myślę, sprawniej działam, więc trzeba za nich i myśleć, i decydować, trzeba tę trzódkę po pastersku batem pogonić... Tak dla zbawienia własnej duszy, a i dla ratowania godności kolegów, docent P. ustępuje z areny. Jak tryumfujący torreador. Jeden byk wystarczy. Coś niech zostanie dla innych. Odchodząc niech się P. nie wadzi z kobietami ani o kobiety. Do obyczaju charyzmatyków należy przyjmowanie uwielbień (także damskich), ale nie odwrotnie, nie angażowanie się samemu. Wysoki stopień autentyzmu wewnętrznego niech broni naszego bohatera przed upadkiem w bagno intryg romansowych. Ucieka przed banałem, kto skazał się na wielkość duszy.
Mariusz Puchalski, Przełęcki w przedstawieniu dyplomowym PWSFTViT w Łodzi (1974):
- Ależ naturalnie, musi odejść. Ta smętna jesień nie jest dla-Przełęckich. Tacy, jak on odrodzą się za 10-15 lat. Dziś praca u podstaw jest potrzebna narodowi, ale na Przełęckich nikt nie zwraca uwagi. Giną w tłumie. Mogą się doczekać jedynie zawału serca i wrzodów. Wkrótce będą pracowali w głębokiej konspirze. Za dyktatury proletariatu bardzo trudno o Przełęckich.
Andrzej Ziębiński, reżyser Przepióreczki w Teatrze Popularnym w Warszawie (1978):
- W postępowaniu Przełęckiego sprawą zasadniczą są jego obyczaje. Obyczaje polskiego inteligenta. I oczywiście można powiedzieć, że swoją decyzją odejścia z Porębian zagraża sukcesowi szkoły, ale przecież poza działalnością społeczną jest on również człowiekiem. Lekceważy ideę w imię swoich obyczajów. Czy postępuje słusznie? Trudno rozsądzić ten dylemat.
Krzysztof Kumor, Smugoń w Teatrze Popularnym w Warszawie (1978):
- Jako Smugoń uważam, że Przełęcki powinien odejść i to jak najszybciej, hen precz, za góry, za lasy, oczywiście - sam. Natomiast, jako człowiek współczesny uważam, że pytanie sformułowane jest nieprecyzyjnie: zostać - w Porębianach, czy zostać - z Dorotą w Warszawie? W Porębianach, oczywiście - nie. Całe te kursy oparte były na niezbyt czystych intencjach Księżniczki i, pozostając, zmuszony byłby do odgrywania dwuznacznej roli. Odbudowa zamku zaś jest nierealną mrzonką, jak słusznie twierdzi pan Bęczkowski, jedyny trzeźwy człowiek w tym towarzystwie. Pozostanie z Dorotą, oczywiście w Warszawie, pozwoliłoby z kolei uczynić szczęśliwymi przynajmniej dwie postaci z licznego grona frustratów Pana Stefana. Smugoniowi i tak nic nie pomoże: małżeństwo samo z siebie jest rzeczą trudną, a małżeństwo z kobietą nie kochającą potrafi być piekłem. Pozostawionemu samotnie czas zabliźni rany a energia, wyzwolona z syzyfowych prac nad rozniecaniem ogniska domowego, może być obrócona z pożytkiem na rzecz tak miłej sercu Autora pracy społecznej. Mówiąc to wiem, żem zdrajca, bom sam z ziemi Jego...
Jan Kulczyński, reżyser Przepióreczki w Teatrze Dramatycznym w Warszawie (1984):
- Przełęcki zachowuje się bardzo moralnie. Przeżył letnią przygodę na społecznym wyjeździe i powinien się z tego wycofać. Ważne jest kontynuowanie codziennej, żmudnej roboty w terenie i po to, żeby jej nic zepsuć, musi odejść. Pozytywistyczna myśl, praca u podstaw ważniejsza jest niż wzloty, błyśnięcia naukowca, który w Porębianach zjawia się na chwilę.
Halina Winiarska, Księżniczka w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku (19S6):
- Bez względu na to, w którym roku żyjemy wartości pozostają wciąż, te same. Przełęcki musi odejść ze względu na wyższe wartości, których brak tak dotkliwie odczuwamy, chociaż tak dużo się o nich mówi.
Andrzej Łapicki:
- Czy Przełęcki musi odejść? Czy inteligencja musi odejść? Czy jej rola się skończyła? Cały wiek XIX - zachowanie tożsamości narodowej, budowa Niepodległej, przetrwanie komunizmu, nawet z grzechami hańby domowej. KOR, Solidarność - to przecież dzieło inteligencji. To zasługa inteligencji. To tryumf inteligencji. Czy Przełęcki ma odejść w niebyt, tym razem nie z własnej woli, zepchnięty przez Wścieklicę. Jakie będą Porębiany bez Przełęckiego? Jaka będzie Polska? A więc ma rację geograf Bukański:" Im mniej światła, tym lepiej". Zostaną nam jeszcze Okopy Świętej Trójcy. Reduta. Reduta przeciw białej komunie.
Zebrali:
Ewa Gałązka i Tomasz Mamcarz