Artykuły

"Halka", jakiej nie znacie. I jakiej się nie spodziewacie

Opera to wyrafinowane dręczenie kobiet i doprowadzanie ich do efektownych śmierci. W operze nie można jednak umrzeć bez głosu. A to dar wyjątkowy. Wart każdej ceny. Rozmowa z Cezarym Tomaszewskim, reżyserem "Halki" pokazywanej podczas festiwalu Opera Rara 31 stycznia.

Marta Gruszecka: "Reżyser, choreograf, performer" - czytamy w pana biografii. W "Halce" wciela się pan w rolę reżysera.

Cezary Tomaszewski: W "Halce" zajmuję się przede wszystkim reżyserią. Jako wypadkową doświadczeń, umiejętności i zainteresowań, które udało mi się w życiu zdobyć. Ukończyłem szkołę muzyczną I i II stopnia i przez 15 lat śpiewałem w chórze (dziecięcym, a potem młodzieżowym) w Teatrze Wielkim w Warszawie. Studiowałem teatrologię, choreografię i zajmowałem się performance'em. Moja propozycja teatralna łączy te elementy.

Nazywają pana operomaniakiem. Słyszał pan tysiące tytułów operowych, a wiele z nich sam zaśpiewał. Dlaczego spośród polskich oper na festiwal Opera Rara wybrał pan akurat "Halkę" Stanisława Moniuszki?

- "Halka", opera narodowa, znana jest przede wszystkim z czteroaktowej wersji warszawskiej. Mało kto wie, że istnieje wersja wcześniejsza, dwuaktowa. Moniuszko skomponował ją w 1848 roku jeszcze w Wilnie, krótko po zakończeniu pracy nad pierwszym tomem "Śpiewnika domowego". Wileńska "Halka", którą przygotowujemy na festiwal, to wersja niezwykła - precyzyjnie skupiona na opowiadanym w niej dramacie. Zaskoczeniem dla wielu będzie brak "hitów", czyli arii Jontka "Szumią jodły na gór szczycie", tańców góralskich czy mazura. Te Moniuszko dopisał dla Warszawy, żeby tytuł spełniał kryteria widowiska i zaspokajał komercyjne oczekiwania publiczności. Dzięki Capelli Cracoviensis, grającej na instrumentach z epoki, dostajemy brzmienie, którego byśmy się po "Halce" nie spodziewali. Okazuje się, że to muzyka kameralna. Pozbawiona operowej masy, przez co piękniejsza i bardziej przejmująca. Początkowe sceny opery brzmią wręcz wodewilowo z tymi koloraturowymi popisami. Moniuszko jako kompozytor dojrzewa z postacią Halki, szlachetnieje w trakcie pisania. Nie wspominając o precyzyjnej pracy z motywami przewodnimi, a "Lohengrin" Wagnera to dopiero 1850 rok! Chęć pokazania znanej opery z zupełnie innej perspektywy inscenizacyjnej i muzycznej zadecydowała o tym, że wybór "Halki" na Operę Rarę był oczywisty.

Kiedy po raz pierwszy trafił pan na muzykę Stanisława Moniuszki?

- Jako 11-letni chłopiec zostałem obsadzony w roli młodego Stasia Moniuszki w spektaklu "Przy kominku" reżyserowanym przez Marię Fołtyn w Teatrze Wielkim w Warszawie. Scenariusz przedstawienia składał się z pieśni ze "Śpiewnika domowego". Można więc powiedzieć, że to Fołtyn zapoznała mnie z Moniuszką. Ten autobiograficzny wątek przenoszę zresztą do "Halki" [w roli 11-letniego Cezarego Tomaszewskiego wystąpi Filip Adamus - przyp. red.]. Ta inscenizacja jest też trochę o mnie i moim "wchodzeniu" w operę. To historia znajdowania głosu, a jednocześnie nawiązanie do osoby, która ten głos straciła.

Jak Maria Fołtyn...

- Maria Fołtyn to postać wyjątkowa. Prawdziwa osobowość i diwa, której życie można opisać fragmentem arii z opery "Tosca" Giacomo Pucciniego - "Żyłam sztuką, żyłam miłością". Artystka oddała się Moniuszce całkowicie, kompozytora traktowała niemal jak partnera życiowego. Kiedy straciła głos, została reżyserką i mecenatką Moniuszki, promując jego muzykę na całym świecie. Wystawiała "Halki" w różnych miejscach. Zawsze starała się zaadaptować historię opery do specyfiki danego kraju, walcząc jednocześnie o zachowanie jej polskiego charakteru. Prowadziło to oczywiście do zabawnych paradoksów. "Halka" była grana m.in. na Kubie (kobieta śpiewająca partię tytułową była czarnoskóra, ale miała na sobie polski strój ludowy) czy w Japonii (Fołtyn narzekała, że Japończycy nie są w stanie tańczyć mazura, bo mają miękkie nogi).

Co mogło pociągać inne nacje w losie naszej Halki?

- Patrząc na "Halkę" jako na dzieło swoich czasów, to opera ta nie różni się od innych. Mężczyzna kompozytor daje tytułowej bohaterce nadzwyczajny głos, żeby ta mogła w najpiękniejszy sposób umrzeć w finale. I tak skończyły Halka, Łucja z Lammermoor, dalej w historii Carmen, Tosca, Madama Butterfly czy nawet Lulu. Opera to wyrafinowane dręczenie kobiet i doprowadzanie ich do efektownych śmierci. W operze nie można jednak umrzeć bez głosu. A to dar wyjątkowy. Wart każdej ceny.

Maria Fołtyn, która straciła głos, staje się metaforycznym monstrum, które nie może umrzeć. Te wątki, jak i cała historia Halki, trafiają w naszej inscenizacji do salonu będącego symbolicznym salonem Fołtyn. Mieszka w nim samotna, starsza osoba, która wciąż żyje wspomnieniem swojego głosu.

Przenosi pan operę narodową do salonu?

- Wywodzę się ze sceny performatywnej, zatem strategia polegająca na uwspółcześnianiu jest mi obca. Sama zmiana kostiumu na współczesny lub przekładanie danej historii na dzisiejsze realia nigdy nie wydawało mi się wystarczającym zabiegiem reżyserskim. Każda partytura proponuje osobny teatr. Czytanie dźwięków jako zapisanego scenariusza dziania się na scenie i przekładania go na współczesne ciała śpiewaków to wyzwanie większe i ciekawsze niż tylko pomysł na nowy setting libretta. Punktem wyjściowym naszej inscenizacji jest fakt historyczny - "Halka" wileńska miała prapremierę w salonie państwa Müllerów, teściów Moniuszki. Opera narodowa w salonie? To tak jakby grać "Halkę" w akademiku. A my przenosimy naszą "Halkę" do salonu i jest to gest polityczny. Zamknięcie opery narodowej w bardzo dookreślonej przestrzeni z meblościankami, piętrowym łóżkiem, pianinem czy kuchenką otwiera zupełnie nową perspektywę jej odczytania.

Otwiera się pan też na młodych artystów.

- W "Halce" zaśpiewa grupa nadzwyczaj utalentowanych młodych ludzi. Otwartych i odważnych. Bez wbitego w głowie wzorca, jak coś powinno brzmieć lub wyglądać, że bohaterkę tytułową należy zagrać zawsze i wszędzie w taki, a nie inny sposób. W roli Halki zadebiutuje Natalia Kawałek, niesamowicie zdolna śpiewaczka, związana na co dzień z Theater an der Wien i Kammeroper Wien. W pozostałych rolach wystąpią: Jakub Pawlik, Sebastian Szumski, Małgorzata Rodek, Jerzy Butryn oraz Łukasz Klimczak i będzie to ich debiut jako bohaterów "Halki". Obok nich wystąpią młodziutki Filip Adamus i Aldona Grochal, aktorka Starego Teatru (w roli Marii Fołtyn). Ta obsada zupełnie nie przypomina tradycyjnej obsady operowej. To kolejny powód, żeby przyjść na nasze przedstawienie, dać się zaskoczyć i pokochać Moniuszkę. Jestem przekonany, że o tych młodych śpiewakach niebawem będzie głośno. A my z Capellą Cracoviensis jesteśmy dumni, że możemy ich przedstawić krakowskiej publiczności.

OPERA RARA

Historia Opery Rary sięga 2009 roku. Osiem lat temu cykl skupiał się na przedstawianiu ambitnych i święcących triumfy spektakli operowych. W tym roku Opera Rara zmieniła formułę na festiwalową, co oznacza, że obok prezentowania największych dzieł operowych na krakowskich scenach możemy oglądać też pełne wersje sceniczne w teatralnej oprawie. Jedną z nich jest "Halka" w reżyserii Cezarego Tomaszewskiego, którą obejrzymy 31 stycznia, 1 i 2 lutego o godz. 19 w ICE Kraków (Konopnickiej 27).

Pojedyncze bilety na koncerty oraz karnety festiwalowe można kupić za pośrednictwem portalu www.eventim.pl oraz w czterech punktach informacji miejskiej InfoKraków: przy ul. św. Jana 2, w Pawilonie Wyspiańskiego (pl. Wszystkich Świętych 2), w Sukiennicach (Rynek Główny 1/3) oraz przy Powiślu 11.

Festiwal Opera Rara potrwa do 10 lutego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji