Pułapka trącąca myszką
Premierze klasycznego kryminału Agathy Christie "Pułapka na myszy" - w nowym, zgrabnym tłumaczeniu Hanny Baltyn - przygotowanego przez zespół warszawskiego Teatru Polskiego na warunki Sceny Kameralnej, towarzyszyła łezka nostalgii. Wiadomo bowiem, że 28 kwietnia, po 52 latach, Teatr Polski przestaje być użytkownikiem sceny przy Foksal. Jak ta z natury rzeczy klaustrofobiczna sztuka wpisze się w warunki dużej sceny, to już odrębne zagadnienie. Na razie, jeszcze na małej, byliśmy świadkami obcowania z teatrem, jakiego próżno by dziś gdzie indziej szukać, z teatrem sprzed półwiecza.
Przypomnijmy, że prapremierowa "Pułapka na myszy" grana była w repertuarze Ambassadors Theatre w Londynie od 25 listopada 1952 r. do 23 marca 1974 r. Dwa dni później zagrano ją w St. Martin's Theatre, na którego afiszu utrzymuje się do dzisiaj. To wciąż niepobity rekord długowieczności jednej inscenizacji na scenie. W ciągu blisko 50 lat od pierwszego pokazu wystąpiło w niej 318 aktorów. Obejrzało ją ponad milion widzów. Przetłumaczono ją na 24 języki. Była i jest nadal grana w 44 krajach.
Inscenizacja Jana Bratkowskiego sprawia wrażenie, jakby reżyser wystawił ją z początkiem lat 50. i utrzymał do naszych czasów. Wszystko - łącznie z wnętrzem pensjonatu imitującym mieszczański styl angielskiej prowincji końca lat 40. i grą aktorów, jest tu klasycznie poczciwe, z lekka zwietrzałe, trącące myszką. Dla pełnego efektu zabrakło jedynie wylatujących z ciężkich kotar moli.
Tego typu inscenizacja, niczym z lat młodości rodziców, albo i dziadków wielu dzisiejszych widzów, jest zapewne interesującą osobliwością na teatralnym rynku. Poza nazwiskiem "królowej kryminału " Agathy Christie, atrakcją wabiącą publiczność jest niewątpliwie Wiesław Michnikowski, który stanowi klasę sam dla siebie w niewielkiej roli Paraviciniego, podstarzałego amatora kobiecych wdzięków.