Artykuły

Przewidywalne kpiny w Nowym

"Sonata widm" Augusta Strindberga w reż. Markusa Öhrna w Nowym Teatrze w Warszawie. Pisze Witold Mrozek w Gazecie Wyborczej.

"Sonata widm" w Nowym jest kpiną z wykpionych już po sto razy teatralnych i dramatycznych konwencji. No dobrze, także z gwiazdorstwa Nowego Teatru. Kto spodziewa się więcej, może się rozczarować.

Przybyły niedawno do Warszawy Markus Öhrn to jedno z głośnych nazwisk europejskiego teatru. Jest Szwedem, ale najważniejsze spektakle zrobił w Berlinie. Jego głośną trylogię pokazał niedawno warszawski Nowy Teatr Krzysztofa Warlikowskiego. Łączy ona różne wątki - od historii Josefa Fritzla po europejski kolonializm. Twórczość Öhrna wiąże się z krytyką zachodniego modelu społeczeństwa i rodziny. Teraz z zespołem Warlikowskiego Öhrn wystawił "Sonatę widm" szwedzkiego klasyka Augusta Strindberga, który ze społeczeństwem swojej epoki też szedł na noże.

Dwie centralne postaci sztuki to student Arkenholz i tajemniczy starzec na wózku inwalidzkim, zwany dyrektorem Hummelem. Student, szlachetny młody idealista, przybywa do domu rzekomego Pułkownika - oszusta podszywającego się pod arystokratę, w rzeczywistości bankruta i blagiera. Dzięki swym zacnym czynom i protekcji "dyrektora" ma wejść do rodziny. Wśród jej osobliwych członków jest m.in. żona Pułkownika, niegdyś piękna kobieta, dziś nazywana "Mumią" , a sama siebie uważająca za... papugę. Dama prawie nie opuszcza wnętrza wielkiej szafy - nie widzi innych i nie daje się oglądać. Z kolei piękna córka państwa domu, cierpiąca na tajemniczą chorobę, przebywa w pokoju pełnym hiacyntów. To z nią Hummel chce ożenić Arkenholza.

Złowrogie marionetki

Sztuka Strindberga na pozór łączy ogień i wodę: realizm i gorączkową fantasmagoryczną wyobraźnię. Jak w (cokolwiek przerysowanym) realistycznym antymieszczańskim dramacie wychodzą tu na jaw coraz to nowe uwikłania i dawne zbrodnie, na których opiera się świat na pozór zacnych bohaterów. Jednocześnie szybko przy rodzinnym stole pojawiają się tytułowe widma - duchy mrocznej przeszłości. Widzą je tylko tajemniczo połączeni Arkenholz i Hummel.

Öhrn pozostawia ze sztuki Strindberga zrąb fabuły i postaci. Przypomni je zresztą pokrótce we wprowadzającej sekwencji wideo. Jak każe szwedzki klasyk, scena podzielona jest na pomieszczenia zbudowane ze ścianek kartonowych; są rośliny w doniczkach w roli hiacyntów. Widz może krążyć dookoła tej utrzymanej w trashowej estetyce scenografii lub oglądać akcję na ekranie. Z kamerą zaś krąży po scenie postać w stroju śmierci.

Öhrn osobliwie ogrywa "dziwność" Strindbergowskiego świata. Wszyscy wykonawcy noszą wielkie głowy-maski, wyglądające jak z papier mâché. Umieszczone w nich mikrofony sprawiają, że aktorzy mówią nienaturalnie - głosem podwyższonym, obniżonym, czasem z potężnym echem. Przedzierają się przez graną na żywo organową muzykę, obijając się o siebie niczym wielkie złowrogie marionetki - oblewają czerwonym keczupem, okładają laskami czy tną monstrualne łby stołowym nożem.

Kpina z gwiazdorstwa

Aktorzy pozostaną do końca schowani za maskami, odcięci od typowych wyznaczników swego kunsztu - pracy głosem, mimiki, psychologicznej "prawdy" czy emocjonalnego oddziaływania. Ale też od glamouru "aktorów Warlikowskiego". Skąd mamy mieć pewność, że za wielką pokraczną głową z jakiejś masy i elektronicznym metalicznym głosem kryje się akurat Jacek Poniedziałek?

"Mumią" jest u Öhrna każda z figur dramatu, dosłownie spowitych w kokon. Skrzekliwe papuzie głosy powtarzają kwestie dramatu sprzed 110 lat, w Polsce niewystawianego praktycznie od dwóch dekad. Szwedzki reżyser celebruje scenę w operze, gdzie student poznaje Pułkownika, zajmowanie miejsc na ponumerowanych wysłużonych fotelach szybko zmienia się w sekwencję gwałtu, w gigantycznych maskach raczej pocieszną. Mieszczańska kultura jako przemoc? Uwaga, osobliwy nowy ekspresjonizm Öhrna niemożliwy jest tu do oddzielenia od grubej ironii.

Można w spektaklu Öhrna doszukiwać się obrazu permanentnej przemocy wiodącej do odczłowieczenia, ale dla mnie "Sonata widm" w Nowym jest raczej kpiną - owszem, momentami bardzo zabawną - z wykpionych już po sto razy teatralnych i dramatycznych konwencji. No dobrze, także z gwiazdorstwa Nowego Teatru. Kto spodziewa się więcej, może się rozczarować.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji