Artykuły

Witamy w polskim piekle. Stos już czeka

"Klątwy" wg Stanisław Wyspiańskiego i Artura Pałygi w reż. Marcina Libera w Teatrze im. Osterwy w Lublinie. Pisze Kacper Sulowski w Gazecie Wyborczej - Lublin.

To najbardziej wyrazisty spektakl, jaki w ostatnich latach zobaczyliśmy w Lublinie. To także dowód na to, że teatr częściej powinien zabierać głos w sprawach, które łączą i dzielą Polaków. Artur Pałyga i Marcin Liber w spektaklu "Klątwy" z brutalną starannością pokazują kulisy polskiego piekła.

"Klątwę" Wyspiański napisał pod koniec XIX wieku. Akcja dramatu dzieje się w podtarnowskiej wsi Gręboszewo, której społeczność zmaga się z plagą długotrwałej suszy. Pleban twierdzi, że to kara za grzechy mieszkańców. Oni jednak powód gniewu Boga upatrują gdzie indziej. Wszyscy we wsi wiedzą, że ksiądz ma romans z gospodynią. Mają dwójkę dzieci. Coraz bardziej podburzeni chłopi, aby walczyć z klątwą, zmuszają Młodą do złożenia Bogu krwawej ofiary. Zafascynowany antyczną tragedią Wyspiański odbiera moc sprawczą ludziom i pozwala, żeby o losie bohaterów zdecydowało fatum.

"Wiatr znów wieje w tę stronę"

Z czasów, w których rozgrywa się ta historia, reżyser zostawia tylko archaiczną frazę. Wszystko inne jest aktualne i współczesne. Chłopi, którzy w dramacie pracują na polu plebana, tutaj budują kościół. Są betoniarki, telefony komórkowe i spodnie moro. W tej historii Artur Pałyga (dramaturg i autor części tekstu) i Marcin Liber (reżyser) dostrzegają niepokojący rym do teraźniejszości. - Wiatr znów wieje w tę stronę - mówią zaczerpnięte z Szekspira czarownice. Pałyga dorzuca tu więcej współczesnych akcentów. Najmocniejszym jest płomienne przemówienie, które wkłada w usta Sołtysa. Postać mówi o przywracaniu porządku i sile narodu. Liberalizm porównuje do bolszewizmu, nazywając go najgorszą z bestii. Nawołuje do zjednoczenia pod jednym godłem i jedną nazwą. Za nim siedzą mieszkańcy wsi. W jednej ręce trzymają karabin, w drugiej kartkę z napisem "Jestem chrześcijaninem". Z opisanej przez Wyspiańskiego społeczności twórcy spektaklu wyciągnęli coś pierwotnego i pogańskiego. Wykorzystując motyw abrahamowskiej przypowieści, podkreślili różnicę pomiędzy starym a nowym Bogiem. Stary Bóg jest wszechmocny, surowy i mściwy. W przeciwieństwie do tego z Nowego Testamentu nie zna litości ani miłosierdzia. To porównanie wybrzmi jeszcze mocniej w drugiej części, podczas porządkowania Polski przez Diabła.

Diabeł porządkuje Polskę

W drugiej części dyptyku, napisanej przez Pałygę, przenosimy się do czasów współczesnych. Grupa odkrywców amatorów w podziemiach świątyni dokonuje ekshumacji zwłok czarownic. Bohaterowie dogrzebują się do historii Anny Szwedyczki. Tę część scenariusza Pałyga stworzył na podstawie notatek z prokuratorskiego przesłuchania oskarżonej o praktykowanie czarów lublinianki. Wyrok na kobietę został ogłoszony na rynku miejskim. W 1678 roku Anna Szwedyczka po nieludzkich torturach została spalona żywcem na stosie. Razem z duchem czarownicy w katakumbach budzi się Diabeł. Na początku mały, kaleki i lekko ogłuszony, ale gdy dochodzi do siebie, śmiało bierze się za porządkowanie Polski. "Bo to diabeł nasz, czyli czyni dobro" - szczerze myślą odkrywcy.

Jazda bez trzymanki

O ile w pierwszej części spektaklu można doszukiwać się mniej lub bardziej subtelnych aluzji do współczesnej sytuacji politycznej, druga część to już jazda bez trzymanki. Cytaty z o. Rydzyka, transparenty z martwymi płodami, aborcja w czeskiej klinice. I pielgrzymi. W jednej ręce krzyż, w drugiej pochodnia. W tej Polsce jedynym słusznym wyznaniem jest wyznanie państwowe, a chrześcijaństwo w obecnej formie należy zrewolucjonizować. Tych, którzy mają inne zdanie, zagłuszyć głośnym "Zdrowaś, Maryjo". Tutaj Bóg nowotestamentowy też ustępuje staremu. Nie ma czasu na litość i przemyślenia. Trzeba ratować kraj. Ktokolwiek zawaha się, czy jest po dobrej stronie, musi opuścić przyjęcie. Polowanie na czarownice rozpoczyna się od nowa.

Drażni, niepokoi, jątrzy

Mocnej treści towarzyszy wyrazista forma, dzięki której Liber skutecznie buduje klimat napięcia i nerwowości. Pulsujący rytm spektaklu wyznacza jazgot kościelnych dzwonków, a błyskawiczne przejścia między scenami, stroboskopowe światła i zgrzytliwa muzyka oddają klimat trzymającego w napięciu thrillera. Pamiętając tragiczne zakończenie pierwszej części, nie można być spokojnym. W końcu tutaj też mieszkańcy ułożą stos.

Pod względem aktorskim "Klątwy" zapamiętamy szczególnie jako popis Janusza Łagodzińskiego. W obydwu częściach aktor tworzy postać, która drażni, niepokoi, jątrzy. Jako diabeł jest wyrafinowany, przebiegły i bezpardonowy. Pomiędzy dwoma bohaterami, w których się wciela, rozciąga subtelną nić porozumienia, wyzwalając kołaczące w głowie skojarzenia.

Wystarczy zapałka

Tak jak Wyspiański w końcu XIX wieku, tak Pałyga dziś doskonale wyczuł i zobrazował polskie nastroje społeczne. Dyptyk "Klątwy" wyreżyserowany przez Marcina Libera w Teatrze im. J. Osterwy pokazuje, że historia lubi zataczać koła. Ze zręcznego połączenia dwóch opowieści, które chronologicznie dzieli ponad 100 lat, powstał bardzo wyrazisty i mocny spektakl o religijnym fanatyzmie, dewocji i hipokryzji. O wierze, która zaślepia, i honorze, który zagłusza. A Diabeł jest zawsze z tymi, którzy gorliwiej bronią Boga. Pałyga i Liber nie zostawiają tu niedopowiedzeń ani dwuznaczności. Ich głos jest do bólu wyraźny i dosłowny. - To nie jest czas na metafory - mówią ustami jednego z bohaterów. Bo stos już stoi. Wystarczy jedna zapałka.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji