Komuna tańczy i śpiewa
"Komuna Paryska" w reż. Weroniki Szczawińskiej w Teatrze Polskim w Bydgoszczy. Pisze Anita Nowak.
Inspiracją dla stworzenia przez Weronikę Szczawińską i Agnieszkę Jakimiak na scenie Teatru Polskiego w Bydgoszczy spektaklu "Komuna Paryska" stały się wydarzenia 1871 r., kiedy to stolica Francji odcięła się od wszystkiego, co działo się w pozostałych częściach kraju i utworzyła namiastkę idealnego, rządzącego się własnymi prawami terytorium; komunę opartą na demokracji bezpośredniej, gdzie wszyscy obywatele są równo traktowani i mają takie same prawa; wszystkim też wspólnie zawiadują, bez żadnych przedstawicieli w organach rządzących.
I Komunardom udawało się nawet przez siedemdziesiąt dwa dni, zanim do tej pięknej bajki- marzenia wtargnął okrutny realizm, wcielać w życie wszystkie swoje postulaty.
Rzeczywistość sceniczna jest jakby kalką tych idei, przełożoną na język sztuki.
Grupa artystów weszła na scenę i zaczęła na równych prawach tworzyć przedstawienie- koncert, który jest opowieścią o Komunie Paryskiej. Ale nie tylko. Poprzez losy absurdalnie groteskowych, bo żyjących ponad 145 lat, postaci- idei, realizatorzy odwołują się do różnych momentów w historii świata, kiedy to ideały komunardów na chwilę znów ożywały.
Przedstawienie urzeka plastyczną wizją całości. Oryginalne, z lekka tylko stylizowane na epokę, a w dużej mierze będące kompozycją ponadczasowych, jak ideały Komuny, elementów fantazji scenografa, Daniela Malone, kostiumy przydają spektaklowi uniwersalnej wymowy. Zwłaszcza, że w całość wkomponowane są też fragmenty sfilmowanych opowieści aktorów w sytuacjach niby to prywatnych, rozgrywających się współcześnie.
Makieta paryskiego ratusza, w którym usytuowany był główny sztab tej idealistycznej społeczności, krwistoczerwona kurtyna i plansze z symbolami Komuny wznoszone i opuszczane w zależności od sytuacji i aktualnego przesłania danej sceny, potęgują wrażenie żywiołowości.
Której nie brakuje i za sprawą Pawła Sakowicza, autora ruchu scenicznego, a także ekspresyjnego operowania ciałem przez aktorów. Tu na duże brawa zasługuje zwłaszcza Małgorzata Witkowska.
Dominującym elementem tego spektaklu jest jednak muzyka. Wraz z wpisanymi w nią głosami aktorów wypełnia absolutnie całą przestrzeń przedstawienia. Idealnie współbrzmi ze słowami piosenek, szczególnie z tą "Paryż budzi się ze snu" Artura Rimbaud'a. Wykorzystanie różnorodnych instrumentów perkusyjnych wywołuje niezwykły rytm, podkreślający rewolucyjny klimat i drapieżność songów. Energetyczność muzyki podbijają aktorzy, o niezwykłym w tym zespole potencjale wokalnym. Dialog głosu Alicji Mozgi z perkusją Cezarego Kołodzieja budzi podziw mistrzowskim poziomem, a "Chelsea" w wykonaniu Magdaleny Celmer uwodzi nostalgicznym klimatem.
Muzyka Krzysztofa Kaliskiego chwilami transowa, innym razem kojarząca się ze strojeniem instrumentów przed koncertem, to znów opadająca kaskadowo i wznosząca się, w efekcie łączy się w jednorodną stylistycznie całość. Ścieżka dźwiękowa tego spektaklu- koncertu z pewnością powinna znaleźć się na płycie CD.
Kompozycje oraz muzyczne projekty performatywne Krzysztofa Kaliskiego są jedną z najważniejszych warstw wszystkich spektakli, do których tworzy ścieżkę brzmieniową. Nie tylko współgrają one z akcją, budują napięcie, posiadają własną dramaturgię, ale przede wszystkim dają aktorom możliwość wpisania brzmień swych głosów w muzyczną partyturę.
---
(Recenzja emitowana 15 stycznia 2017 na antenie Polskiego Radia Pik w "Śniadaniu z Muzami")