Artykuły

Gra w życie

Podobno, jak pisze w programie p. Ursula Aszyk, powodzenie "Trucizny te­atru" pozwoliło jej autorowi "odzyskać chęć do pisania". Rodolf Sirera, kataloński dramaturg, reżyser i krytyk, za­czynał od teatru niezależnego. Może dlate­go większość jego dramatów jest alternatywna w stosunku do tego, co w lite­raturze, historii czy w rzeczywistości zastał. Tak politycznej, jak teatralnej. Ta fascynacja teatrem, ludźmi teatru, czasem i przestrze­nią w teatrze, była inspiracją do napisania "Trucizny...". Teatr to fikcja. Sirera, negując rzeczywistość obiektywną, pokazał możli­wość zaistnienia fikcji samej w sobie, zacie­rając granice rzeczywistości i teatru i zostawiając widza z pytaniem - co dalej?

GRA. Wszyscy w życiu gramy jakieś role, którym przyświeca jakiś cel, bądź kieruje nimi idee fixe. Bohaterzy dramatu u Sirery to Markiz (Andrzej Rausz) i Gabriel de Beaumont, kome­diant (Marek Kępiński). Pierwszy ogarnięty swoją idee fixe - przeżycia na najwyższym po­ziomie estetycznym możliwie autentycznie ode­granej sceny śmierci, i drugi, mający dać spełnić się idei Markiza. W stylizowanych na epokę strojach, przebrany za lokaja Markiz roz­poczyna wobec oczekującego na audiencję Gabriela GRĘ. Proponuje zniecierpliwionemu komediantowi wino, zagadując go filozoficznie o etyczne strony profesji aktora. Zdumionemu taką wiedzą i świadomością Gabrielowi, "lokaj" oświadcza, że w rzeczywistości jest Markizem.

Po wyjaśnieniu przyczyn tego kamuflażu, Mar­kiz proponuje Gabrielowi zagranie sceny śmierci z napisanej przez siebie sztuki. Kome­diant, przekonany obietnicą sutej zapłaty, po­dejmuje próbę odegrania wskazanej sceny. Niezadowolony z jego gry Markiz oświadcza nagle, że w podanym mu wcześniej winie była trucizna. Przerażonemu Gabrielowi obiecuje odtrutkę pod warunkiem, że ten, powodowany strachem przed własną śmiercią, teraz na pew­no przybliży swoją grę do rzeczywistości. Ale odtrutka okazuje się prawdziwą trucizną a Mar­kiz może przystąpić do obejrzenia "prawdziwie" zagranej sceny przez swego "bohatera". Czy Gabriel zmarł? Tego w dramacie Sirera nie mówi a reżyser odsyła komedianta tak jakby w nicość (światła i dym - bardzo teatralne). Nagle pozostawionemu w niepewności widzowi (dość długa pauza w ciemności) ukazują się inny Markiz (Mirosław Bieliński) i inny Gabriel (Jerzy Miedziński). Wszystko zaczyna się od nowa. Aktorzy grają "to samo tylko zupełnie inaczej". Dogmatycznie, poprawnie zagrany, stylizowany na epokę dialog, zamieniony zo­staje na farsę. Jedną GRĘ zastąpiła druga, zmienili się tylko aktorzy. Ten reżyserski zabieg wcale nie musi odpowiadać na pytanie o Pra­wdę, wystarczy, że wyraźnie Pokazuje jak ła­two Grając rozmazać granice między życiem a teatrem. Może właśnie dlatego przydługi nieco spektakl ogląda się z uczuciem momentami nieświadomości - po której to stronie jesteśmy, na scenie, czy na widowni? To odczucie po­zwala, na miarę możliwości aktorów tarno­wskiej sceny, mówić o spektaklu udanym. Dopełniająca całości scenografia jest oszczęd­na. Ogranicza się do znaków (poza kostiuma­mi). "Skanalizowana" jest w tunelu, zamykającym przestrzeń i dającym perspekty­wę trzeciego planu. Rażą tylko szczegóły - po­mieszanie mebli, szkła z właściwym czasem ich przeznaczenia i miejsca. Muzyka spełnia swoją rolę - ani nie "łata dziur", ani nie prze­szkadza, a to dobrze.

Pokusy GRY, która pozwala przekroczyć bariery chociażby śmierci, dostarcza życie, a przełożenie jej na teatr pozwala nam otrzeć się o prawdę o sobie. Polecam.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji