Artykuły

Ekshumacja

Ekshumacja miała miejsce w Sali Prób Teatru Dramatycznego. Na czele komisji ekshumacyjnej stanął Ludwik René. Ekshumowano "Komedię" Apolla Nałęcz-Korzeniowskiego. Apollo Nałęcz-Korzeniowski tym głównie zapisał się w pamięci potomnych, że był ojcem Josepha Conrada. Współcześni znali go jako człeka natury niepokornej, postrach ziemiańskich salonów. Także jako gorącego patriotę, czynnego uczestnika przy­gotowań do Powstania Styczniowego, potem ze­słańca. Nie zaistniał natomiast Korzeniowski w pamięci potomnych jako pisarz. Jego nazwiska próżno szu­kać w dzisiejszych historiach literatury. Podobnie teatr niezmiernie rzadko sięga do jego dramatycznej spuścizny. A samą "Komedię" wystawiono raz tylko. Zrobiła to Maria Wiercińska w roku 1952 we Wrocła­wiu. Niewielkie ma więc to dzieło tradycje scenicz­ne. Tym trudniejsza była operacja. Ekshumacji dokonano starannie. Odkurzono zmurszałe karty. "Komedia" oczywiście komedią nie jest, jak uczy doświadczenie, jak wiemy z lektury innych "Komedii", choćby Dantego czy Krasińskie­go. Prawidłowość nie zanikła: "Operetka" nie jest operetką, "Opera za trzy grosze" nie jest operą. Ano, aż tak daleko posuwają się w swej przewrotności przebiegli autorzy.

"Komedia" jest to rzecz o przetargu dotyczącym ręki sierotki z nielichym posagiem, jak to u sierotek bywa. Przetargu ograniczonym do dwóch konku­rentów: dobrego i złego, czyli biednego i bogatego, czyli mądrego i głupiego, czyli poety i nieroba. Sierotka jest oczywiście szlachetna, lecz naiwna i nieświadoma intrygi. A sprzedać pannę z zyskiem usiłuje stryj wspierany przez synowicę. Stryj jest podstępnym, obłudnym egoistą a synowica mściwą, zgorzkniałą wdową. Ot i cała zabawa. Aha, jest jeszcze pozytywny przedstawiciel ludu, który kno­wania tych dwojga wywleka na światło dzienne. On jeden przeżywa ewolucję, to znaczy najpierw (nie­cnie) pomaga stryjowi w trosce o własną kieszeń, potem (szlachetnie) pomaga dobremu konkurento­wi. I tylko kończy się rzecz cała nietypowo - bez happy endu. Bo nie komedia to, ale udramatyzowana satyra na współczesną autorowi niecnotę. Ze ludzie tacy chci­wi, bo pannę sprzedają. Tacy nieuczciwi, bo oszuku­ją i podkładają świnie. Tacy snobistyczni, bo czuli na zagraniczne nowinki. Tacy aintelektualni, bo gardzą poezją.

Apollo Nałęcz-Korzeniowski naraził się znajomym okrutnie. Tekst uznano za nad wyraz śmiały. A jak brzmi dzisiaj? Anachronicznie, muzealnie. Minęły czasy, minęły obyczaje, minął tamten teatr. Po sce­nie, jak w dobrze utrzymanym skansenie, poruszają się sztucznie ożywione, wycięte z papieru postaci, wygłaszają płomienne tyrady. Intryga jest żenująco błaha i ograna. Wymowa ideowa - jeśli w ogóle jest, nie dotrze nijak do dzisiejszego widza. A to. że i dziś chodzą po ziemi oszuści i pazerne snoby, to jeszcze zbyt mało, by zabytek restaurować. Aby przetrwało okrutną próbę czasu, potrzeba dziełu jednak czegoś więcej. Członkowie komisji ekshumacyjnej, aktorzy Tea­tru Dramatycznego robią co mogą. Z wdziękiem pląsają między gustownymi parawanikami. a z jednowymiarowością postaci i pompatycznością mo­nologów walczą z różnym skutkiem. Tomasz Stoc­kinger ma zadanie najtrudniejsze. Jego Henryk jest bohaterem bez skazy, ideałem spotykanym tylko na kartach złych powieści i dramatów. Jakaś wewnętrz­na siła czy też aktorska intuicja, a może po prostu bardzo dobry warsztat pomagają mu udźwignąć tę rolę i Stockinger jest sugestywny, niemal prawdzi­wy. Wojciech Duryasz ze smakiem wydobywa i wy­grywa rozliczne przywary amanta Dudkiewicza. Nie­duża to rola, lecz bardzo starannie opracowana, naprawdę zabawna. Wielkie i wciąż nie w pełni wykorzystane możliwości kryje w sobie cenny naby­tek Teatru Dramatycznego - Sławomir Orzechowski (Sekretarz). Niedawny absolwent PWST, a już w peł­ni dojrzały aktor ma - poza wielką siłą ekspresji -coś, co sprawia, że mu się po prostu wierzy. Cieka­we, kiedy Orzechowski zacznie grać role, w których będzie mógł w pełni pokazać na co go stać. Wróćmy jednak do skansenu. Ewa Decówna (Ba­sia) wygląda ładnie. W akcie pierwszym z niejasnych przyczyn zdejmuje spódnicę. Akcję ożywia jeszcze kilka innych ciekawych rozwiązań, jak gimnastyka poranna, zdejmowanie bucików itp. Całość niestety nie kończy się wesołym oberkiem, morał dla widza wypływa smutny.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji