Artykuły

Tarnów w nowym sezonie

W ciągu miesiąca tar­nowski Teatr Ziemi Krakowskiej wystąpił z pięcioma premierami.

Przygotowywano je w trakcie zmian organiza­cyjnych i gruntownej przebudowy budynku te­atru, uniemożliwiającej normalny tok pracy. Ta­jemnicą zespołu pozosta­je, jakim nakładem sił i starań doprowadzono do inauguracji sezonu na trzech scenach jednocześ­nie. Działalność dużej i małej sceny rozpoczęto eksperymentem repertua­rowym - monotematycz­ną premierą "Turonia" w reżyserii Ryszarda Smożewskiego i "Słowa o Ja­kubie Szeli" w realizacji Jerzego Wasiuczyńskiego. Sceny objazdowej nato­miast "Balikiem gospodar­skim" Zabłockiego (reż. Janiny Orsza-Łukasiewicz). Tyle w listopadzie, grudzień przyniósł następ­ne premiery: "Hipnozę" Cwojdzińskiego, "Kulig" Schillera oraz krakowską szopkę dla dzieci.

Rozmach tego teatral­nego startu nie mieści się w dotychczasowej trady­cji placówki tarnowskiej. Dla mieszkańców miasta jest zaskoczeniem, podob­nie jak reprezentacyjny, przekonstruowany budy­nek teatru, zdolny po­mieścić 500 widzów na obu scenach; jak niespo­tykana tutaj forma rekla­my przedstawienia - przestrzenna kompozycja przedmiotów umieszczona przed teatrem zamiast tradycyjnych gablot z plakatami i zdjęciami; jak wreszcie nowy zespół, do którego zaangażowano aktorów z różnych ośrod­ków teatralnych wraz z grupą absolwentów łódz­kiej PWSTiF.

Zapowiedzi repertuaro­we, to co dzieje się w teatrze i wokół teatru, bu­dzi zainteresowanie mia­sta. Miernikiem tego jest wzrastająca ilość sprze­dawanych indywidualnie biletów, zapełniona wi­downia na przedstawie­niach i napływające za­mówienia z ośrodków te­renowych. Ambicją teat­ru jest nie tylko dociera­nie w teren (zarówno ten najodleglejszy, jak i po­bliski - przykładem Za­kłady Azotowe w Tarnowie-Mościcach), lecz tak­że zachęcanie i przyzwy­czajanie widzów do od­wiedzania stałej siedziby teatru.

W tych ramach działa­nia mieścił się gościnny spektakl "Turonia" ogląda­ny przeze mnie nie na macierzystej scenie, ale w sali widowiskowej Azotów (widownia na 600 osób, znakomita akustyka, scena większa od tar­nowskiej). Był on dla zes­połu podwójnym egzami­nem - pierwszym zet­knięciem z liczną prze­cież społecznością tego kombinatu przemysłowe­go i zarazem sprawdzia­nem możliwości pracy w zmienionych warunkach (największą trudność sprawiało niedostateczne oświetlenie sceny).

Z tej próby "Turoń" wy­szedł zwycięsko. Zadecy­dował o tym niewątpliwie kształt inscenizacyjny spektaklu - konsekwent­ny, podporządkowany jed­ności miejsca, akcji i na­stroju, w swojej prosto­cie i czystym rysunku wręcz kameralny. Różni się on korzystnie od kieleckiej realizacji Ryszarda Smożewskiego sprzed dwóch lat. Podobnie jak w tamtym przedstawieniu reżyser ujął tekst w ra­my songu "Pieśni do Tu­ronia", komentującej wy­darzenia sceniczne. Miej­scem akcji w kieleckim spektaklu była ustawiona pośrodku sceny estrada z umownymi elementami scenograficznymi - do­okoła niej skupiali się aktorzy czekający na swo­je wejścia. W tarnow­skiej inscenizacji sceno­grafia Marii Adamskiej określa przestrzeń sceny jako wnętrze mrocznego dworu szlacheckiego i za­razem miejsce wydarzeń rozgrywających się poza jego ścianami. To posze­rzenie tła akcji osiągnię­to skrzyżowaniem deko­racji typowego wnętrza z epoki z surowym kształ­tem szubienic - wymow­ną aluzją do wydarzeń z 1846 roku.

Tarnowski "Turoń" mówi o rabacji chłopskiej w Tarnowskiem i jego przy­wódcy Szeli - kołodzieju ze Smarzowej, o tragicz­nym epizodzie historii, który odsłonił dramatycz­ne konflikty klasowe między chłopstwem a szlachtą, uniemożliwiają­ce wspólnotę działania przeciwko zaborcy. Aby "Turoń" dla obecnego widza znaczył więcej niż "obrazek z dziejów ojczy­stych", wymaga zdecydowanych posunięć inter­pretacyjnych. Wiele nie­aktualnych diagnoz Że­romskiego osłabia w po­czuciu dzisiejszego widza i czytelnika wymowę społecznej pasji tego dra­matu. Nie mówiąc już o mieliznach i zasadzkach literackich, będących dla sceny prawdziwym kło­potem (postać Chudego, który niczym deus ex machina przynosi rozwią­zanie akcji dramatu). Smożewskiego zaintere­sował w "Turoniu" pewien określony proces - prze­chodzenie zwycięzców na pozycje pokonanych, przejmowanie ich obycza­jów, nawyków i przeko­nań. Szela stopniowo od­dziela się od swoich lu­dzi - w finale spektak­lu jest outsiderem, stoi już poza wydarzeniami, które go przerosły. Etapy tego procesu wydobywa Smożewski konsekwent­nie w całym przedstawie­niu. Oto Szela zasiada na fotelu zamordowanego Cedry i każe sobie przy­nieść najlepszego wina z piwniczki. Zdradzają go nie tyle słowa, ile gesty: nieśmiałe początkowo gładzenie obicia mebla, stopniowo coraz pewniej­sze zachowanie, a wresz­cie nieukrywane zadowo­lenie i podziw dla same­go siebie, manifestujący się w swobodnej, butnej pozie.

Kiedy Staszek prosi go o zgodę na małżeństwo ze szlachcianką, walczy w Szeli ambicja i poczu­cie godności chłopskiego przywódcy z chęcią za­kosztowania pańskiego życia. I zdradza się ze swym pragnieniem, kiedy z mściwą satysfakcją mó­wi: "Szela z dzieuchą te­go wojaka Cedry."

Jest jeszcze jeden, najbrutalniejszy i najbar­dziej przekonujący ak­cent. Szela każe Chudemu ściągnąć sobie buty. Traktuje go jak służalca, jak pan chłopca stajenne­go: od tego momentu jest już po drugiej stronie gromady.

Wydaje mi się, że tar­nowskie przedstawienie w tej warstwie jest najbardziej interesujące. Wiąże się z tym podskórny nurt ironii, towarzyszący wie­lu sytuacjom scenicznym. Tragiczny zryw Xawerego zmienia się w fałszy­wy i demaskatorski gest - Szela nie musi wytrą­cać mu broni z ręki... Wyprawa szlachty do powstania jest nie tyle działaniem, ile mówie­niem o działaniu. Drama­tyczne starcia i konflikty okazują się nieoczekiwa­nie tragikomiczne - dob­rze, jeżeli wiąże się z tym pewna interpretacja, jak w wymienionych sce­nach. Gorzej, jeżeli ko­mizm i śmiech pokrywa pustkę, czy chybione po­sunięcie reżyserskie - a i to się zdarza (westerno­we tempo finału, budzące śmiech na widowni). Nie ma w tym "Turoniu" wiel­kiego tłumu (jak w zie­lonogórskiej inscenizacji Hoffmanna), nie ma też klimatu wielkiego wido­wiska. Jest natomiast wyrównana gra zespołu aktorskiego i kilka uda­nych ról: Szela (Zbigniew Kłopocki), Staszek (An­drzej Bieniasz), Xawery (Krzysztof Stroiński) i Chudy (Jan Brzeziński).

Spośród trzech ogląda­nych przeze mnie przed­stawień żadne nie jest wydarzeniem teatralnym - dwa natomiast "Turoń" i "Kulig", prezentują rze­telny warsztat. Zastrzeże­nia musi budzić "Hipnoza", której jedyną racją bytu na scenie jest dzisiaj zna­komite aktorstwo, a tego w Tarnowie nie stało. Więcej nawet, dotkliwie zabrakło kontaktu mię­dzy partnerami i jednoli­tej konwencji gry - Je­rzy Wasiuczyński wyraź­nie źle się czuje w minoderyjnym tonie, jaki na­rzuca mu Halina Bulikówna. Trudno jest w tej sytuacji poddawać się zwietrzałym dowcipom i urokom (te piosneczki przedwojennego salonu) komedii Cwojdzińskiego, których nie osłoni nawet dowcipnie rozwiązana oprawa scenograficzna (Maria Adamska). Współ­czesność tejże stoi bo­wiem w jawnej niezgo­dzie z tym co dzieje się między partnerami - na małej salce panuje nie­dobry duch "gry salonowej".

W wypadku "Kuligu" daje o sobie znać nie najlepszy gust scenografa i reżysera zarazem; zjadli­wa kolorystyka dekoracji i światła w pierwszych zwłaszcza scenach - ku­ligu i zabaw przed dwor­kiem - jest nieznośna. To niedobre wrażenie ła­godzi udana całość wido­wiska pełnego tempa i dobrych epizodów aktor­skich, a nawet niezłych partii tanecznych. Ze śpiewem natomiast go­rzej - nawet młodzi ak­torzy (Marian Krawczyk, Maciej Staniewicz, Lucy­na Mielczarek) mają z nim trudności.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji