Artykuły

Niemal bryk do "Świętej Joanny"

Na premierę "Świętej Joanny", tym razem w Teatrze Dramatycznym m.st. Warszawy, czekaliśmy z nadzieją i niepo­kojem. Z nadzieją, gdyż insceni­zacje tej sztuki - chyba najlepszej w dorobku Shawa - zawsze bywały wydarzeniami teatralnymi, tak na świecie jak i u nas. Z niepokojem, ponieważ, niezależnie od ogólnie znanych perypetii Teatru Dramatycznego, realizację tej niezwykle trudnej sztuki powierzono młodemu i niezbyt doświadczonemu reżyse­rowi.

Zastanówmy się przez chwilę, czy Święta Joanna może być dzisiaj aktualna? Sądzę, że tak, że poza odwiecznymi prawdami zawartymi w tej tragedii prostej dziewczyny wyniesionej na szczyty wielkości, męczeństwa i chwały pośmiertnej, tu sztuka jest ciągle niezwykle współczes­na i żywa. To "rozsądne szaleń­stwo" Joanny, jej entuzjazm, odwaga i męstwo mogą być wzo­rem dla obecnego pokolenia mło­dych (zresztą czy tylko mło­dych?), zagubionych w naszych niepewnych czasach. Podobnie jak jej (raczej niedościgły) cha­rakter przykładem przy rozwią­zywaniu wielu współczesnych problemów. Niestety, na scenie Teatru Dramatycznego nie dane nam jest zobaczyć wielką tragedię na miarę Antygony Sofoklesa, tragedię zdolną nas tak samo wzruszyć nieszczęsnym losem szlachetnej jednostki, która mu­si zginąć w starciu z panującym prawem i porządkiem. W tej realizacji scenicznej rzecz cała sprowadza się do melodramatu w rodzaju sensacyjnego procesu sądowego. Od pierwszej sceny widać wyraźnie, że reżyser Wal­demar Śmigasiewicz podjął błęd­ną koncepcję przedstawienia, że zmierza w złym kierunku: jakiejś teatralizacji, szukania gor­szych lub lepszych pomysłów, zamiast skupiania uwagi na dia­logu i treści sztuki. Ta niewier­ność wobec autora, niezrozumie­nie czy niedocenienie istoty tea­tru Shawa, owego "nieustannego tańca myśli", mścić się będzie we wszystkich kolejnych scenach sztuki uproszczeniami w sytua­cjach scenicznych i rysunkach postaci, niewłaściwymi skrótami tekstu (czasem wręcz niepojęty­mi), rwącym się bez przerwy dialogiem i różnorodnością sty­listyczną w grze aktorskiej. Uproszczenia nie omijają nawet postaci Joanny. Wydawałoby się, że twórcom inscenizacji powinno zależeć na wydobyciu całego blasku tej po­staci, jak czyni to sam autor Świętej Joanny. A więc jej bys­trości, inteligencji, rzeczowości... W kulminacyjnej scenie procesu w Rouen wykreślenia nie świad­czą o takich intencjach. Oto np. kiedy mistrz de Courcelles, jeden z najgłupszych kanoników na procesie, zadaje Joannie podchwytliwe pytanie: "Skąd wiesz, że duch, który ci się pokazuje, jest archaniołem? Czyż się nie zjawia jako nagi mężczyzna?", Joanna odpowiada błyskotliwie: "To ty myślisz, że Boga nie stać na portki dla niego?" I tego dia­logu nie ma w omawianej in­scenizacji. Jeszcze gorzej, kiedy wykreśla się prawdziwemu obrońcy Joanny, bratu Marcino­wi Ladvenu - po jej wypowie­dzi: "Jeślim w niełasce, niech mnie Bóg do łaski przywróci; a jeślim w łasce, Bóg raczy mnie w niej zachować" - zdanie na­stępujące: "To bardzo dorzeczna odpowiedź, wasza dostojność".

Przytoczyłem zaledwie dwa, dość charakterystyczne przykłady. Takich niefrasobliwych skre­śleń jest więcej i w tej scenie, i w całej sztuce. Reżyser jakby świadomie uciekał przed kontro­wersyjnymi wypowiedziami dwóch antagonistycznych stron, jakby się bał zagłębiać w tę emocjonującą grę racji, przewa­żających szalę raz na jedną, raz na drugą stronę. A przecież wol­no mu się domyślać na podsta­wie sztuki Shawa oraz innych opracowań literackich tematu Joanny D'Arc, a także na pod­stawie materiałów z procesu ex officio, że oskarżona o kacerstwo i czarną magię Joanna swoją błyskotliwą obroną, opartą na genialnej intuicji i trzeźwym, chłopskim rozsądku, wprowadzi­ła wiele zamieszania i wątpliwości w przekonania i sądy czcigodnych uczestników trybu­nału duchownego. I że nie raz w ciągu rozpraw ciągnących się przez całe tygodnie zaskoczyła, swoimi logicznymi odpowiedzia­mi nie tylko zwykłych asesorów czy kanoników, lecz i samego przewielebnego biskupa z Beauvais, Piotra Cauchon, czy wy­trawnego uczestnika wielu pro­cesów o herezję, inkwizytora Ja­na Lemaitre. Tego wszystkiego nie ma jednak w realizacji scenicznej, nie ma tej próby sił, która stanowi o istocie "teatru idei", idei przedstawianych z jednakowo wielką siłą przekonu­jącą. Koncepcja uproszczonego, ilu­stracyjnego przedstawienia owych dramatycznych wydarzeń wpłynęła ujemnie i na styl gry aktorskiej. Widać to wyraźnie od pierwszej sceny, na zamku Vaucoulers, rozegranej nieudolnie i bez wyrazu, choć napisana jest dowcipnie, z wielkim poczuciem humoru i w znakomicie modu­lowanej prozie. W efekcie bo­wiem niewłaściwego ustawienia postaci, nieumiejętnej pracy nad tekstem oraz niedostatków warsztatowych młodych aktorów - np. Piotr Skarga, w roli Rober­ta de Baudricourt nie potrafi przekonać nas, że jego wrzaski pokrywają jedynie brak silnej woli, a Cezary Świtkowski jako Bertrand de Poulengey nie uwia­rygodnia swojej wielkiej stanow­czości, przekonania i wiary w Joannę. I niewiele pomogło tu wprowadzenie postaci skrzeczą­cego karła (który odtąd będzie towarzyszył nam we wszystkich scenach niczym zły duch czy sprawca wszystkich nieszczęść?). Joannę gra młoda i zdolna ak­torka Monika Świtaj. Ma ona do tej roli świetne warunki zewnęt­rzne, sporo wdzięku, ale brak jej doświadczenia aktorskiego. Rola Joanny jest - jak wiadomo - wielką rolą (przyrównywaną do roli Hamleta), którą grały naj­wybitniejsze aktorki w teatrze i filmie, takie jak Ingrid Bergman, Michele Morgan czy Irena Eich­lerówna. Z tego nie wynika jed­nak, że roli tej nie może zagrać aktorka młoda i utalentowana, choć jeszcze nie wybitna, ale pod warunkiem, iż będzie ona miała wsparcie znakomitych partnerów i co najmniej dobre­go, doświadczonego reżysera. Mo­nika Świtaj w roli Joanny ma parę niezłych momentów, wiele ładnie opracowanych gestów, ale w całości nie udźwignęła tej wielkiej roli. Sądzę jednak, że stać ją na więcej i w szczęśliw­szych nieco okolicznościach jesz­cze o niej usłyszymy. Z innych aktorów w tym ra­czej słabym aktorsko przedsta­wieniu wyróżnić można najbar­dziej znanych i doświadczonych: Wojciecha Pokorę w nieco ko­turnowej roli Arcybiskupa Reims, Macieja Damięckiego jako niezwykle nerwowego Delfina, później króla Karola VII (czy trafnie obsadzonego?) i Marka Obertyna w roli Inkwizytora Ja­na Lemaitre (w zbyt już asce­tycznej postaci). W scenie czwartej, w obozie angielskim, dialog toczy się najgładziej i jest w tym zapewne niemała zasługa Karola Strasburgera w roli cy­nicznego hrabiego Warwick, Sta­nisława Gawlika jako Piotra Cauchon, biskupa z Beauvais i Józefa Onyszkiewicza w roli ka­pelana Jana de Stogumber, choć hrabia wydał mi się zbyt dziar­ski, jak by na wielkiego feudała przystało, biskup za powolny, a kapelan za bardzo przerysowa­ny. I wreszcie rzecz bardzo istot­na w realizacji Świętej Joanny - sprawa opuszczenia epilogu, co w doskonałej konstrukcji dramatycznej sztuki jest dysonan­sem. W żadnej z liczących się inscenizacji żaden z reżyserów nie odważył się na wykreślenie epilogu. Ani Aleksander Zelwe­rowicz (Teatr Polski, 1924), ani Bohdan Korzeniewski (Teatr Pol­ski, 1956) czy Władysław Krze­miński (Stary Teatr, 1956), ani nawet Adam Hanuszkiewicz, tak chętny i skory do różnego typu przeróbek literackich (Teatr Na­rodowy, 1969). Nie tylko liczono się z autorytetem wielkiego pi­sarza i jego wyraźnym życze­niem zawartym w znakomitej przedmowie do Świętej Joanny, lecz także doceniano w pełni fakt, że sztuka straciłaby na tym, że w miarę upływu lat epilog zyskuje na znaczeniu. Reżyser Śmigasiewicz nie docenił tego i skreślił cały epilog. Zamiast niego mamy wątpliwej wartości pomysł z pękającą ścianą, zza której widać dopalający się stos po spalonej Joannie.

Szkoda, że nie udało się wy­stawić Świętej Joanny w Tea­trze Dramatycznym tak, jak na to zasługuje sztuka, jej autor, a także sam teatr, który był przez wiele lat powojennych pierwszą sceną Warszawy. Chciał­bym wierzyć w odrodzenie jej świetnych tradycji, zwłaszcza że kierownictwo artystyczne objął tak doświadczony człowiek tea­tru, jakim jest Jan Paweł Ga­wlik. Ale nie wydaje się, aby metoda zastosowana przy reali­zacji Świętej Joanny była dla osiągnięcia tego celu najszczęśliwsza.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji