Artykuły

Zaczarowany fortepian

Teatr "Lalka" w Warszawie ma swój własny profil artystyczny, co nie jest cechą wszystkich naszych teatrów lalkowych. Teatr ten konsekwentnie eksperymentuje w określonym kierunku. Spektakle "Lalki" tchną prawdziwą liryką i poetyckością. Teatr odważnie operuje metaforą, prowadzi dziecięcą publiczność w krainę poezji, przenośni i symbolu.

Poprzedni program "Guignol w tarapatach", był już daleko posuniętym eksperymentem, nowy spektakl "Zaczarowany fortepian" - to jeszcze krok dalej. W obu spektaklach, podobnie jak uprzednio w "Krzesiwie" Andersena, wykorzystano żywego aktora. W dwóch ostatnich przedstawieniach całość opiera się głównie na aktorze żywego planu. Daje to oczywiście specjalny rodzaj konfliktów drama-tycznych aktor - lalka, daje możliwość szerokiego kontaktu z widownią, uwalnia wreszcie lalkę od ciężaru słowa mówionego (w tym przedstawieniu lalki nie mówią w ogóle) - i to są plusy.

Ma ten eksperyment swoje negatywy - Jan Witkowski tworząc scenariusze tego rodzaju, tworzy je dla lalki a wprowadza żywego aktora. W obu ostatnich spektaklach, rola tego ostatniego tak się jednak rozrasta, że zachodzi pytanie - kto dla kogo? Aktor dla lalki, czy lalka dla aktora?

Lalki w tych spektaklach grają pięknie. Pacynki w "Zaczarowanym fortepianie" poruszają się uroczo i są nieprawdopodobnie żywe. A jednak nikną - dużej klasy rzemiosło aktorskie Jana Wilkowskiego czyni zeń plan nie tylko pierwszy, ale niemal jedyny. Jest to zresztą aktor, który z pewnością może sam stanowić o spektaklu. Zachodzi tylko obawa czy postępująca redukcja roli lalki w spektaklach tego teatru nie grozi niebezpieczeństwem sprowadzenia tej ostatniej do podrzędnej roli rekwizytu. Jest to bowiem jednak teatr lalkowy, który ma już piękne osiągnięcia i warto, by je kontynuował. Sądzę, że "Lalka" powinna pójść dalej zarówno drogą tego rodzaju eksperymentu co "Zaczarowany fortepian" - jak i kontynuować dobrą tradycję "Krzesiwa". Jeśliby poszukiwania kolektywu artystycznego "Lalki" a w efekcie spektakle lalkowe bez zbędnego tekstu, który zastępuje w dużym stopniu muzyka, lecz i bez przewagi żywego aktora, byłby to sukces nie lada.

Wracając zaś do "Zaczarowanego fortepianu" - jest to sztuka oparta jak się rzekło, o aktora, lalkę i muzykę. Samotny kompozytor tworzy na temat życia wiernych przyjaciół Packa i Packi piękne melodie. Przeszkadza mu w tym psotny, fałszujący sztukę Dysonans. Złośliwe Coś zostaje w końcu przyłapane na gorącym uczynku. "Coś" jest złośliwe, lecz nie złe. Dysonans według kary, którą powinny wyznaczyć mu dzieci, musi się nauczyć tworzyć piękną muzykę bez fałszywych zgrzytów. Widowisko w obrazach tłumaczy się dość jasno. Tekst, jak zwykle u Wilkowskiego, dobry literacko, nie zawsze grzeszy jasnością. W pierwszej części niewiele można pojąć, ale wzruszyć i uśmiać się można. Dzieci zresztą, jakoś tam po swojemu, rozumieją więcej niż dorośli - tak przynajmniej twierdzą. Witkowski i tu eksperymentuje. Treść tych sztuk jest bardzo naiwna, a jednak napisana językiem dorosłych. Bogu dzięki bez dziubdziulenia i ćwierkania, ale z drugiej strony czasem zbyt chyba trudna dla dzieci, szczególnie tych które (a jest ich zawsze wiele) są po raz pierwszy w teatrze.

Rzemiosło aktorskie zespołu lalkarskiego osiąga w tym spektaklu bardzo wysoki poziom.

Muzyka Dobrzańskiego bardzo udana, co w tym przypadku przedstawienia wybitnie muzycznego jest istotną zaletą. Gorzej tym razem ze scenografią Adama Kiliana. Scena jest nie tyle uboga, ile monotonna. Kurtyna - wielki tekst nutowy, dla dzieci zbyt skomplikowana, gęsta od znaków i niezbyt frapująca plastycznie. Lalki urocze, natomiast kostium i głowa Dysonansa nadają tej postaci cechy specjalnej "niesympatyczności" .

Tym trudniej przychodzi uwierzyć dzieciom, że Dysonans nie jest z natury zły, a tylko psotny, ot, tak dla psoty samej. Jest to sprawa w przedstawieniu ważna, bo sposób plastycznego potraktowania Dysonansa, określa w stopniu dosyć dużym sens dydaktyczny sztuki.

Eksperyment "Lalki" ściąga metaforę do granic prostego, lecz odkrywczego czytania tekstu. W tym spektaklu deszcz psika z konewek - i to jest ładne, i to wzbogaca dziecięcą wyobraźnię. Zaś Dysonans w postaci twora, przypominającego płazy wbrew intencjom twórców spektaklu niszczy sens dydaktyczny przedstawienia. Dzieci żądają z widowni, by Dysonansa ukarać śmiercią. Plebiscyt wśród małych widzów nie jest więc dostatecznie przez spektakl przygotowany. To już zmusza do zastanowienia. Kierownictwo artystyczne "Lalki" zdaje sobie sprawę z tych niebezpieczeństw. I chyba je pokona.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji