Artykuły

Ileż namiętności - w marionetkach

SPADKOBIERCĄ pięknej tradycji przed wojennego krakowskiego "Cricotu" jest nie tylko obecny "Cricot II", ale i teatr lalek "Groteska". Jest to tradycja teatru malarskiego, teatru plastyków - jako przeciwstawienia typu widowisk, któ­ry możemy określić nazwą: "teatru lite­rackiego". W teatrze literackim aktor gra, czyli twórczo interpretuje słowa i myśli pisarza. W teatrze malarskim sylweta ludzka, albo kukiełka stworzona ręką rzeźbia­rza, na odpowiednio dobranym tle daje nam ową ruchomą grę linii, światła i barw, której zawdzięczamy rozkoszne wi­dowisko teatru plastycznego. Te dwa kie­runki współczesnego teatru charakteryzu­ją najlepsze nasze, polskie, osiągnięcia w sztuce widowiskowej.

Teatr malarski czerpie pewne swe pod­niety i znajduje źródła pomysłów w lite­raturze, w poezji. Do najciekawszych osiągnięć przedwojennego "Cricotu" krakowskiego należało przedstawienie poematu dramatycznego "Eurydyka, Orfeusz i wąż" Tytusa Czyżewskiego. Często malar­skie środki ekspresji kojarzyły się tutaj ze zmysłowym, a pełnym nieoczekiwa­nych metafor, tekstem poety. W nowym widowisku, jakie nam pokazała krakow­ska "Groteska" - "Orfeusz w piekle" Of­fenbacha i Gałczyńskiego - punkt wyj­ścia jest literacki. Nie tylko dlatego, że wybitny poeta napisał libretto, lecz z tego przede wszystkim powodu, że w genezie widowiska, jego zasadniczemu pomysłowi przewodziła myśl, zarazem poetycka i fi­lozoficzna, którą można streścić w sło­wach: "Biurokracja - to piekło humory­styczne".

GAŁCZYŃSKI był urzeczony pięknem mitu orfickiego. Zachwycał się urodą poematu dramatycznego Świrszczyńskiej "Śmierć Orfeusza". Zainteresował go zna­ny utwór Sartre'a ,,Drzwi zamknięte", który demonstruje nowoczesne piekło, ja­ko męczarnie ścisłego współżycia z nie­znośnym otoczeniem. Ponieważ zaś autor "Niobe" był, jako stuprocentowy poeta, obdarzony ogromnym poczuciem humoru, sięgnął Gałczyński chętnie po starą ope­retkę Offenbacha, pokazującą przygody Orfeusza jako zabawną groteskę. Czyż mo­żna sobie wyobrazić pomysł śmieszniejszy i bardziej wdzięczny, jak biednego poetę Orfeusza tak bardzo stęsknionego za uko­chaną Eurydyką, iż gotów przebrnąć przez piekło zaświadczeń, podań, załączników, formalności, przepustek i utrudnień? Wie­my czym jest, czym być musi, świat rzą­dzony przez biurokrację. Kto raz starał się na przykład o paszport, zachwyci się owym pysznym epizodem w "Orfeuszu" gdy zamoczone poświadczenie w kieszeni, płynącego przez Styks bohatera, może de­finitywnie przekreślić wszelkie jego na­dzieje...

"Groteska" zrealizowała ten tekst w sposób przede wszystkim malarski (insceniza­cja Zofii Jaremowej, scenografia Kazimie­rza Mikulskiego). Dowcipy plastyczne w tym widowisku raz po raz nas urzekają i zaskakują. Przeobrażenie wydającej za­świadczenia sekretarki z kółka w maszy­nie biurokratycznej w kobietkę leciutko Orfeuszem zainteresowaną, dokonywa się wdzięcznie - tym bardziej, że rzecz się dzieje... wśród laleczek. I jakiż to efekt uroczy, gdy owa pełna wdzięku istotka drewniana zatrzaskuje wielką szafę urzę­dową. A kiedy fotel naczelnika urzędu urasta do rozmiarów jakiejś cytadeli, wmontowanej plastycznym pomysłem w kon­strukcję urzędu - postać owego dygnita­rza raz po raz wyrasta nawet i ponad ów fotel. Kiedy indziej bóstwa mitologiczne, z Jowiszem na czele, wesoło się huśtają - na obłoczkach. A Jowisz boksuje się z Plutonem (cóż za pyszna maska boga-biurokraty z lekka zalatującego... policją) w takt miarowej a nudnawej korespondencji urzędowej! Nawet program "Orfeu­sza", ułożony w kształt "poufnego" for­mularza - jest dobrym dowcipem rozba­wionego plastyka...

W OSTATECZNYM rezultacie jesteśmy nieraz "zależni od tworów własnej na­szej fabrykacji" - powiedział mądry, sta­ry Goethe. Laleczki, marionetki i łątki należą do najpotężniejszych, choć tak na pozór wątłych i kruchych, tworów ludz­kiej dłoni. Są syntezą dwóch niewyczer­panych źródeł artystycznej inspiracji: sztuki dziecka, oraz artyzmu ludowego. Mają rozgrzeszający wszystko atut: urze­kający i subtelny wdzięk. Gdy w "Orfeu­szu" krakowskiej "Groteski" laleczka pły­nie poprzez Styks naszej wyobraźni, ręce najoporniejszych widzów składają się do oklasków. Choć były w tym widowisku momenty pewnego nieporządku, młodzież zapełniająca salę - młodzież w najszer­szym znaczeniu tego słowa - dawała się unosić radosnemu podnieceniu. Ileż na­miętności w tych marionetkach! - można by powiedzieć za włoskim poetą - Rosso di San Secondo, który zresztą nie o la­leczkach wtedy myślał. Ileż radości życia w tych sztucznych istotach, kierowanych mądrą ręką artysty i słoneczną myślą człowieka.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji