Trzy kobiety i zazdrość
Trzy kobiety - nie znają się nawzajem. A jednak coś je łączy. Co? Oczywiście mężczyzna. W piątek w kieleckim Teatrze imienia Stefana Żeromskiego obejrzymy spektakl "Zazdrość" w reżyserii i z udziałem Grażyny Barszczewskiej.
Po Teatrze imienia Adama Mickiewicza z Częstochowy na kieleckiej scenie zaprezentuje się dziś tarnowski Teatr imienia Ludwika Solskiego. Obejrzymy kameralną sztukę "Zazdrość" Esther Vilar, którą wyreżyserowała Grażyna Barszczewska. Znana aktorka zagra jedną z głównych ról. Partnerują jej Anna Lenczewska i Ewa Romaniak.
"Zazdrość" to historia trzech kobiet, mieszkających w nowoczesnym wieżowcu w wielkim mieście. Kobiety nie znają się, choć pewnie kiedyś minęły się w windzie. Pewnego dnia Helen - znana prawniczka po pięćdziesiątce, często występująca w telewizji i wiodąca szczęśliwe życie, dostaje zaskakujący faks od 40-letniej Yany - architekta. Kobieta w ten niekonwencjonalny sposób informuje Helen, że ma romans z jej mężem. Rozpoczyna się dramatyczna, pełna wyrafinowanej złośliwości rozmowa na dwa... faksy. Później dołącza do niej 25-letnia studentka hinduistyki - Iris.
"Zazdrość" to nie tylko dramat o miłości, zdradzie, bólu i zranionej dumie. To także opowieść o nie pozbawionej perwersji grze, w której uczestniczą trzy kobiety, rywalizujące o względy jednego mężczyzny.
Zdrada, zazdrość - porusza pani w swoim spektaklu bardzo ważne, ale i drażliwe tematy. Czy ludzie chcą oglądać sztukę o tym, że miłość nie zawsze bywa doskonała?
- Tak, ten spektakl zainteresuje zarówno 70-latków, jak i ludzi dużo młodszych. Każdy z nas ma za czy też przed sobą doświadczenia związane z miłością.
Dlatego sięgnęła pani po tekst Esther Vilar?
- Od dłuższego czasu chodził mi on po głowie, autorka proponuje dosyć wyrafinowane spojrzenie na sprawy płci. Co ciekawe - w jej sztuce zazdrość okazuje się elementem budującym, silniejszym niż miłość. Gdy udało mi się znaleźć odpowiednią formę sceniczną, to wiedziałam już, że muszę zrobić ten spektakl.
W "Zazdrości" występują trzy kobiety, ale sprawcą wszystkiego jest nieobecny mężczyzna.
- Tak, to mężczyzna idealny, więc nie może pojawić się jako postać realna. Ale, proszę mi wierzyć, autorka wie, co robi.
Podejrzewam, że w "Zazdrości" aż kipi od emocji.
- Emocje i uczucia bardzo mnie interesują ale widz może również liczyć na chwile wzruszeń i dobrej zabawy, bo tekst Esther Vilar jest bardzo błyskotliwy, nasączony poczuciem humoru.
Czy prawdziwy, szczery związek między kobietą a mężczyzną jest możliwy?
- Oczywiście, że jest możliwy. Ale sztuka porusza jeszcze jeden problem - przyjaźni, dobrze pojętej kobiecej solidarności i zrozumienia między rywalkami.
Występowała już pani przed kielecką publicznością?
- Niedawno grałam w Kielcach wraz z nieżyjącym już Henrykiem Machalicą w spektaklu "Solo na dwa głosy". W Kielcach mam rodzinę i przyjaciół, więc tym chętniej przyjeżdżam do waszego miasta.
Dziękuję za rozmowę.