Artykuły

Zazdrość z pieprzem

KIEDY USUNIĘTO JĄ Z WARSZAWSKIEJ SZKOŁY TEATRALNEJ. PRZYJECHAŁA DO KRAKOWA. BY PO PARU LATACH WRÓCIĆ DO STOLICY. TERAZ ZNOWU ZOBACZYMY GRAŻYNĘ BARSZCZEWSKA POD WAWELEM: CO CIEKAWE. W SZTUCE WYREŻYSEROWANEJ PRZEZ NIĄ SAMĄ W TARNOWIE

Trzy kobiety i jeden mężczyzna. To od razu zapowiada kłopoty. Na dodatek jest to mężczyzna idealny, który istnieje w wy­obraźni każdej kobiety. By ła­twiej było w niego uwierzyć, autorka sztuki nie wprowadza go na scenę. Istnieje on tylko w ich opowieściach, co nie przeszkadza związanym z nim ko­bietom w różnym wieku walczyć o ukochanego, kochać, nienawidzić, wpadać w dołki psychiczne, w rozpacz i miłosną euforię - opowiada Grażyna Barszczewska o swoim spektaklu "Za­zdrość", opartym na sztuce E. Vilar, który wyreżyserowała w tarnowskim Teatrze im. Ludwika Solskiego.

- Dlaczego w tarnowskim teatrze? Bo właśnie mnie do niego zaproszo­no - mówi. - A poza tym Tarnów le­ży blisko Krakowa, a ja mam do Kra­kowa szczególny sentyment. W koń­cu tu ukończyłam studia, nauczyłam się zawodu, spędziłam parę wspania­łych lat, także ważnych dla mojego prywatnego życia.

Na wieki wieków amantka

Grażyna Barszczewska, późniejsza gwiazda filmowa i teatralna, przyje­chała do krakowskiej szkoły teatralnej po tym jak została relegowana z war­szawskiej uczelni.

- Po prostu byłam niedojrzała, co zupełnie obezwładniało mnie jako aktorkę. Ale jeszcze gorsze było to, że nie byłam w stanie wykorzystać atu­tu, jakim może być taka niedojrza­łość. Teraz po latach wiem, że stało się dobrze. Wyjechałam wtedy z domu, przestałam być pod kloszem, musia­łam nauczyć się dorosłości. Zresztą z warszawskiej szkoły usunęła mnie moja późniejsza przyjaciółka Ryszar­da Hanin - śmieje się aktorka.

Choć zawsze ciągnęło ją do ról cha­rakterystycznych, już podczas stu­diów zaczęła grywać amantki.

- Kiedyś Igor Śmiałowski opo­wiadał, że spotkał Andrzeja Szczepkowskiego i mówi do niego: "Dzień dobry". Na co Andrzej mu odpowie­dział: "Na wieki wieków amant". Tak też było w moim przypadku, choć nie do końca. Już na trzecim ro­ku studiów Halina Gryglaszewska dała mi rolę nie kogo innego tylko Łatki w "Dożywociu" Fredry. Pamiętam, że wszystkich rozśmieszyłam -wspomina aktorka. - Wydaje mi się, że zawsze ciekawiej jest za­grać rolę diabła niż słodkiego anioł­ka. I właśnie to mnie przeważnie in­teresowało.

Arystokratka i powiatowa lady

Jednak widzowie zapamiętali ją przede wszystkim jako Ninę ze słyn­nego filmu Jana Rybkowskiego "Ka­riera Nikodema Dyzmy", gdzie ubra­na w piękne kostiumy z lat dwudzie­stych, uwodziła Romana Wilhelmiego

- A wie pani, że ja na początku wcale nie chciałam w tym grać? Mia­łam przesyt bycia amantką. Nawet za­proponowałam reżyserowi, że za­miast Niny zagram jakąś ciekawszą- jak mi się wtedy wydawało - postać epizodyczną. Na to Jan Rybkowski mi powiedział: "Pani to nie jest taka nor­malna amantka, pani to jest taka amantka z pieprzem". I tym pie­przem mnie skusił. Myślę, że udało mi się z tej Niny coś wyczarować, a nie tylko zostać przy jej cielęcości - mówi Grażyna Barszczewska, która od roli arystokratki potrafi płynnie przejść do bardziej pospolitej postaci, jaką na przykład ostatnio gra w serialu "Ple­bania".

Jest tu mamcią Eugenią Piecuch, taką powiatową lady - jak aktorka sa­ma ją określa - która jest nadopie­kuńcza w stosunku do syna i uważa go za ósmy cud świata.

- Zdecydowałam się wystąpić w telenoweli, żeby w tych trudnych czasach nie stracić kontaktu z kamerą - wyznaje Grażyna Barszczewska.

Przyjaźń i trzy faksy

Bo z teatrem kontakt ma cały czas, choćby za sprawą tarnowskiej realiza­cji "Zazdrości". Dużą frajdę dał jej fakt, iż mogła zasiąść po drugiej stronie rampy i jako reżyser przypatrywać się grającym koleżankom.

- Kiedyś zapytano je, jakim się ze mną pracowało. Odpowiedziały, że najlepsze było to, iż udawało nam się porozumiewać bez słów, wystarczył drobny gest czy spojrzenie. Mężczy­znom trzeba by to wszystko dłużej tłu­maczyć - dodaje Grażyna Barszczew­ska. - Bohaterka, którą gram, mówi, że między kobietą a mężczyzną nie może być czystego zjawiska przyjaź­ni. Zawsze dochodzi element seksual­ny. Tylko kobiety między sobą mogą się przyjaźnić. Choć gdy wmiesza się w to mężczyzna, to może dojść do róż­nych rzeczy.

Na przykład może pojawić się ty­tułowe uczucie zazdrości. Doświad­cza jej grana przez Grażynę Barsz­czewską 50-letnia Helen, wiodąca za­możne i szczęśliwe życie prawnicz­ka, która pewnego dnia dostaje faks od Yany. Ta 40-letnia pani architekt informuje Helen, że właśnie ma ro­mans z jej mężem. W tym momen­cie rozpoczyna się dramatyczna, pełna wyrafinowanej złośliwości rozmowa na dwa faksy, do której z czasem dołącza się studentka hin­duizmu Iris.

- Zazdrość, jaka się pojawia mię­dzy bohaterkami, nie jest zazdrością z tanich, kolorowych pisemek. To za­zdrość z pieprzem, z pikantnym do­datkiem, przyprawa do dania jakim jest miłość. Może ono zostać posta­wione przed każdą kobietą, niezależ­nie od tego, ile ona ma lat - dodaje ak­torka.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji