Artykuły

Ten Hamlet ...?

"Reszta jest milczeniem" - mówi Hamlet w swoich ostatnich słowach, zamykając oczy i spuszczając głowę, gdy z lekko drwiącym głośnym uśmiechem, wykrzywioną z niedo­wierzania twarzą, smutnymi oczami zasypia-umiera. Czy spełnił prośbę Ojca-Ducha? Czy wypełnił powierzo­ne mu zadanie?

Scena zdarzeń jest bardzo gęsto usiana tru­pami: Klaudiusz (Marcin Popczyński), Gertruda (Lidia Holik-Gubernat), Laertes (Przymysław Sejmicki), przyglądający się z boku przyobleczony w ciemny płaszcz duch Ofelii (Sylwia Góra-Weber) i Poloniusza (Andrzej Bryg), martwi Rosencrantz-Dworzanin (Robert Żurek) oraz Guildenstern-Ozryk (Dawid Żłobiński). Ale cisza-milczenie (niepotrzebnie?) przerwane zostają przez tumult odgłosów (helikopter?), wrzawę wkraczającego na podbity teren ze swoim wojskiem Fortynbrasa (Marcin Po­pczyński). Wielkie cygaro w ustach, wojen­ne khaki, śmiejąca się twarz; skaczący obok niego i przed nami, zawsze wierny wszyst­kiemu i wszystkim Horacjo (Sławomir Gaudyn). Wreszcie dwaj grabarze (Jerzy Ogrodnicki, Bartłomiej Iwanek), czekają­cy z łopatami na usypanie kolejnych kop­czyków.

Tarnowski "Hamlet" rozgrywa się w niezwykłej sakralnej przestrzeni kościoła, dotknięte (dotykanej) ludzką profanacją (zbrodnią, kłamstwem, grzechem, okrucieństwem). Po bokach sceny - jak skrzydła ołtarza - fragmenty kościelnych ławek z mocnego, litego, ciemnego drewna, tworzące wnętrza pałaców (Klaudiusza i Gertrudy z lewej strony, Poloniusza i Ofelii z prawej); na środku grobowiec starego Ham­leta (cmentarz?, podziemie?) z wielkim meta­lowym krzyżem, w tle kolumny (pałacowe, ko­ścielne) w ciemnym kolorze. Całość zamknięta zostaje ogromną metalową płaszczyzną odbijającą i rozpraszającą światło z reflekto­rów oraz - w pewnym sensie - stanowiące znak lustra. Szekspirowski dramat bowiem tworzony jest przez materię teatru (co wykorzystał choćby Andrzej Wajda w swoim "Hamlecie IV", umieszczając całą akcję w teatralne garderobie) oraz system wzajemnych zwierciadlanych odbić (Gertruda-Ofelia, Klaudiusz-Hamlet-Ojciec, Rosencrantz-Guildenstern Poloniusz-Horacjo, Hamlet-Laertes-Fortynbras).

Ten "Hamlet" zawiera w sobie kilka wątków jednocześnie prowadzonych historii czy tematów. "To jest opowieść o tym, jak groby nami powodują i jak nie jesteśmy w stanie uciec od przeszłości - mówił przed premierą reżyser Stanisław Świder i tak też konsekwentnie pro­wadzi szekspirowski dramat. Hamlet słyszy i widzi Ducha Ojca, który czasem objawia się także poprzez grę światła przy rozsuwanej pokrywie grobowca (Duch Ojca pojawia się w kilku scenach, raz nawet w dwóch postaciach). Pojawiają się także duchy Ofelii i Poloniusza, stymulujące działanie i pchające do kolejnych kroków Laertesa. Co ważne - twarz Ojca i Klaudiusza (także Fortynbrasa oraz Aktora) to ta sama twarz; co więcej - postać Ducha Ojca i Klaudiusza (także Fortynbrasa oraz Aktora) to ta sama postać.

Świder tym samym, poprzez wielość ról na­łożonych na jednego aktora, zdaje się mówić o niezwykłej ciągłości dziejów. Powstaje jed­nak problem: połączenie twarzy-postaci sta­rego Hamleta i Klaudiusza (a przez to aktora w czasie "Pułapki na myszy") jest możliwe i na swój sposób logicznie wypływające z szekspi­rowskiego tekstu (to przecież bracia); jednak włączenie w ten ciąg Fortynbrasa łamie we­wnętrzną logikę i rodzi pytanie o sens takiego zabiegu. Wspólna twarz-postać stawałaby się wtedy figurą diabła wcielającego się w różne postacie i przybierającego różnorakie (również te "dobre") maski. Ale co staje się wtedy z Hamletem? Jaki jest wobec tego i w tym wszystkim ten Hamlet?

Hamlet (Jan Mancewicz) jest śmieszny, ża­łosny, groteskowy, karykaturalny, niezdolny do własnego samoistnego działania, bo determi­nowany i powodowany czymś lub kimś, przez coś lub przez kogoś. To Hamlet, który staje się jedynie figurą, pionkiem. To Hamlet wresz­cie, którego los czy tragedia nie jest w stanie poruszyć. Idea "grobów" odjęła coś z tragedii Hamleta-człowieka, nie dając czegoś więcej (poza interesującym pomysłem interpretacyj­nym) w zamian. Dlatego Hamlet Mancewicza grzęźnie w wypluwanej w coraz większych ilo­ściach białej pianie wariata, w zbyt grubej kre­sce obłędu i krzyku, w graniu na ciągłym cre­scendo i forte. Inna sprawa to brak partnera, bo kompletnie głuche i puste (przez to jakby w ogóle nieobecne) są słowa płynące z ust Horacja-Gaudyna; aktorstwo jak z poniedziałko­wego przedpołudniowego teatrzyku dla dzieci i gryps ciągłego wciągania rękawiczek to stanowczo za mało, żeby (nie mówiąc o jej zaist­nieniu) uwiarygodnić dość kluczową w tej in­scenizacji postać. Interesująco jest za to bu­dowany wątek Gertruda-Klaudiusz, przede wszystkim poprzez dobre, przejrzyste aktor­stwo L. Holik-Gubernat oraz M. Popczyńskiego i bardzo wyraziście prowadzony (a powstały dzięki takiemu właśnie wyborowi aktorów) te­mat. Nie do końca przekonujący jest A. Bryg (Poloniusz), choć aktor próbuje rysować (czasami mgliście, chwilami bardziej wyraźnie) portret wszędzie węszącego człowieka-szczura; traci zwłaszcza fragment buffo opisujący przyczynę szaleństwa Hamleta. Dający cieka­we kontry i śmieszni (choć nieco sztampowi i tradycyjni w pomyśle interpretacyjnym) są Rosencrantz i Guildenstern (R. Żurek, D. Żło­biński). Intrygujący jest Laertes P Sejmickiego, brakuje wyrazistości (dykcja, czystość sło­wa) i polotu genialnej szekspirowskiej sekwen­cji z grabarzami (J. Ogrodnicki, B. Iwanek).

Ale jest postać, która od początku niepokoi i wciąga w swoją historię. To Ofelia Sylwii Góry-Weber. Niski głos w kontraście do anielskiego (długie jasne włosy, kremowa suknia) ze­wnętrznego wyglądu, niesłychane skupienie na każdym wypowiadanym słowie, dynamika piano czy mezzopiano poddane szekspirowsko-barańczakowemu rytmowi; w końcu nie­zwykła prawda i szczerość wynikające z głę­bokiego zaangażowania i intensyfikacji emo­cji. Może zbyt wcześnie zaznaczony, bo już od pierwszej sceny widoczny "brzuch" (jaki jest wobec tego wewnętrzny czas "Hamleta"?), przejmująco wygrana scena oddania listów Hamletowi, wreszcie obłęd, tworzony na sil­nych kontrastach: uspokojenie-rozedrganie, przytomność-gorączka, świadomość-niepoczytalność, biel-czerń, gładkość-rozwichrzenie.

Przypomniało mi się kilka mądrych zdań: "Hamlet jest wspaniałym widowiskiem, zawie­ra olśniewającą galerią portretów i jest pełen cudownej poezji, ale nie zaspokaja intelektu krytycznego" (J.M. Robertson); "Robertson, a za nim T. S. Eliot szukali w 'Hamlecie' prawdy intelektualnej i nie znaleźli jej. Chcieli określić 'Hamleta' ka­tegoriami racjonalnymi i próbując tego dokonać doszli do takiej in­terpretacji sztuki, według której dramat ten jest mętny, bezkszta­łtny, słowem - nieudany" (Fran­cis Ferguson). Jedno jest pewne: "Hamlet" Szekspira to arcydzieło, ale nie samograj; raczej gąbka, w którą można wsiąknąć i rozmyć - siebie i całą zawartość. Jest jesz­cze i drugie: ten "Hamlet" (tarnow­ski) dopiero się narodził...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji