Artykuły

Żyć obok kata

Chyba żadna z proponowanych w ostatnim czasie przez poznańskie teatry sztuk nie miała tak rozbieżnych ocen. Słyszało się je już podczas spektaklu w foyer, a potwierdziły je głosy recenzentów. Negatywy czy też pretensje sprowadzić można do wspólnego mianownika - "oczekiwaliśmy czegoś więcej...".

Oznaczać to może, że "Śmierć i dziewczyna" Ariela {#au#2032}Dorfmana{/#} wy­stawiona przez poznański Teatr Nowy w reżyserii Krzysztofa Za­nussiego, nie dorosła do famy, jaka ją poprzedziła i że nie pomogły tu nawet głośne nazwiska reżysera i odtwórczyni wiodącej roli Żony - Joanny Szczepkowskiej. Ba je­den z poważnych krytyków posta­wił sztukę chilijskiego dramaturga w rzędzie... sztuk bulwarowych!

Gdzie jest wobec tego pies pogrzebany?

Materia sztuki to rozważanie spraw o wielkim moralnym ciężarze: kwestii winy i kary, kwestii przebaczenia i zapomnienia o krzy­wdach i zbrodniach, wreszcie - znalezieniu modus vivendi, sposo­bu na życie obok i wspólnie z wino­wajcami niedawnych niegodziwoś­ci. Wszystko to ma się rozstrzygnąć nie w mglistych ogólnikach i teore­tycznych rozważaniach, ale w pra­ktycznym, codziennym postępowa­niu.

A oto sytuacja sceniczna: przed 15 laty kobieta była aresztowana. W trakcie śledztwa torturowana, wre­szcie zgwałcona przez funkcjona­riusza totalitarnego reżimu. Przy­padkiem w domu letniskowym, gdzie przebywa z mężem prawni­kiem zjawia się oprawca - lekarz zresztą. W kobiecie z całą przeraża­jącą jaskrawością odżywają kosz­mary. Opanowuje ją przemożne pragnienie, by zemścić się, wymie­rzyć sprawiedliwość na własną rę­kę - bo na oficjalny jej wymiar nie ma co liczyć.

Zabić zbrodniczą kreaturę? To byłoby najprostsze, ale po pierwsze - nie do końca jest pewne czy to na pewno jest tamten zbrodniarz, po drugie - nie chce i nie może do tego dopuścić mąż. Oglądamy więc poje­dynki racji i argumentów, gwałto­wne starcia emocji niekiedy z po­granicza patologii. Aż do rozwiąza­nia - chyba jedynie możliwego. I wybornie zainscenizowanego.

Przez cały czas pozostawałem pod wrażeniem kunsztu, z jakim Zanussi przeprowadził swą insceni­zację: "tylko" idąc za tekstem, któ­rego kolejne kulminacje wydoby­wał i podkreślał techniką przypo­minającą film.

Stworzył aktorom możność ufor­mowania złożonych, przekształca­jących się na naszych oczach po­staci "z wnętrzem". Joanna Szczepkowska całkowicie inna niż we wszystkim, w czym ją dotychczas oglądaliśmy, potrafiła zagrać prze­ciw sobie, przeciw swym warun­kom i emploi. Janusz Andrzejewski może zapisać na swym koncie kole­jną (po Księdzu w {#re#14843}"Czerwonych nosach"{/#} i bohaterze {#re#25691}"Lotu nad ku­kułczym gniazdem"{/#}) kreację w roli prawnika-legalisty. Witold Dębic­ki natomiast potrafił zasiać w wi­dzach całą gamę uczuć w stosunku do granego Doktora) od grozy po­przez niepewność do obrzydzenia i pogardy...

A niechętne grymasy niektórych widzów i recenzentów? Myślę, że są wyrazem przejedzenia polityką, "sztuką walczącą", sceną - trybuną. Czyli - cichą tęsknotą za - bo ja wiem - może komedią w stylu Teatru "Kwadrat"?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji