Artykuły

Boska Komedia. Dzień IX

To już ostatni "oficjalny" dzień na DOMAGALAsieBOSKIEJKOMEDII, dzień dziewiąty, jak ostatni krąg dantejskiego piekła - pisze Tomasz Domagała na oficjalnym blogu Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego Boska Komedia w Krakowie.

MATKA W GARDEROBIE

Widziałem wczoraj spektakl Borczucha po raz drugi. Rozkwitł. Osiągnął przez ostatnie kilka miesięcy jakąś lekkość, która w odbiorze przeradza się w jeszcze większą gorycz. Pewnie wielu z Was zastanawia się, dlaczego wygrał. Ja nie. Przy całym szacunku dla innych świetnie napisanych, zakomponowanych, wykonanych i zagranych spektakli - jak "Kumernis" Agaty Dudy-Gracz czy "Podopieczni" Pawła Miśkiewicza - "Wszystko o mojej matce" (na zdjęciu) jest najbardziej intymnym i najgłębiej wnikającym w nas spektaklem festiwalu. Esencją tego oddziaływania - niezależnie od kalendarza czy szerokości geograficznej - jest słowo "matka". Borczuchowi wczoraj udało się to, co nie udało mu się tuż po premierze - wzbudzić jakiś podskórny, pełen goryczy liryzm, tak dobrze znany tym, którzy kochają "Wszystko o mojej matce" Almodovara. W moim mniemaniu to rezultat poczucia bezpieczeństwa i wewnętrznego spokoju aktorek. A one kwitną - odkryciem jest dla mnie Monika Niemczyk, która po premierze wydawała się zagubiona i przerażona, a teraz uspokoiła się i wprost eksplodowała jakimś wewnętrznym światłem. Do ideału Marisy Paredes doszła Halina Rasiakówna - nie ma w niej wprawdzie rozedrgania Humy Rojo z filmu Almodovara, ale jako borczuchowa Huma błyszczy pełnym blaskiem jakiejś nieuchwytnej, hiszpańskiej kobiecości. A może po prostu kobiecości? I ma racje, mówiąc, że cały spektakl mógłby się odbyć w jej garderobie. Ta garderoba to esencja spektaklu Borczucha, to tam Krystyna Zarzecka, powtarzając gest matki z almodovarowskich "Wysokich obcasów" wykona z playbacku przebój Luz Casal "Piensa en mi" (Pomyśl o mnie), tam jest serce spektaklu, tam pojawia się magia. Zresztą uważam, że to przedstawienie powinno się nakręcić w teatrze telewizji ze zbliżeniami. Wtedy jego intymność zostanie podarowana każdemu widzowi w dużo silniejszej dawce. Michałowi Borczuchowi z serca gratuluję - nie zawsze nam po drodze, ale to przecież także istota teatru. W tym spektaklu czuję z nim pełną wspólnotę, nie tylko przez teatr, lecz także przez wspólnotę przeżycia.

Ps. Recenzja, którą napisałem w kwietniu nic a nic się nie zdezaktualizowała. Poniżej wklejam jej fragment i linka do niej dla widzów szukających obszerniejszej analizy:

"(...) Mamy zatem fragmenty spektaklu - w przeciwieństwie do Almodovara - o konkretnej matce, po czym widzimy, jak taki spektakl się buduje. W pierwszej części życie matki jest muzycznym improwizowanym tematem, zagranym przez instrumenty/aktorki pięknie i precyzyjnie na tyle, na ile to możliwe, w drugiej - partyturą, która czeka, aż reżyser, niczym muzyk nastroi je wszystkie, żeby mogły wydać z siebie czysty ton. Obraz, jaki powoli wyłania się z owego zapisu, jest coraz bardziej smutny i przygnębiający. Już samo stworzenie takiego spektaklu przysparza niesamowicie wiele problemów. Jak na przykład wytłumaczyć aktorkom, kim była i jaka była matka, gdy samemu się tego nie wie, bo z powodu silnie emocjonalnych z nią relacji nie jesteśmy w stanie zobaczyć jej obiektywnie. A przecież wydaje się, że Borczuch i Zarzecki, w opozycji do Almodovara i w zgodzie ze swoim synowskim przekonaniem, chcą mit matki zdekonstruować, subiektywnie go ukonkretnić i dzięki temu zrobić spektakl uczciwy i szczery. Pytanie: wobec kogo?"

Reszta:

http://domagalasiekultury.blog.pl/2016/05/12/wszystko-o-twojej-matce-spektakl-borczucha-i-zarzeckiego-w-lazni-nowej/

OSKA KOMEDIANTKA

Agnieszka Kwietniewska dostała wczoraj Boskiego Komedianta za główną rolę żeńską w spektaklu Agnieszki Olsten - nomen omen - Komediant na podstawie dramatu Thomasa Bernharda z Teatru im. Stefana Jaracza w Łodzi. I słusznie. Grając "wielkiego" Bruscona, odwiedzającego ze swoim zespołem w ramach tournée gospodę w zapadłej austriackiej dziurze, Kwietniewska zachwyca. Jej "komedianctwo" opiera się przede wszystkim na żonglowaniu stanami emocjonalnymi. To wielka umiejętność - przejście z jednego ekstremalnego stanu w drugi w obrębie dwóch kwestii. Potrzeba niezwykłej samodyscypliny i skupienia, nie mówiąc o talencie. Kwietniewska gra ciągle na granicy szarży, ani razu jej nie przekraczając, co świadczy o tym, że potrafi jeszcze panować nad formą. I to wszystko kilka centymetrów od twarzy widzów! Kapelusze z głów!

Spektakl ma dwa tematy: faszyzm i rozważania o naturze teatru czy sztuki w ogóle. Najciekawszy jest oczywiście - choć nie wiem, czy po myśli twórców - wątek faszystowski. Bruscon co rusz uderza w stół gospody, a pozornie niewidoczne faszystowskie nożyce się odzywają. Co ciekawe, relacje i zwyczaje w rodzinie Komedianta (na przykład łapanie przez niego córki za krocze) skojarzeniowo prowadzą nas raczej w kierunku piwnicy Fritzla niż katedry św. Stefana. Głównym pytaniem spektaklu wydaje się zatem: jak w tym zwyrodniałym, ponurym świecie uprawiać sztukę? Jak to robić, by nie oszaleć? Najbardziej prozaiczną odpowiedź daje w tym kontekście Kwietniewska: bezczelnie, widzowi prosto w nos, prawdziwie i szczerze.

Kwietniewska powinna dostać jeszcze jedną nagrodę: za naprawianie szkód, które z niejasnych przyczyn wyrządza spektaklowi dyrektor Teatru Jaracza Sebastian Majewski w roli właściciela gospody. Jego kompletnie niewiarygodna gra kubłami - poprzez swoją przesadzoną jarmarczność - wprowadza nastrój, z którego Kwietniewska wydobywa publiczność przez ponad połowę spektaklu. Rozumiem, że ma być śmieszno-strasznie, ale nie może być tak, żeby przez nieodpowiedzialny wybór obsadowy - dyrektor znacznie odstaje aktorsko od reszty świetnego zespołu spektaklu - złowrogi i poważny tekst brzmiał przez pół przedstawienia jak bulwarowa komedyjka! Publiczność, raz poprowadzona w tym kierunku, śmiała się już ze wszystkiego, nawet z Hitlera Wielkie brawa dla Kwietniewskiej, bo tylko dzięki jej determinacji aktorskiej i charyzmie udaje się uniknąć katastrofy. Na szczęście pomógł sam Bernhard i postawił właściciela zajazdu tam, gdzie jego miejsce: pod ścianą. Wyglądało to trochę tak, jakby Agnieszka Olsten musiała dać zagrać dyrektorowi, żeby móc zrobić swoje przedstawienie - nie byłoby w tym jednak nic dziwnego, przecież o cenie uprawiania sztuki jest również tekst Bernharda. Tkwi w tym wszystkim jakaś piętrowa ironia losu, niewykluczone, że zamierzona!

Podobała mi się scenografia i kostiumy Kaczyńskiej, światło Mleczki, muzyka Suchara i - wbrew dochodzącym z różnych stron narzekaniom - uważam spektakl za bardzo dobry. Znakomite role stworzyli Więdłocha, Gryczewska, Korcz, Rojewska oraz moja faworyta - Dorota Kiełkowicz (cóż za koncentracja i szyk "on the catwalk", w rzeźniczym fartuchu!). Agnieszka Olsten to już reżyserka doświadczona, życzę jej w teatrze - większej determinacji. Wszak ma wszystko - wrażliwość, talent, umiejętności oraz oddanych jej ludzi. A to przecież w teatrze prawdziwy skarb!

BOSKA KOMEDIA 2016 - WYNIKI

Satysfakcjonują. Zgadzam się z nimi w dziewięćdziesięciu procentach. Najbardziej zaś cieszą mnie nagrody dla "Kumernis" - to znak, że w gąszczu technologii, wizualizacji i nowych poszukiwań nie zagubiło się sedno teatru: emocje. To ważne, że język emocji wciąż pozostaje teatralnym esperanto, pozwalającym porozumieć się ponad pokoleniami, podziałami i granicami. Nagrody dla Agnieszki Kwietniewskiej, Juliusza Chrząstowskiego czy Jana Peszka trudno kontestować. Ważne, że w moim odczuciu nikogo wartego zauważenia nie pominięto. O laureacie głównym, Michale Borczuchu, piszę powyżej.

Szanowni Państwo,

to już ostatni "oficjalny" dzień na DOMAGALAsieBOSKIEJKOMEDII, dzień dziewiąty, jak ostatni krąg dantejskiego piekła. Przyjdzie jeszcze czas na EPILOG, ale ten musi zostać napisany z dystansu. W tym miejscu pragnę serdecznie podziękować dyrektorowi Bartoszowi Szydłowskiemu za zaufanie i zaproszenie oraz pogratulować mu kolejnego sukcesu, jakim niewątpliwie było to niezwykłe święto polskiego teatru. Szczególnie dziękuję Marcie Pawlik za "boską" opiekę przed i w czasie festiwalu, opiekunce strony internetowej BK, Agnieszce Marek za owocną "współpracę technologiczną" oraz redaktorce moich tekstów, Katarzynie Kopias, która przez te dni czekała w pogotowiu na kolejne strony. Muszę się też do czegoś przyznać: moje teatralne plany pokrzyżowała w tym roku choroba i nie zobaczyłem wszystkiego według planu, mam jednak nadzieję, że Państwo tego nie odczuli.

Dziękuję też wszystkim Widzom i Uczestnikom Boskiej Komedi 2016! Za to, że dzięki Waszemu zaangażowaniu, miłości do teatru i otwartości otrzymaliśmy tak wielkie Świeto Teatru!

Na koniec chciałbym podziękować wszystkim moim Czytelnikom - za to, że byli Państwo ze mną, czytali, dyskutowali, wyrażali własne spostrzeżenia i opinie. Wiem, że nie wszyscy się ze mną zgadzają, ale to przecież najpiękniejsze w teatrze. Mam nadzieję, że jeszcze nie raz nasze drogi przetną się na teatralnych szlakach. Pełen optymizmu i nadziei żegnam się z Państwem i zapraszam na łamy mojego bloga. Nadal będę z uwagą śledził losy polskiego teatru i DOMAGAŁ się - w naszym, widzów, imieniu - jakości oraz szczerości.

Z wyrazami szacunku,

Tomasz Domagała

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji