Artykuły

Były Lear, były papież

Tematem tego spektaklu jest sytuacja instytucji Kościoła w dzisiejszym świecie, zmieniająca się rola papieża, ale także starość, umieranie i poszukiwanie Boga, powiązane z poszukiwaniem siebie.

Mury Watykanu przyciągają Jana Klatę. Od najwcześniejszych realizacji, by wspomnieć "Uśmiech grejpruta", "Lochy Watykanu" i "Fanta-$ego", eksploruje wątki papieskie, widząc w sto­licy Piotrowej potencjał teatralności z jednej strony i połączenie władzy duchowej z ziemską - z drugiej. Religijność, grzech, sacrum i profanum spotykają się tu wszak w rozmaitych konfiguracjach. W związku z wystawieniem krakowskiego "Króla Leara" w papieskim kos­tiumie można się było spodziewać skanda­lu, świętokradczych gestów, prowokacji, anty-klerykalnego zamachu na Watykan. Tymcza­sem powstał spektakl wyciszony, dojrzały, re­fleksyjny. Owszem, Klata krytykuje instytucję Kościoła i jej urzędników, ale czyni to nader subtelnie, rozkładając akcenty tak, by wy­dobyć z tekstu tematy starości, umierania, poszukiwania Boga, powiązanego z poszuki­waniem siebie. Stworzył dzięki temu swoiste współczesne misterium umierania, odcho­dzenia od świata ziemskiego i docierania do Prawdy.

Lear Klaty przeżywa kryzys tożsamości, spowodowany rozpoznaniem rzeczywistości wokół i zmianami związanymi ze starością. "Czy znasz mnie?", "A kim ty jesteś?", "Czy mnie poznajesz?" - te pytania z dramatu Szekspira są w tej inscenizacji bardzo dobrze słyszalne. Stary, niedołężny Lear jest już poza otaczającym go światem - i dosłownie, i meta­forycznie. Szekspirowski bohater, wspaniale prowadzony przez Jerzego Grałka (deklamacyjny styl, który narzuca archaiczne tłumacze­nie Leona Ulricha, doskonale współgra z je­go interpretacją), staje się uniwersalną figurą ludzkiego losu - jest byłym Learem, ale przede wszystkim człowiekiem, który istnieje niejako w czasie przeszłym. "Zna tu kto Leara? Ja Lea­rem nie jestem. Czy Lear tak chodzi? Czy Lear tak mówi?" - scena, w której wypowiada te sło­wa, wstając z tronu i nieporadnie stąpając o las­ce, jest jedną z ważniejszych w krakowskiej inscenizacji. Lear rozgląda się wokół siebie, jakby nie rozumiał świata, w którym jeszcze żyje, jakby nie poznawał nikogo i niczego. Z je­go postaci bije dojmująca samotność, zmęcze­nie, lęk i zagubienie, które objawiają się złością, gniewem i agresją. Mimo że niemal przez ca­ły czas jest unieruchomiony, pozbawiony sa­modzielności i obsługiwany przez innych - noszony w lektyce, pchany na tronie-wózku inwalidzkim, układany i podnoszony na łóżku szpitalnym-katafalku - do końca nie traci nic ze swej dumy, godności, dostojeństwa. Klata otacza swojego bohatera niezwykłą troską, wręcz czułością. Jakby próbował go ochronić przed śmiesznością. W postaci Leara łączy dwie, przełamujące tabu, figury świadomości zbiorowej - papieża umierającego na oczach świata i papieża, który abdykuje. Duchowych władców z Boskiego nadania, którzy odważyli się pokazać ludzką słabość. I choć skojarzenia z pontyfikatami Jana Pawła II i Benedykta XVI powracają wielokrotnie w spektaklu, to te oczywiste konotacje zdają się być dla reżysera jedynie przyczynkiem do głębszych, uniwersalnych rozważań.

Klata zdaje się pytać poprzez swojego Lea­ra o miejsce starości w dzisiejszym świecie, o to, jak i gdzie ma się znaleźć przestrzeń dla ludzkich słabości,niepełnosprawności, star­czych dziwactw, szczególnie w kontekście osób sprawujących jakąkolwiek władzę. Czy mamy prawo sobie i innym na to pozwolić?

I czy pozwoli nam na to kultura, w której ży­jemy? Czy miejsce dla ludzi starych znajdzie się już jedynie w instytucjach i ośrodkach, izolujących ich od świata, niczym szklany sześcian w krakowskim przedstawieniu? Lear zostaje w nim zamknięty, kiedy opuszcza do­my swoich córek i jest wyrzucony poza ramy Kościoła. On i jego towarzysze są więc wyklu­czeni, pozbawieni prawa głosu, ale widoczni dla innych - w tych scenach bardzo wyraźnie wybrzmiewa aspekt performatywności dzi­siejszego świata, widowiska, którym staje się człowiek dla innych. Szklana klatka przywo­dzi na myśl przeznaczone do oglądania gab­loty, witryny sklepowe i wreszcie ekran tele­wizora. Porządek ziemskiego oglądania i pod­glądania zostaje tutaj jednak wpisany w po­rządek Boskiego widzenia: nad sceną przez ca­ły czas pracuje kamera, która pokazuje wyda­rzenia z perspektywy niebiańskiej - symulta­niczna projekcja odbywa się na tylnej ścianie. Dzięki temu zabiegowi Klata może posługiwać się dodatkowo językiem filmowym: robić zbli­żenia, stosować triki, komponować niezwykle piękne kadry, jak scena ekstatycznego tańca Edmunda (bardzo dobry, niepokojący i androginiczny, Bartosz Bielenia) czy rzekoma wspi­naczka Gloucestera z Edgarem - chyba najpięk­niejsza realizacja tej sceny z dramatu Szekspi­ra, jaką kiedykolwiek widziałam. Niezwykły efekt ożywionych fresków z jednej strony odre­alnia zdarzenia, a z drugiej wręcz przeciwnie - konkretyzuje wymowę poszczególnych scen. Ważnymi postaciami w realizacji Klaty sta­ją się Kordelia i Edgar, którzy już w pierwszej scenie, wystudiowanego, dworskiego ceremo­niału, kiedy wszyscy oddają hołd Learowi, ma­ją schylone głowy i twarze ukryte w dłoniach. Edgar mdleje, a Kordelia płacze - obydwoje są inni i przeczuwają zbliżające się wydarzenia. Przeklęta przez Leara, najmłodsza córka (w tej roli jedyna kobieta w obsadzie, bardzo dobra Jaśmina Polak), by wiernie towarzyszyć ojcu w ostatniej drodze, wchodzi w rolę Błazna, kary­katuralnie przebranego za papieżycę z ogrom­nym różańcem na szyi i mitrą na głowie. Z ko­lei Edgar (ciekawy Krzysztof Zawadzki) po przemianie w Biednego Tomka przyjmuje postać Bożego szaleńca, wariata namaszczo­nego sacrum, jurodiwego, który ma kontakt z Prawdą. Jest półnagi, a na piersiach ma wy­cięte trzy krwawe krzyże, budzące z jednej strony skojarzenia z prowokacyjnym zdjęciem samego Klaty sprzed lat, a z drugiej ze słynną scenografią Andrzeja Pronaszki do "Dziadów" w inscenizacji Leona Schillera. Obydwoje po­padają w mistyczne stany uniesienia: Kordelia głosi swoje proroctwo w formie niepokojącej wokalizy, a Edgar wykrzykuje w natchnieniu święte strofy - w obu wypadkach jest to mo­dlitwa "Ojcze nasz" w języku aramejskim, która oznacza powrót do źródeł religii katolickiej, czystości i prostoty. Taka interpretacja tych postaci sprawia, że sceny z Szekspirowskimi odrzutkami, outsiderami z konieczności lub z wyboru, zyskują niezwykłą wymowę. Lear, Edgar, Błazen-Kordelia, Kent i Gloucester, po­zbawieni dotychczasowej tożsamości, wygna­ni ze struktury, z porządku instytucji Kościoła, stają się reprezentantami świata na opak, nie­jako konstytuując własny, karnawałowy kontr-Kościół z byłym papieżem na czele, mikrokulturę alternatywną, której domeną jest dzikość, pierwotność. Ubodzy, bezdomni, półnadzy, na wpół szaleni, osuwający się w śmierć, ekscentrycz­ni, kalecy, zdają się reprezentować głos ma­luczkich, innych, wykluczonych, którzy są bli­żej sacrum niż jakikolwiek hierarcha Kościoła.

W swoim spektaklu Klata zderza pełne pa­tosu, statyczne, monotonne sceny (sztuczny świat liturgii i dworskiej celebry) z działania­mi dynamicznymi, pełnymi rozedrgania, his­terii (dziki świat poza strukturą i systemem). Doskonale wpisuje się to w monumentalną, przytłaczającą przestrzeń, oddającą realistycz­nie jedno z pomieszczeń pałacu papieskiego (świetna scenografia Justyny Łagowskiej), którą wypełnia między innymi intrygująca choreografia Maćko Prusaka. Klamrę tego wi­dowiska tworzą dwie kilkuminutowe sceny, rozegrane niespiesznie, w rytm przeboju "Nothing Compares To You" w chińskiej interpre­tacji Fatimy Al Qadiri, w której słychać elek­tronicznie spreparowany, fałszywie brzmią­cy chorał gregoriański. W scenie końcowej wszyscy bohaterowie w kardynalskiej purpu­rze, zgromadzeni w szklanej klatce, otaczają szczelnie Leara z Księgą w dłoniach, który budzi się po śnie życia, już po drugiej stronie. Kiedy klatka unosi się w górę (wniebowstą­pienie?), wszyscy zgodnie odśpiewują odcho­dzącemu Learowi "Sto lat" i układają się na pod­łodze, tworząc ze swych martwych ciał i roz­rzuconych szat koło. Powstaje piękny obraz, niczym wyjęty z choreografii Sashy Waltz, który można interpretować jako ostateczne po­jednanie i eucharystię lub ilustrację jednej z ostatnich wypowiedzi Leara: "Jam jest wple­ciony w ogniste koło".

W watykańskim pomyśle na "Króla Leara" można znaleźć wiele szczelin i niejasności - prze­de wszystkim dotyczących motywacji dzia­łań niektórych postaci i zasadności samego pomysłu podziału papieskiego "królestwa", ale wyestetyzowane widowisko Klaty prze­konuje jako całość. Oddziałuje na widza także atmosferą, rytmem, barwami, sprawiając, że od krakowskiego "Leara" nie sposób się uwolnić. Z tym spektaklem "chodzi się" długo, a jego odbiór jest rozłożony w czasie. Reżyser mówi swym przedstawieniem jednoznacznie, że nie­bo nie jest puste, że Wielki Spektator cały czas na nas patrzy, a to daje mimo wszystko poczu­cie spokoju i ulgi. Przynajmniej na czas trwa­nia spektaklu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji