Nie na tym samym Weselu byliśmy
Przeczytałem recenzję Joanny Targoń z "Wesela" w Radiu Kraków i jest mi smutno.
Nie na tym samym "Weselu" byliśmy - w drugim i trzecim akcie, kiedy wykonawcy wchodzą (świetnie zresztą!) w "dramat narodowy", recenzentka "GW" bierze to za popis, że niby "aktorzy poprzestali na wytwarzaniu nastroju i na recytacji", że dialogi "w akcie drugim stały się aktorskimi popisami, w których myśl zawarta w słowach była mniej ważna niż owe nieszczęsne zaświatowe nastroje. A Wyspiański był tak przeciwny nastrojom".
Z pewnością był przeciwny teatrowi swojego czasu, kiedy nastrojami grano do granic możliwości nawet w farsach - sam jednak także zaproponował bardzo nastrojowy "dramat
narodowy", czego po przeszło stuleciu udowadniać nie trzeba: "Wesele" jest także weselem. Jest jednak równocześnie wielką rozmową narodową w aktach drugim i trzecim - bardzo dobrze, genialnie wręcz poprowadzoną w słuchowisku-widowisku wieczorem 13 lutego 2012, z "odmierzaniem" muzyki na podniesienie i opadnięcie ręki reżysera-demiurga (niczym w spektaklu Kantora, asocjacje te w niczym nie uchybiają ani pamięci twórcy Cricot, ani nie pomniejszają roli Andrzeja Seweryna - reżysera). Recenzentka nie zauważyła także dużej umiejętności mówienia poezji (rytm, rym) przez aktorów młodego i średniego pokolenia - czynili to znakomicie, także w długich dialogach (dla mnie objawieniem jest w tej mierze Krzysztof Zawadzki, grający Pana Młodego, najczęściej chyba pojawiającego się na scenie w dramacie).
Wieczorem 13 lutego br. w studiu Radia Kraków działy się rzeczy dziwne, zjawiska niepojęte dla wielu - a wszystko na tekście sprzed przeszło stu laty... Szkoda, że nie umiała tego dostrzec recenzentka z "GW" - stając się niczym Władysław Prokesch (też sprzed stulecia, zacny, ale skądinąd).