Artykuły

Metalowa dziewczynka tuli się do samolotu z papieru

"Między nami dobrze jest" Doroty Masłowskiej w reż. Radu Afrima z Teatr Narodowy im. Iona Luki Cariagale w Bukareszcie (Rumunia) na Festiwalu Dramatu we Wrocławskim Teatrze Współczesnym. Pisze Jarosław Klebaniuk w Teatrze dla Was.

Obejrzeć i wysłuchać inscenizację dramatu Doroty Masłowskiej po rumuńsku i to w dodatku bez udawania się do Bukaresztu to nie lada gratka, zobaczyć zaś widowisko bogate i zróżnicowane, przykuwające uwagę i podane niejako w dwóch aktorskich trybach - to prawdziwa uczta.

Wybierając się na rumuńską wersję Masłowskiej przywołaliśmy z pamięci spektakl Grzegorza Jarzyny sprzed siedmiu lat i ciekawi byliśmy, jak w porównaniu z tą pastelowo-sterylną i tak nowoczesną, że niemal futurystyczną realizacją wypadnie spektakl w reżyserii Radu Afrima. Co nowego może wnieść teatr do tak wyrazistego i charakterystycznego tekstu? Przecież frazy w rodzaju "Strasznie było słychać palącym się rowerem" czy "Nawet zwierzęta uciekły i pochowały się w lesie", całe pasaże oparte na negacji plastycznie opisywanych wakacyjnych i konsumpcyjnych nie-wydarzeń, popisowa narracja o tym, jak kiedyś wszyscy byli Polakami, a teraz nawet ci nieliczni udają, że uczyli się polskiego z "płyt i kaset, które zostawiła sprzątaczka" - wszystko to stanowi świat sam w sobie, a scena wydaje się tylko dodatkiem. A jednak

Rozpoczęło się w konwencji iście cyrkowej i wydawało się, że w taki sposób ekran z tłumaczeniami pozostanie zbędny, a tekst dramatu w ogóle nie przemówi. Dwóch aktorów zaprezentowało piosenkę przed publicznością symbolizowaną przez stare buty, zaś pluszowy misiek, który jako jedyny przyszedł z biletem wylądował, nie wiedzieć czemu, w powietrzu i poza salą. Dopiero atak rwy kulszowej uwolnił scenę dla Haliny (Liliana Ghiă), a wraz z nią dla słów pochodzącej z Wejherowa literatki. Konwencja wciąż pozostała komiczna, jednak teraz bardziej za sprawą tekstu, niż sytuacji, choć i zabawne sceny miały miejsce.

Radykalnie od tego, co dawno temu zaproponował TR Warszawa różniła się w omawianym spektaklu scenografia. Przypominające nieco śmietnik czy zaniedbane wnętrze przemysłowe z szafką rozdzielczą przy wejściu pomieszczenie mieściło niewiele mebli, za to po brudnej podłodze walały się ziemniaki. Estrada i ekran w głębi umożliwiały wpuszczenie nieco kontrastującego z brzydotą pierwszego planu blichtru, a wyeksponowana wysoko wygódka połączona ze spiżarnią stanowiła swego rodzaju kwintesencję życia bohaterów: wszechobecnej, choć niespełnionej konsumpcji z opcją natychmiastowego zwalniania miejsca na dalszą i coraz to nową. Pośród rekwizytów wyróżniły się papierowe samoloty. Pojawieniu się tego najmniejszego towarzyszył warkot silnika, jednak jeszcze bardziej zaskakujący był wlot gigantycznej wersji tego, co zazwyczaj robi się z kartki papieru. Kontekst obu stanowiły oczywiście wspomnienia Babci, u Afrima zresztą sprawniejszej niż u Jarzyny, bo z balkonikiem, a nie na wózku inwalidzkim.

Dobrze wyeksponowany został wątek wojennych wspomnień i jedynej łączącej trzy pokolenia tożsamości - skrzywdzonego, zakompleksionego narodu. Stąd absurdalna, wydawałoby się, tęsknota za nadejściem nowej II wojny światowej okazała się wytłumaczalna. Tylko w czasach ostatecznej próby, jak wynikało z parokrotnych deklaracji Bożeny, ubranej w grochy i z wózkiem w grochy "Grubej Świni" (Natalia Călin), jest bowiem okazja do dokonania bohaterskiego czynu, zaś te dostępne w nudnych czasach pokoju wydają się żałosne. Zresztą deklaracje te miały oczywisty charakter racjonalizacji własnego egoizmu, co nie było jedynym przejawem bezlitosnego potraktowania swoich bohaterów przez Masłowską. Pod koniec jako akt miłosierdzia można było odebrać deklarację głównej postaci, że jej babcia zginęła na wojnie, matka się nie urodziła, a ona sama nigdy nie istniała. Można to odczytać dwojako: lepiej, żebyśmy nie żyły, w tak nędznych egzystencjalnie okolicznościach, albo jako Gombrowiczowskie spuszczenie powietrza z poważnego w gruncie rzeczy tekstu: "...a kto słuchał, ten jest trąba".

Ela, inaczej niż większość z nas z pierwszych rzędów, nie wstała do braw. Wyjaśniła potem, że zbytnia groteskowość formy i jednoznaczność przekazu nie wydobyły z tekstu tego, co oferował: krytyki sposobu bycia, a jednocześnie zrozumienia psychologicznej sytuacji bohaterów. Moim zdaniem jednak spektakl grany był w dwóch uzupełniających się trybach. Większość scen faktycznie miała "przegięty", jednoznacznie komediowy charakter, lecz przeciwwagę dla nich stanowiły wielkie monologi Małej Metalowej Dziewczynki. Zresztą chwilami wyraźnie można było dostrzec starannie wyreżyserowane przeskoki między tymi dwiema konwencjami. Gdy MMD jedną z monumentalnych, poważnych scen zaczynała słowem "odwrotnie" jej sceniczne krewne przy stoliku, jeszcze w komediowym stylu, odwracały krzesła w inną stronę. Zabawne zderzało się więc z poważnym, tak jak w oryginale dramatu.

Z pomieszaniem konwencji, szybkim tempem i wcielaniem się w podwójne czy liczniejsze role poradził sobie dobrze zespół aktorski. Popisowo wypadła w roli Małej Metalowej Dziewczynki Dorina Chiriac, która zagrała także reżyserkę filmową. W scenach chowania się w swoim nie-pokoju czy bycia kąpaną w beczce przez matkę budziła uśmiech, jednak monologi kierowane wprost do publiczności pełne były emocjonalnego napięcia i można było dostrzec prawdziwe łzy lejące się jej po twarzy.

Wszystkie postaci były charakterystyczne, zarówno dzięki powierzchowności, podkreślonej charakteryzacją i - podkreślającymi wszechobecną tandetę - kostiumami, jak i dzięki wyrazistej grze. Moje szczególne uznanie zdobył jednak Marius Manole, który jako Aktor i jako Babcia za sprawą niesamowitej mimiki stworzył zapadające w pamięć kreacje.

Kilka scen, choć może nie kluczowych dla przedstawienia, warto przywołać, gdyż dały świadectwo kunsztu twórców. Należały do nich między innymi: stylizowana na chińską piosenka o czterolatkach ręcznie produkujących w najludniejszym kraju świata europejskie winogrona; karmienie wielkiego czarnego ptaszyska symbolizującego nową konserwę z kurczaka nieapetycznymi składnikami tejże; ogrywanie parodystycznego (w stosunku do tak zwanej kinematografii społecznie zaangażowanej) filmu "Koń, który jeździł konno"; sprowadzenie skrzypka i tancerki do ciotki Bożeny, aby ją zabawili i aby przestała wyć boleściwie; operowy śpiew o Halinie, która wyniosła śmieci i przyniosła magazyn kobiecy. W niektórych zbiorowych scenach zdarzały się ulotne, przezabawne momenty. Mnie rozśmieszył ten, gdy grający niedołężną staruszkę Manole niejako zapomniał na scenie, że nie jest mężczyzną i najpierw chwycił za pupę atrakcyjną kobietę w samym tylko bikini (Florentina Ţilea), a później pocałował ją w usta.

"Między nami dobrze jest" w najistotniejszej swojej warstwie, tej dotyczącej polskich kompleksów i ograniczeń sztucznie podsycanego konsumpcjonizmu, pozostało aktualne. Siłą rzeczy jednak niektóre aluzje do sytuacji, w której powstawał dramat, choćby do mało przystojnych bliźniaków na dwóch najważniejszych posadach w państwie, straciły na aktualności. Również pewien dyskont, który dziesięć lat temu był "tani i do bani", teraz dla odmiany "ceni jakość".

Wersja dramatu Masłowskiej wystawiona przez Teatr Narodowy w Bukareszcie bardzo ładnie wypadła w Teatrze Współczesnym we Wrocławiu. Zamurowane drzwi w jednej z ostatnich scen nie napawają optymizmem, jeśli chodzi o możliwości wyjścia ze współczesnych zagmatwań, jednak sam spektakl z pewnością wniósł nową jakość do ich artystycznych interpretacji.

Między nami dobrze jest (Între noi e totul bine)

Teatr Narodowy im. Iona Luki Cariagale

Bukareszt, Rumunia

Reżyseria: Radu Afrim

Obsada: Dorina Chiriac, Liliana Ghiă, Istvan Teglas, Florentina Ţilea, Marius Manole, Natalia Călin, Cezar Antal

Premiera: 27 września 2015

Spektakl zagrany na Dużej Scenie Teatru Współczesnego we Wrocławiu w ramach Festiwalu Dramatu 1 grudnia 2016 r.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji