Artykuły

Wojna to porządek, pokój to chaos

"Matka Courage i jej dzieci" Bertolta Brechta w reż. Michała Zadary w Teatrze Narodowym w Warszawie. Pisze Alicja Cembrowska w Teatrze dla Was.

W "Matce Courage i jej dzieciach" dużo się o wojnie mówi, brakuje jednak próby zdekodowania, zrozumienia, odczucia sensu tego wszystkiego, co jej towarzyszy. Inscenizacja Zadary w Narodowym jest przede wszystkim spektaklem wywołującym nudę - z tego stanu nie wybawia nas nawet ingerencja reżysera dokonywana na oczach widzów. W konsekwencji przedstawienie nie wywołuje żadnych większych emocji. Zadara tworzy teatr, który można uznać za nieskuteczny w próbie przykrawania Brechta do tego, co dzieje się na świecie tu i teraz.

Wojna to temat ostatnio bardzo intensywnie eksplorowany przez artystów wszelkiej maści. Na różne sposoby i w różnych konfiguracjach. Jednak wojujący katolicy i przedstawiciele Unii Europejskiej wydają się być konceptem dość banalnym. Odnoszę wrażenie, że teatr nie potrzebuje tego typu dosłowności, trudno mu się też obejść się bez jakiejkolwiek symboliki czy choćby odrobiny niedomówienia. Widzowie już i tak są zmęczeni agresywnością przekazów medialnych, spiskami, czarnymi wizjami, sporami ideologicznymi, katolibanem i "złą Unią Europejską". Dlatego ten rodzaj konkretyzowania wszystkiego bardzo mnie rozczarował.

Wojna to porządek

Wojna jest zła, obrzydliwa i przerażająca. Ludzie tracą poczucie bezpieczeństwa i resztki człowieczeństwa. Nie będąc w ogniu walk, trudno wyobrazić sobie jak traumatyczne i bolesne jest to doświadczenie. Jedni kierują się honorem - idą do wojska, inni starają się walczyć o odrobinę normalności na własnym podwórku - nazywa się ich ludnością cywilną. Wojna w "Matce Courage" jest długa i męcząca, staje się codziennością. Aby przetrwać, człowiek musi zbudować sobie przestrzeń, w której chociażby najmniejsza cząstka będzie wartością stałą i niezmienną.

Pokój to chaos

Wojna daje ludziom możliwość powrotu do podstawowych wartości i potrzeb - nie liczy się bogactwo, sława czy pozycja. Ważne jest przetrwanie, ochrona rodziny, miska zupy. Pokój wprowadza chaos, dezorientację i zburzenie ładu, który ludzie stworzyli w czasie konfliktu. Pokój daje wolność, z którą człowiek sobie nie radzi. Dla bohaterów "Matki Courage" koniec wojny oznacza straty finansowe, zniszczenie tego, w co zdążyli wsiąknąć. Wbrew pozorom każda wojna i każdy pokój są takie same. Rządzą się tymi samymi (nie)prawami. Spodziewałam się, że w najnowszym spektaklu Michała Zadary wykorzystane zostaną jakościowo inne sposoby inscenizowania klasyki, że nie będzie to aż tak schematyczne choćby w samym budowaniu scenicznych postaci. Sądziłam, że tak doświadczony artysta czymś mnie jednak zaskoczy. Niestety, zawiodłam się. Nagromadzenie scenicznych efektów doprowadza do zagubienia myśli spektaklu i nieprzyjemnego dla widza chaosu. Trudno jest się skoncentrować na sensach, wyłapać je, gdy przez cały czas przeprowadza się zmasowany atak na nasze zmysły - tutaj ktoś śpiewa, tam kogoś przebierają; tutaj przesuwają samochód, a tam kogoś znów zabijają; tutaj aktorzy grają frontem do publiczności, a na ekranie wyświetlane są obrazy zburzonego miasta. W konsekwencji to pomieszanie materii teatralnych jest tak w przekazie niekomunikatywne, że rozmywa dynamikę spektaklu i dekomponuje jego rytm.

Bo choć na scenie dzieje się naprawdę dużo, to tylko momentami jest naprawdę ciekawie - muzyka na żywo czy autentyczne samochody nie zastąpią tego, co powinno mocnym gestem wybrzmieć w tej inscenizacji jako swoiste memento dla naszej przyszłości. Z artykułowaniem tego typu znaków Zadara ma niemały kłopot. Na uwagę na pewno zasługuje scenografia Roberta Rumasa. Najbardziej imponującym elementem jest ogromna makieta zniszczonego współczesnego centrum Warszawy. Kamery na bieżąco pracują i wyświetlają obrazy na dużym ekranie. Wrażenie robi to piorunujące.

Sama Matka Courage w interpretacji Danuty Stenki jest momentami pozbawiona jakichkolwiek uczuć. O ile zrozumieć można jej oschłe, zdystansowane podejście do działań wojennych i obcych ludzi, o tyle zdecydowanie zabrakło mi w niej ludzkiego, matczynego wymiaru. Chłodna charakteryzacja jeszcze to wrażenie pogłębia - krótka fryzura "na chłopaka", obszerne ubrania, glany... A pamiętajmy, że samo słowo "matka" budzi również konotacje ciepłe i intymne. Tego typu gestów, sygnałów bardzo mi w warszawskiej realizacji brakuje. Również w relacjach z dziećmi Mutter Courage wydaje się być niedostępna, traktuje je niczym członków prywatnej armii, towarzyszy podróży, a nie jak najbliższą rodzinę. Mam wrażenie, że reżyser nie do końca wykorzystał możliwości Danuty Stenki - a przecież aktorka imponująco śpiewa, nie mniej intrygująco wygląda, czegoś jednak w tej postaci brakuje, czasami staje się jakby tylko pionkiem ustawionym na bezdusznej makiecie.

Spektakl Zadary nie jest ani przejmującym obrazem walki o człowieczeństwo, ani popisem kunsztu aktorskiego zespołu Teatru Narodowego; nie jest ostrzeżeniem przed wojną, ani też opowiedzeniem jej dziejów. "Matka Courage" przy Placu Teatralnym jest chłodna, zimna, nijaka, a w wymiarze aktorskim dość przewidywalna. Nie zmusza do refleksji, momentami irytuje, a w pierwszej części zwyczajnie nudzi. Szkoda, bo reżyser miał przecież jak nigdzie indziej dostęp do wszystkich możliwych narzędzi teatralnego instrumentarium, by stworzyć coś prawdziwie przejmującego. Niestety, tym razem się nie udało.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji