Reformator
KIEDY już na początku dało się zauważyć, że głęboka wieś ukraińska jakoś bardzo przypomina wieś podkrakowską z "miastowymi" panienkami, w strojnych sukienkach z koronkami; kiedy krakowska madonna Anna Dymna roniła sentymentalno-polskie łzy na wielki kołnierzyk z najdelikatniejszych, szlachecko-ziemiańskich koronek; kiedy Jan Nowicki, stuprocentowy, racjonalno-sceptyczny, nie dający się za nikogo przebrać inteligent, chciał uciekać z domu z powodu "błękitnej dali socjalizmu", wtedy było jasne, że mamy do czynienia z "przebieranką", mistyfikacja, i "specjalną" misją przedstawienia.
Siła i atrakcyjność utworu Mykoły Kulisza bierze się m.in. z atrakcyjności głównego bohatera i jego obsesyjnej idei "reformowania człowieka". We wspomnianej przez Andrzeja Wanata realizacji opolskiej rolę tę grał Roman Kłosowski. Nowicki jest wybitnym aktorem, ale nawet on nie może wszystkiego zagrać. "Nosiło" go w tej roli w rozmaite strony, od bablowskich klimatów, aż po "Romulusa Wielkiego" Durrenmatta. Wraz z jego rolą falowało całe przedstawienie. Ciągle jakby się zaczynając i nigdy nie dochodząc do sensownego zwieńczenia. I tylko ironiczne, szydercze, w rozmaitych kontekstach przywoływane pytanie o "reformowalność" człowieka, mogło od czasu do czasu budzić niepokój.