Żart olszowiecki
Pan Jan Chryzostom Pasek, drobny szlachcic mazowiecki po 11 latach wojaczki, której zażywał pod przesławną komendą Czarnieckiego, ożenił się i osiadł w krakowskim. "Chodził" tam wiele lat "dzierżawami", aż wreszcie objął "per arendam" Olszówkę.
"Pewnego dnia roku pańskiego 1680... przysłał do mnie - pisze Pasek w swych Pamiętnikach - król JMość pana Straszowskiego, sługę swego z listami prosząc solenniter o darowanie wydry, którą chowaną miałem tak rozkoszną, że wolałbym był partem substancyjej mojej dać niżeli one, com ją tak kochał"...
..."To była wydra sławna na całe województwo krakowskie, a potem i na całą Polskę..."
Niechętnie, ale cóż, trudno odmówić królowi, wyprawił "ją tedy na nową służbę". Niedługa była ta służba, bo już trzeciego dnia rano: "potkał ją dragon, nie wiedząc, co to, czy chowane, czy dzikie, uderzył berdyszem, zabił..."
Dragona przepędzono przez kije regimentu Gadeckiego, miał biegać 15 razy, "ludzi w regimencie półtora tysiąca, każdy po razu zatnie - trzeci raz biegąc padł w pół szeregu, nad prawo sieczono i leżącego. Tak wzięto go w prześcieradło, aleć zaś powiedano, że się nie mógł wysmarować..."
Dzieje wydry "Robaka" w pana Paskowym dworku i na królewskim dworze Jana III za kanwę swej lalkowej sztuki: "Żart Olszowiecki" obrała Hanna Januszewska. Gdańską prapremierę inscenizowała i reżyserowała Natalia Gołębska, scenograficznie opracował Ali Bunsch, muzykę skomponował Jerzy Dobrzański, kierownictwo literackie Lecha Bądkowskiego.
Ciekawa sztuka, dobra reżyseria, ładne lalki i dekoracje, przyjemna, zharmonizowana z epoką i środowiskiem muzyka. Wszystko to razem da na pewno widzowi wiele miłych przeżyć. Jednocześnie jednak widowisko to nasuwa mnie, zaprzysiężonemu sympatykowi lalkowej i to konkretnie gdańskiej sceny, wiele uwag krytycznych.
Zacznę od samej sztuki. W programie czytamy: "Żart olszowiecki" należy do najlepszych sztuk polskiego repertuaru lalkowego..."
Czy przypadkiem nie nazbyt wysoka ocena? Że utwór ten napisano pięknym, poetyckim językiem, to pewne. Lecz przecięż sama autorka w czasie dyskusji nad sztuką w gronie aktorów powiedziała, iż pisała ją raczej dla własnej przyjemności, bez myśli o scenie.
W tym świetle bardziej zrozumiałe się stają braki w sztuce pisanej przez tę skądinąd świetną autorkę dziecięcej literatury pięknej. Braki te, według mnie, sprowadzają się przede wszystkim do niesceniczności sztuki. Scena lalkowa wymaga akcji żywej, płynnej, pełnej treści w każdej sytuacji. Lalka musi być w ciągłym ruchu - w bezruchu traci życie, staje się tylko rekwizytem.
Tym wszystkim warunkom "Żart" nie odpowiada. Skąpa akcja oparta na dość błahych dialogach ludzi bez wyrazu, próbuje się ratować i ożywić "greckim chórem" licznie w sztuce reprezentowanego świata zwierzęcego. I te właśnie fragmenty są w sztuce najlepsze, mimo że i one żywością scenicznego działania nie grzeszą.
Reżyser Natalia Gołębska nie łatwe miała w tych warunkach zadanie. I nie wiem, ale tak mi się wydaje, iż smakując w poszczególnych kwestiach pięknym językiem pisanych, w poszczególnych scenkach nie podciągnęła zbyt wolnego tempa sztuki. Nie wiem, powtarzam - może się mylę, może obserwując od lat warsztat reżyserski popularnej w świecie artystycznym pani "Basi" spodziewałem się zobaczyć coś, co by biło jej dotychczasowe osiągnięcia, coś zupełnie nowego, może...
Podobnie ma się sprawa z lalkami i dekoracjami. Niby to wszystko ładne, a jednak czegoś tu brak w dekoracjach i czegoś za wiele w lalkach. Przechodząc do analizy gry aktorskiej na wstępie wysuwam uwagę zasadniczą: głos ginie gdzieś w zakamarkach podscenia i do widza trafiają tylko strzępy kwestii. Nawet bardzo silny i dobrze postawiony głos H. Zalesińskiego (Jan III Sobieski) nie zawsze dociera. Aktorzy, orientując się widać dobrze w złej akustyce sceny, wysilają swe struny głosowe do maksimum, co daje efekty niezamierzone: do ucha widza głos i tak nie zawsze dociera, a traci na tym barwa głosu.
Na dużym poziomie jest natomiast ruch lalek, szczególnie lalek - zwierząt. Wśród tych ostatnich najbardziej mi się podobała wydra "Robak" (W. Ziółkowska) zwinna, miękka, naturalna i pełna wdzięku, wyżeł Kapred (E. Burczyk) urocze naprawdę psisko, czapla (E. Rożałowska) doskonała w ruchu, derkacz (Z. Kowalska) świetnie z życia podpatrzony, kaczor (L. Staszelis) jak żywe i przemiłe małpki Dafne (B. Haska) i Fillis. Ach, to już ze zwierzątkami koniec, a więc wszystkie podobały mi się najbardziej.
Role "ludzkie", na ogół dobrze grane, obsadzone były następująco: król Jan III - H. Zalesiński, królowa Maria - Z. Kowalewska, koniuszy Staszewski - K. Bajorski, Jan Pasek - Z. Kordecki (głos) J. Unczur (ruch), Furfantka - J. Unczur, Jaśko - L. Staszelis.
Na zakończenie uwaga na marginesie inscenizacji: ostatnia odsłona, szczególnie scena poloneza i uroczy obrazek zapalania i gaszenia świecznika przez pacholików są naprawdę doskonałe.