Kaligula
W trzecim kole dziewiątego kręgu Piekła spotyka Dante potępione dusze ludzi współczesnych mu i jeszcze żyjących na ziemi,
"Niejedno ciało do świata należy
Którego cień tu odprawia grudnie" (przekład E. Porębowicza)
Sylwetka Kaliguli utrwalona w "Żywotach cezarów" Swetoniusza i przypomniana w programie telewizyjnym, nasuwa skojarzenie z potępieńcem zanurzonym w dwóch rzeczywistościach: absolutnego zła piekieł i absurdalnego światła. Z tej dwoistości, rodzi się zwyrodnienie, radość z zadawania cierpień, szaleństwo zbrodni. Ale inaczej przedstawia swojego Kaligulę Albert Camus, nie umykając jednak skojarzeniom z żyjącym potępieńcem.
Zycie bohatera Camusa: "jest to - jak mówi H. P. Simon - dowód przy pomocy absurdu na absurdalność absurdu" (cytuje za książką Wojciecha Natansona "Mit Syzyfa"). Absurdu, który przybiera formę zbrodni, przeprowadzonej jako doświadczenie na kręgu poddanych cezara. Ale traktowanie camusowskiego Kaliguli wyłącznie jako rzecznika i poddanego absolutnego zła - byłoby uproszczeniem całej złożoności psychologicznej i intelektualnej tej postaci odarciem tego dramatu z fascynującej do dziś artystycznej jego logiki. Odrzucilibyśmy bowiem tragizm tego utworu i jego tytułowego bohatera, co starano się i słusznie uwydatnić w najciekawszych polskich jego inscenizacjach. I to zarówno w przedstawieniu kieleckim z 1958 roku w reżyserii Tadeusza Byrskiego, na scenie kameralnej Teatru Polskiego we Wrocławiu (reżyser Giovanni Pampigllone). Józef Skwark grał wówczas młodzieńczego Kaligulę, który przez cierpienia pogrążał się w absurdalności zbrodni, motywowanej reakcja człowieka skrzywdzonego i świadomego niekonsekwencji losu człowieka.
Tragizm Kaliguli ukazany przez Piotra Fronczewskiego w przedstawieniu warszawskim jest bardziej złożony. Fronczewski wydobywa szczególny rys tej postaci - pogardę wobec innych.
Świat Kaliguli to nie twór Boski, ani też przestrzeń umeblowana przez porządek ludzki, ale okrutny i absurdalny dowcip. Fronczewski poddaje widowni jednocześnie, jak groźna jest konsekwencja działania, jeśli przyjęło się za punkt wyjścia logikę absurdu, gdy u początków drogi tkwi owo potępieńcze skrzywienie pojmowania wiedzy jako wyłącznie narzędzia własnej woli i własnego eksperymentu. Na drodze Kaliguli staja ludzie mali i marni, ale także i ci, dla których wartością większą niż własne życie jest nieuleganie absurdom i niepoddanie się pogardzie.
W tej wspaniale zbudowanej sztuce, o swoistym rytmie, co podkreśla ilustracja muzyczna, Kaligula musi mieć partnerów na swoją miarę. Należy do nich przede wszystkim Cherea. Cherea uznał, że analizować należy ułomność ludzką i niepewność losu i życia jako ograniczenia, w ramach których doszukiwać się trzeba wartości prostych i przyznać prawo do posiadania tych wartości. Cherea - Marka Obertyna jest wyniosły. Jest też pragmatykiem, ale w imię celów człowieczych. Wyraziście zarysowany, Cherea ustępuje w tym przedstawieniu cezarowi w jego grze na wyobraźnie i umysły. Przydałoby się tej postaci nieco więcej bogactwa uczuć. Scypion, którego grał Konrad Łatacha, zarysowany, został trochę według schematu szlachetnego młodzieńca, więcej żołnierza niż poety. Wybitniejszym poetą w tej sztuce i przedstawieniu okazał się Kaligula. Tym gorzej dla ludzi, którzy znaleźli się w kręgu jego władzy. Caesonie zagrała Magdalena Zawadzka. Myślę, że największym walorem tej postaci była jej tragiczna wierność w towarzyszeniu Kaliguli ku zagładzie. Tragizm ten uwydatnia, pogłębiona przez artystkę wiedza Caesonii o tym, że podstawowy jej atut - piękność nie ma już znaczenia dla Kaliguli, nie może ich zbliżyć i rozerwać kręgu samotności otaczającej cezara. Zbyt często jednak tak ważny ale zewnętrzy walor kobiecości dominuje w tej roli. Otoczenie Kaliguli - senatorzy poddani jego okrutnym pomysłom dobrze zróżnicowani pod względem psychicznym i fizycznym stanowili nie tylko tło dla zderzenia się głównych indywidualności dramatu, lecz doskonale ujawnili złożoność i różnorodność ludzkich ułomności, śmiesznostek i nikczemności a także i różne odcienie lęku i cierpienia.
CZYNNIKIEM organizującym to ciekawe przedstawienie reżyserowane przez Andrzeja Chrzanowskiego była muzyka Józefa Skrzek a wykonana przez kompozytora na aparaturze elektronicznej Poczynając cd mocnej narzucającej nastrój widzom uwertury, następnie dyskretnie towarzyszyła nastrojom poszczególnych scen i bohaterów. Reżyser świetnie zaplanował i przeprowadzi narastanie dynamiki wydarzeń, ale także zadbał o tempo i zróżnicowanie poszczególnych scen, o przejrzysty przekaz tekstu i jego niuansów, wspomagając dyskursywność dialogu wyrazem aktorskim i plastycznym. Było to przedstawione fascynujące w swej mroczności, choć ta mroczność nie miała nic wspólnego z mglistością form i myśli. Ciemne bryły skromnych dekoracja, czerń kostiumów, rozrywana tylko cd czasu do czasu strojem cezara występującego w roli Ateny i tancerki, przywoływała pulsujący rytm grozy - jakby narastającej - schorzałej wyobraźni cezara a może i z czeluści piekieł. Pozostaje jeszcze sporo drobnych, ale istotnych zmian w tekście przekładu, chodzi głównie o ową Lunę bardziej pod względem gramatycznym odpowiadającą francuskiej - La Lune, ale przetłumaczonej przez Wojciecha Natansona po prostu na Księżyc, co bardziej sugerowało tęsknotę Kaliguli za czymś nieosiągalnym, nie tylko w znaczeniu zmysłowym.