Artykuły

Wkrótce jubileusz

Jeszcze nie jubileusz, ale już niewiele do tego brakuje. Ten zbliżający się jubileusz to dwutysięczne przedstawienie opolskiego Teatru Lalek.

Zanim jednak naszym lalkarzom złożymy serdeczne gratulacje z racji tak uroczystego dla nich wydarzenia, spójrzmy na bieżący program sceny kukiełkowej i rozważmy przynajmniej pokrótce niektóre sprawy bliskie jej zespołowi. Bo, uderzmy się w piersi, o kukiełkach opolskich na ogół więcej się mówiło i pisało np. w Warszawie niż na Opolszczyźnie. I właściwie do tej pory trudno było u nas o jakąś szerszą dyskusję o tym ciekawym teatrze i o potrzebach najmłodszych widzów.

Były już nawet pewne próby, były np., przedstawienia przeznaczone specjalnie dla liceum pedagogicznego. Spodziewano się wówczas jakiegoś oddźwięku ze strony młodych pedagogów. Próby te zawiodły zupełnie - do dyskusji nie doszło.

I tak zmienia się program sceny lalkowej, a sukcesy czy może nawet niewypały artystyczne mijają właściwie niemal bez echa.

W ostatnich miesiącach w Teatrze Lalek wystawiono "Cztery mile za piec" Marii Kownackiej i "Błyszczący klucz" Jerzego Cisa. Wydawać by się mogło, że sprowokują one wreszcie dyskusję m. in. wśród pedagogów interesujących się wychowaniem młodzieży, sprawą oddziaływania teatru na kilku - lub kilkunastoletnich widzów. Oczekiwania jednak i tym razem zawiodły. A przecież obydwie pozycje repertuarowe nasunąć mogą wiele uwag o poziomie artystycznym przedstawień kukiełkowych - i to z gruntu odmiennych - oraz o koncepcji reżyserskiej.

Nie jest rzeczą dla nas obojętną, że nad sztuką Kownackiej zbyt łatwo przechodzi się do: porządku dziennego. "Cztery mile za piec" mają przecież ciekawe tradycje w dziejach naszego teatru i już chociażby z tego tytułu zasługują na większą uwagę.

Jest to pierwsza sztuka, jaką wystawił zespół Alojzego Smolki przed wojną w raciborskiej "Strzesze", a później w sali Domu Polskiego w Opolu. Występy lalkarzy z tą niefrasobliwą historyjką o "kłopotach" małej, wytrwałej Zosi, nie zrażającej się żadnymi trudnościami, krzepiły na duchu Opolan także i podczas obchodu rocznicy powstania styczniowego.

Dodajmy jeszcze: w przyszłym roku nasi lalkarze święcić będą jeszcze jeden jubileusz - dwudziestolecie wystawienia "Czterech mil".

Nowe, powojenne ich "wydanie" dobre świadectwo wystawia zespołowi teatru. Sama sztuka już z założenia jest pełna życia, werwy, a te walory zostały przede wszystkim wydobyte w nowej wersji "Czterech mil". Wiele uroku dodaje spektaklowi interesująca oprawa muzyczna i piosenki w wykonaniu lalkarzy. To naprawdę mocna strona naszej sceny kukiełkowej.

Na warunki, w jakich pracują lalkarze, pewne światło rzuca "drobny" szczegół. W sztuce Kownackiej występuje ponad 30 postaci. Obsada jej w opolskim teatrze sprowadza się do... sześciu aktorów. Łatwo z tego zorientować się, jakiej rzutkości, jakich przeobrażeń wymaga ciągła zmiana ról od takiego zespołu.

Jaką miarą mierzyć zatem zalety tego niewątpliwie udanego przedstawienia w tym "układzie sił"? W takim wypadku trochę blado wypadną zwykłe słowa uznania dla całej tej grupy lalkarzy, a nawet pochwała zasług Alojzego Smolki i Jana Potiszila, reżyserów sztuki, czy też sukcesów aktorskich Felicji Sroczyńskiej (Zosi), małżeństwa Smandzików - zwłaszcza Zygmunta Smandzika w "roli" Pieca, Baja i Ojca Wirgiliusza, Wiesława Balcerzaka i Adama Poliwody - szczególnie dobrych w roli Jaworowych Ludzi i Dwóch Michałów zawrotnie wirujących w tańcu.

Porwanie zabawnej Petronelki (którą poruszała Rafaela Łukasiewicz), przygody Zosi naprawdę mocno przeżywali mali widzowie. Wzruszenia ich, to chyba najlepsza miara walorów "Czterech mil"

Sceptycy może spierać się będą trochę o szczegóły: o zbyt małe różnice "głosowe", może nawet o dekoracje, utrzymane w stylu rysunków dziecięcych i trochę odbiegające przez to - zdaniem znawców - od typu kukiełek, zaprojektowanych zresztą z dużą konsekwencją artystyczną. Chyba warto, żeby na ten temat wypowiedzieli się nasi plastycy, by spróbowali rzeczowo ocenić pracę scenografa.

Wydaje się, że byłoby dobrze, gdyby tylko takie "minusy" obciążały inne nasze przedstawienia kukiełkowe. (Do omówienia ich, m. in. "Błyszczącego klucza" powrócimy w najbliższym czasie).

Raczej jednak życzyć należałoby Teatrowi Lalek więcej podobnie udanych i reżysersko i aktorsko przedstawień i przede wszystkim - tu jeszcze raz zwracamy się do opolskiego nauczycielstwa - żywszego zainteresowania sztuką dla małych widzów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji