Artykuły

Ładne, nie powiem, ale po co tym razem?

"Kosmos" Witolda Gombrowicza w reż. Krzysztofa Garbaczewskiego w Narodowym Starym Teatrze w Krakowie. Pisze Maciej Stroiński.

Motto: "Cieszy mnie "nic", bo "nic" to jest właśnie to coś, co się robi przez całe życie. Człowiekuś stoi, siedzi, mówi, pisze i nic" (Witold Gombrowicz, "Kosmos").

Teatr Garbaczewskiego to głównie wygląd teatru Garbaczewskiego. Jest bogato - a na pewno w sensie ilościowym, że jak światła, to od razu dyskoteka, jak ciuchy, to prosto z Zurychu i naprawdę niebrzydkie. Kamerki też by weszły do działu "bogato", gdyby znowu dali drona (por. "Burza" z Wro), a tak to są tylko scenicznym bejzikiem, wyposażeniem takim jak podłoga. Tym razem spektakl jest i obładowany, i OBWIESZONY, cały odpust zwisa z góry. Szczęki, wymiona, nawet aktorzy zwisają, co akurat, ten zwis, ma pokrycie w tekście. Aktorzy są w tym teatrze równorzędni z wystrojem ("Czasami chętnie zastąpiłabym wszystkich aktorów żywymi przedmiotami" - mówi Aleksandra Wasilkowska, http://www.e-teatr.pl/pl/artykuly/232037.html) są częścią scenografii, a - w tym teatrze - to żadna obelga. Bo wygląda to naprawdę naprawdę.

Ogólnie rzec biorąc - ładne, nie powiem, ale po co tym razem? (cyt. za Demirski, "nie-boska komedia"). Powstaje pytanie, czy to jest taka kuchnia wysokoartystyczna, bosko się PREZENTUJĄCA, ale szlag cię trafia, że się nią nie najesz - czy pokaz mody, że nie masz pretensji, bo o karmieniu i tak nie było mowy? Na co myśmy się umawiali? Może po prostu mamy KARMIĆ ZMYSŁY: "ciasto piekę, bo mi pięknie pachnie w domu, a nie po to, żeby się obeżreć!" (Demirski, "Bitwa warszawska").

Garbaczewski ma gust, tylko czy ma coś do powiedzenia? Jego "Kosmos" jest o tym, że może i nie ma, ale bo też nie ma takiej potrzeby. Skoro powieść Gombrowicza jest o "nadsemiozie", o szukaniu całego w dziurze, o tak silnym "parciu na sens", że wychodzi paranoja - to jej inscenizacja może spokojnie wymiksować się z choroby logiki. Bohaterowi wszystko się kojarzy niczym w filmie "Piękny umysł", z czego wyłania mu się tytułowy porządek, kosmos, sklejony na ślinę, żeby się trzymało. A jeżeli tak, jeżeli tak ma wyglądać "uporządkowanie", to już lepszy chaos. W sprawie horror vacui, lęku przed pustką, Garbaczewski może powiedzieć: a ja się nie boję! Dobrze, że dla wyrównania daje tyle tej panierki, bo gdyby poszedł w "Annę Augustynowicz" albo "Annę Karasińską", z pominięciem TREŚCI, to by nas próżnia zassała.

Jest to spójne koncepcyjnie i nudne w odbiorze, strasznie się wierciłem, przy czym spektakl niedługi, prawie trailer, godzina pięćdziesiąt. Ten "Kosmos" najlepiej by się oglądało jako live streaming na fejsie, poważnie mówię. Tu byś popatrzył, przełączyłbyś okno, tu byś walnął koment, dał serduszko albo wrr, włączył samo audio lub samo video (np. Klata lubi w swoich spektaklach jakąś scenę niewidzialną & jakąś niesłyszalną). Zresztą jego "instalacje", jak sam je nazywa, i tak już przypominają fejsbukowy feed, stół szwedzki z postami. Kompozycja chaotyczna, co nie zmienia faktu, że skrolowałbyś. By zachęcić twórców i pokazać, że można, pierwodruk swojej recy oddaję fejsowi.

Dzieła Krzysztofa Garbaczewskiego to, poza wszystkim, wydarzenia towarzyskie, na premkę zjechali wszyscy, reszta jeszcze przyjdzie. Pierwsza plota była taka, że reżyser, TEN reżyser, przyniósł tekst na pierwszą próbę. Czaicie? Jakby zobaczył siebie w serialu "Artyści" i wyciągnął wnioski. To by znaczyło, że się rozwija, a przynajmniej zmienia. Koniec dobrego dla dramaturgów, teraz główny twórca albo sam wykonuje oldskulową ADAPTACJĘ, albo idzie w risercz łamany na improw. Drugi hot topic to Małgorzata Gorol migrująca na Wschód: z Wro, przez Kato, do KR. Ja ją uwielbiałem, zanim to było modne ("Healter Skelter", "Smutki tropików"), ale nie mam teraz jak udowodnić. Na scenie pojawia się powieszona z zaklejoną buzią. Gra niby wróbla z prozy Gombrowicza, ale gra też siebie, której z wiadomych powodów odebrano głos. Pomysł sprytny i jednocześnie niepełnosprytny: przecież i tak wiemy, że niema rola to takie na szybko rozwiązanie, gdy się wchodzi do obsady dwa tygodnie przed premierą. I - na razie - wielka szkoda, że nie usłyszeliśmy w Krakowie tego pięknego głosu, który, mówiąc staroświecko, WŁADA SŁOWEM.

O spektaklach Garbaczewskiego często się (i słusznie) mówi, że są o niczym, i tym razem jest nie inaczej, tyle że już całkiem wprost. Tak się bowiem składa, że "nic" to temat książki Gombrowicza, więc ten "spektakl o Niczym" wyszedł może i nudno, ale wyszedł wiernie. Może Garbaczewski stał się już klasykiem, że "nudno i wiernie"? Dużo sugerowania tajemnicy, takiego namaszczenia, szamaństwa typowego dla szkoły krakowskiej. Każde szanujące się przedstawienie musi coś przekraczać, a żeby mierzyć wysoko, trzeba coś w sprawie Swinarskiego / Wajdy / Jarockiego / Lupy - z czego jakby wynika, że "Kosmos" Garbaczewskiego równa się przekroczenie "Kosmosu" Jarockiego. Wolałbym, żeby następne było o Czymś, więc po gombrowiczowsku życzę twórcom bólu zębów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji