Artykuły

To widowisko należy koniecznie zobaczyć

Spektakl Rosencrantz i Guildenstern nie żyją, który Cezary Iber zrealizował w Toruniu na podstawie dramatu Toma Stopparda, rzuca nowe światło na Hamleta. Widowisko po raz ostatni zobaczymy w piątek w Teatrze Horzycy.

Tytułowi bohaterowie to typowe postaci z drugiego planu. Nie mają żadnych swoistych właściwości. Sami nawet nie są pewni, który z nich jest który. Szekspir nakreślił je grubą kreską, jako część mało intrygującego tła, na którym dzieją się wydarzenia doniosłe i tragiczne. U Ibera też nie rzucają się w oczy, chociaż wszystko zdaje się sugerować, że wreszcie staną się znaczącymi postaciami. Od razu wiadomo, że umrą, że ich los jest przypieczętowany. Tak chciało przeznaczenie, Hamlet albo sam Szekspir. Gdy na początku sztuki Rosencrantz i Guildenstern (wspaniały duet Tomasza Mycana i Pawła Kowalskiego) z nudów rzucają monetą, ta pada tylko na jedną stronę. To znak od opatrzności, że przyjaciele Hamleta z dzieciństwa muszą wypełnić swoją smutną powinność.

Cezary Iber sięga w tym przedstawieniu po wiele konwencji i estetyk. Mamy teatr cieni, układy taneczne, projekcje wideo, muzykę Macieja Zakrzewskiego — raz osadzoną w stylistyce electro-pop, innym razem nawiązującą do industrialu i rozwiązań rytmicznych z techno. Reżyser gładko zmienia tempo, z komedii przechodzi w tragedię, sprawnie operuje planami, nie gubi się w otoczeniu wizualizacji Michała Jankowskiego. Wszystko ma sens, nawet jeśli występuje w nadmiarze — oprawa plastyczna przygotowana przez Agnieszkę Stanasiuk nie obezwładnia ani widza, ani twórców przedstawienia.

Reżyser zachwyca rozwiązaniami scenicznymi, które dowodzą jego wielkiej wyobraźni. Historia dworu w Elsynorze widziana oczami dwóch prostaczków prezentuje się mało wzniośle. Pod suknią rozbudzonej seksualnie Gertrudy (znakomita rola Jolanty Teski) rozgrywa się wojna. Ofelia (świetna Aleksandra Bednarz) nerwowo rwie na sobie papierowy kostium. Jej śmierć w topieli widzimy na wideo — rażona obłędem dziewczyna uśmiecha się bezczelnie prosto w kamerę. Król Klaudiusz, uzurpator i morderca, przechadza się po scenie w złotym dresie — Marek Milczarczyk bardziej niż krwawego możnowładcę przypomina Aleksandra Łukaszenkę w niedzielnej podomce albo schorowanego Fidela Castro. W typowo szekspirowskim finale, w którym jak zwykle trup ściele się gęsto, aktorzy po prostu oblewają się wiadrami czerwonej farby.

Centralną postacią jest Hamlet. Iber nie ubiera go w szaleństwo i rządzę zemsty. Duński książę jest rozpieszczonym bogatym dzieckiem, którego stryj pozbawił ostatniej zabawki — nadziei na sukcesję i władzę. Wygląda jak bohaterowie serialu Miami Vice z lat 80. — biała marynarka narzucona niedbale na T-shirt, do tego szorty, solidna rzeźba z siłowni, w ręku dwie smycze, a na smyczach dwie na wpół rozebrane kobiety. Hamlet Ibera doprowadza Ofelię do obłędu. Najmocniejsze monologi wygłaszają za niego uwięzione na smyczy kobiety — on milczy, przez niego krzyczą jedynie żądze i wściekłość. Łukasz Ignasiński doskonale zrealizował zamiary Ibera i stworzył Hamleta, którego na lata zapamięta widownia.

Reżyser przygotował wielkie widowisko, ale zarazem przekornie udowodnił, że teatr wcale wielkiego widowiska nie potrzebuje. Wystarczą małe rzeczy: wiadro czerwonej farby, taniec cieni na dekoracjach, aktor siedzący smutno na chybotliwym taborecie, nóż niezawodnie chowający się w rękojeści.

→ Spektakl po raz ostatni zobaczymy w piątek o godz. 19 na dużej scenie Teatru Horzycy na pl. Teatralnym 1 w Toruniu. Bilety: 35 zł, 25 zł (ulgowy)

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji