Artykuły

Do źródeł

"Do dna" w reż. Ewy Kaim, spektakl dyplomowy studentów IV r. Wydziału Aktorskiego, specjalności wokalno-aktorskiej PWST w Krakowie. Pisze Kinga Kurysia w wortalu Tear dla Was.

Na środku sceny ustawiona jest blaszana konstrukcja w miedzianym kolorze, która kształtem przypomina przekrzywioną chatę. Jej frontowa ściana nie jest przymocowana do drewnianej podłogi, unosi się w powietrzu. Po drzwiach została tylko wnęka, jednak nie sposób jej przejść, można próbować tylko wpełznąć tam od dołu w oparach dymu. Pomimo wygaszonych reflektorów na scenie, właśnie tam, pod spodem industrialnej chaty początkowo tli się światło. W samym sercu tej metalowej hybrydy. Staje się pudłem rezonującym dla przytaczanych przez aktorów, nakładających się na siebie opowieści, wspominających przeszłość. To powrót do czasów, gdy pieśni ludowe nie były wskrzeszane archeologicznie ze szczątek zapisanych nut i tekstów, ale żywo kultywowane. Aktorzy wypełzają do nas dołem, przekraczając granicę tych dwóch światów.

Ten początkowy obraz zarysowuje wyraźnie stosunek twórców spektaklu do kultury ludowej. Wchodzą z nią w uważny dialog, nie zarzucają kontekstów współczesnych, nie rezygnują ze swojej autonomii, nie są zainteresowani półśrodkami. Reżyserka i scenarzystka spektaklu, Ewa Kaim wraz z Włodzimierzem Szturcem, odpowiedzialnym za dramaturgię, stworzyli spójne i pełne różnorodnych rozwiązań scenicznych widowisko. Studenci IV roku o specjalności wokalno-aktorskiej krakowskiej PWST w swoim spektaklu dyplomowym zabierają nas do źródeł, w których przechował się kod DNA muzyki.

Nie jesteśmy jednak w skansenie czy też na koncercie ethno-elektronicznym. Uczestniczymy w podróży do matecznika, krainy prostych melodii o tematyce towarzyszącej wiejskiemu życiu. To wyjątkowy rodzaj stylizacji scenicznej, który winduje pierwotne sensy prostych pieśni, nie obciążając ich zbędnym bagażem intelektualnym czy przypisami. Utwory - dzięki opiece muzycznej i aranżacji Dawida Suleja Rudnickiego - po których pozostał prosty zapis nutowy, wybrzmiewają w nowej odsłonie, odświeżone energią młodych twórców.

Podstawę scenariusza stanowią teksty pochodzące ze zbiorów Oskara Kolberga i ks. Władysława Skierowskiego oraz ze śpiewnika kurpiowskiego pod redakcją Henryka Gadomskiego. Wędrujemy w krainę młodzieńczych zalotów i złamanych serc, ślubów, pogrzebów, zasiewu i zbiorów czy widm nadchodzących wojen. Słowem wszystkich granicznych wydarzeń w życiu człowieka, które inspirowały ludowych twórców. Nieskrępowanie w obrazowaniu poszczególnych wydarzeń uderza widza, który zapomniał o sile pierwotnych instynktów biologicznych czy społecznych trudnych do zanegowania. Wizualizacje Mirka Kaczmarka, autora scenografii i świateł, dopełniają postulatu powrotu do natury ukazując las, łany zboża, wodospad czy łąkę.

W ciekawą grę z kontekstami ludowymi wpisują się kostiumy. Aktorki ubrane są w różnej długości plisowane spódnice o metalicznym blasku, białe koszule z kołnierzykami oraz sportowe bluzy z folkowymi ornamentami. Ważnym dodatkiem są korale, które jako jedyne pozostały z oryginalnego stroju. Zaś aktorzy pojawiają się w białych koszulach i czarnych prostych spodniach. Kostiumy zachowują współczesny charakter, dlatego też występujący w sztuce studenci mogą czuć się swobodnie, nie są wtłoczeni w ramy stroju ludowego. Dzięki choreografii Maćko Prusaka rozbijają skostniałe formy, mogą czerpać z muzyki, a przez to dzięki swoim niepowtarzalnym osobowościom wydobyć jej siłę oddziaływania i urok.

Jest to popis przede wszystkim aktorek, które kradną naszą uwagę od samego początku. Chwilami można zauważyć, że bliższy jest im sposób śpiewu, fraza czy też gwarowe akcenty. Lepiej czują się w takiej stylistyce, można nawet podejrzewać, że na pewno któraś z nich miała z muzyką ludową do czynienia już w dzieciństwie. Przy nich męska część zespołu wypada nieco mniej spektakularnie. Dwójce aktorów ciąży musicalowa maniera, która podkreśla ich niedopasowanie do świata wykreowanego przez Ewę Kaim. Udaje im się jednak zaistnieć sugestywnie w scenach komediowych, gdzie rehabilitują wcześniejsze niedoskonałości. Najbardziej jednak wyróżniała się Weronika Kowalska, która swoim scenicznym urokiem i muzycznymi zdolnościami przyćmiła resztę zespołu.

Z tego dialogu pomiędzy światami i kulturami, powrotu do źródeł teatralności na ziemiach polskich, powstaje dwugodzinne widowisko nasycone niezwykłym ładunkiem energii. Dużym walorem spektaklu jest jego bezpretensjonalność. Pozostaje pogratulować twórcom udanego dyplomu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji