Chcę cię mieć z głowy, pedale
W jednym z wywiadów1 po otrzymaniu przez Strzępkę i Demirskiego Paszportu "Polityki" Paweł Demirski zasugerował, że zapewne wielu chętnie widziałoby ich działalność w teatrze offowym, niezależnym, nieinstytucjonalnym - tak, aby (jak można się domyślać) skanalizować wywrotową siłę, która się opiera na subwersywnym, głośnym, obnażającym działaniu w ramach przestrzeni publicznej i instytucjonalnej.
Przywołuję tę wypowiedź dlatego, że "Tęczowa Trybuna 2012" zdaje się opierać na podobnym napięciu - między mainstreamem a offem, między tym, co w ramach kultury i przestrzeni publicznej jest możliwe do pokazania i zademonstrowania, a codziennym i realnym brudem, który się w niej nie mieści. Ten spektakl rozgrywa swoje sensy na miniaturze rozparcelowanej przestrzeni obywatelskiej, w ramach której - zależnie od pozycji, jaką się w społeczeństwie zajmuje - przydzielane są prawa widoczności, uczestnictwa i głosu w debacie publicznej. Nigdy całkiem niewinną ani obiektywną lokalizację i przynależność do określonej klasy albo kodu kulturowego nieustannie się w "Tęczowej Trybunie" próbuje obnażyć, poddać refleksji. Jednak warto chyba (a może nawet należy) spojrzeć też na "Tęczową Trybunę 2012" jak na wydarzenie w ramach dyskursu publicznego i politycznego, przejaw sztuki krytycznej, głos w debacie. I tu zaczyna się problem. Jako przedstawienie "Tęczowa Trybuna" bardzo ciekawie wygrywa w miejscu teatralnym problemy granic performowania swojej tożsamości, brawurowo obraca kodami reprezentacji i - po prostu - jest świetnie zagranym, w wielu miejscach otwierającym oczy spektaklem. Ale w kategoriach społecznych, spektaklu jako wypowiedzi w debacie, który ma prowadzić do przemiany świadomości, jest to dla mnie projekt owszem pouczający, podsuwający mnóstwo problemów do natychmiastowego przedyskutowania, ale w ważnej (może najważniejszej) części chybiony. I ciekawy przyczynek do rozmowy o realnych możliwościach działania teatru politycznego.
Chyba najmocniej takie napięcie (a także problem z perspektywą ocenienia - tą wewnątrzteatralną i tą społeczną) obrazuje kluczowe dla "Tęczowej Trybuny" zapytanie o miejsce, z którego się w debacie publicznej przemawia. Rozwiązanie przestrzenne zdaje się obnażać problematycznie "subwersywną" strategię twórców. Przedstawienie grane jest na Scenie im. Jerzego Grzegorzewskiego w Teatrze Polskim we Wrocławiu, nie wykorzystuje się jednak tego miejsca zgodnie z porządkiem wyznaczonym architekturą budynku. Wszyscy (widzowie i aktorzy) znajdują się w głębi sceny, z boku, oddzieleni przezroczystą ścianką pleksi od reszty teatru. Front sceny i właściwa widownia teatralna są niemal cały czas puste (a jeśli zostają wykorzystane, to zawsze z zachowaniem tego rozgraniczenia), ale w jednej z początkowych scen "Tęczowej Trybuny" przestrzeń frontalna zostaje w znamienny sposób wykorzystana. To tam, na wielkiej, "właściwej" scenie grany jest sparodiowany początek "Oczyszczonych" Krzysztofa Warlikowskiego.
Jeśli rozpatrywać tę lokalizację pod względem teatralnym - w znakomity, skondensowany sposób pokazuje relację między zmityzowanymi, idealizowanymi reprezentacjami miłości gejowskiej w wysokiej kulturze, a realnymi problemami, całym brudem, który może towarzyszyć (nie tylko homoseksualnym) coming outom. Jakby zza poetyckiego, onirycznego. inscenizowanego obrazu frontalnego wylewały się na tył sceny, gdzie siedzimy, wszystkie trudności, bezsilności i poniżenia realnych manifestacji, będących udziałem nieuprzywilejowanych (materialnie czy społecznie) ludzi, i ich możliwe koszty: wykluczenie, ośmieszenie albo uznanie za oszołoma.
Jeśli jednak spojrzeć na to rozwiązanie jako na sygnał społeczny, który się mimochodem (chcący? niechcący?) wysyła widowni, efekt jest niezamierzenie komiczny. Znajdujący się w samym centrum, w tej chwili najbardziej rozpoznawalni w Polsce twórcy teatralni ("Tęczowa Trybuna" jest chyba jedynym spektaklem, o którym liberalne Fakty TVN zrobiły materiał w głównym wydaniu, a na kilka dni przed premierą ukazał się obszerny wywiad z tandemem w "Dużym Formacie" równie liberalnej "Gazety Wyborczej") budują rodzaj zakonspirowanej partyzantki, offowego zaplecza, aranżują peryferia wysokiej kultury na scenie Teatru Polskiego. Wolne (żeby nie powiedzieć "liberalne") żarty, podobne do groteskowego pomysłu, który przypisuje się w spektaklu liberalnej władzy - przygotowanej na Euro 2012 inscenizacji, "rekonstrukcji zmian ustrojowych", odegrania roli "chłopców z NZS-u".
też wstaliśmy do oklasków:)2
Może to strategia autoironiczna albo błyskotliwy, metaforyczny skrót problemów z wywrotowym i subwersywnym działaniem w ramach instytucjonalnej kultury, ale problem przenosi się na ważniejszą chyba kwestię. Na tyłach sceny usytuowano widownię, tworząc jakby z nadania rodzaj wspólnoty tych, którzy znajdują się poza mainstreamem, poza wielką i odległą sceną polityki, na tyłach dyskursów, czyli - po prostu - wykluczonych. Publiczność wyraźnie dobrze i wygodnie czuje się w takiej sytuacji, bo właściwie nie dochodzi do żadnego podważenia naszego stanowiska dzięki tak ustawionej pozycji: nie tyły sceny są poddane atakowi, a ta frontalna przestrzeń, zaplecze sceny to schron dla różnych postaw. W wypadku tak zaangażowanego społecznie teatru, jaki proponują Strzępka i Demirski, równie ważny jak przekaz i projektowany odbiór jest rzeczywisty rezonans, za który twórcy są w pewien sposób odpowiedzialni. Nie chodzi tylko o to, że (może z tego powodu, że widziałam premierowy spektakl) oklaski rozlegały się po niemal wszystkich dłuższych kwestiach, często ideowo przeciwstawnych, ale także o oddźwięk w sferze publicznej, o którą przecież chodzi. Jak wynika z kilku głosów po spektaklu3, jest on całkowicie sprzeczny z wywrotowymi intencjami twórców (jedna opinia jest na pewno do uchwycenia: Demirski i Strzępka wspierają inicjatywę zorganizowania Tęczowej Trybuny na Euro 2012), za to wyraźnie entuzjastyczny. Skąd się bierze ochocza zgoda na tak "kontrowersyjny" spektakl?
Problem znowu, paradoksalnie, zdaje się wiązać z teatralną atrakcyjnością i bogactwem "Tęczowej Trybuny": namnożenie punktów widzenia, pokazanie nieoczywistej złożoności problemu "pedalstwa", ciągłe podważanie stanowisk nie prowadzi tutaj ani do wzbudzenia odpowiedzialności za przestrzeń społeczną, ani do jakiejkolwiek niewygody (i widzów, i twórców), a wręcz przeciwnie - przytępia ostrze wypowiedzi, dezorientuje, asekuracyjnie rozmywa, bo uniwersalizuje konkretny problem.
"Tęczowa Trybuna", zainspirowana konkretną inicjatywą, obrasta w całe spektrum tematów - od naczelnego problemu granic demokracji, przez pakiet problemów związanych z liberalną władzą, utopią Euro 2012, polityką historyczną i możliwością rewolucji, po tożsamościowe kwestie narodowej wspólnoty, piłkę nożną, pozycję gejów i kibiców w społeczeństwie, aż do - wpisanego w ramy szkatułkowo zbudowanej "Trybuny" - zagadnienia społecznego wydźwięku wysokiej albo mainstreamowej kultury i reprodukcji wzorców przez nią przekazywanych. Jeśli kogoś średnio obchodzi sprawa gejów, odnajdzie się w ogólnym, rozproszonym w spektaklu narzekaniu na straszną biurokratyczną maszynę; każdy jest przecież trochę przez "system" skrzywdzony, każdy ma jakoś tam "gorzej", władza jest - wiadomo - straszna, a wszyscy, w zaskakująco zgodnej wspólnocie, siedzimy z boku wielkiej sceny polityki, która rozgrywa się poza nami. Każdemu jego wykluczenie.
Na taką wspólnotę wykluczonych ("pedałów" polskiej przestrzeni publicznej) trudno przystać: rozprasza to problem, nie prowokuje do choćby małej interwencji. Nawiasem mówiąc, w pewnym momencie aktor grający jednego z gejów z Tęczowej Trybuny podaje widzom kartkę ze wspierającą sprawę petycją do premiera Tuska; kartki podaje się ostentacyjnie, gest jest mocny, poważny, ale petycja niknie w teatralnych rzędach, nikt nie zważa już później na jej (nie)obecność.
W poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie o niewywrotowość wywrotowego spektaklu może pomóc rozpoznanie i krytyka, jaką podniósł Peter Handke w stosunku do teatru Brechta4. Metody wstrząsania muszą być jednorazowe, żeby rzeczywiście wywracać porządki; demistyfikowanie i podważanie staje się równie łatwo, jak wszystkie wielokrotnie używane sposoby, regułą estetyczną, której publiczność szybko (może równie szybko, jak atakowanych w "Tęczowej Trybunie" "światełek kurwa onirycznych" Warlikowskiego?) się uczy i do której jeszcze szybciej się przyzwyczaja, uznaje za swoją i przez to pozostaje w usypiającej niepokój i potrzebę działania przyjemności. I wreszcie - chyba lepiej jest "zwymyślać" konkretną publiczność i podać w wątpliwość jej pozycję, niż uderzać w tych odległych, mitycznych złych-innych.
z czego oczyszczeni są "Oczyszczeni"?
Pora z ulgą wrócić do teatru i satysfakcji estetycznej. Tutaj, w ściśle zakreślonych teatralnie (i określanych przez przestrzeń teatralnych odniesień i aluzji) ramach, dzieją się w spektaklu Strzępki i Demirskiego znacznie ciekawsze rzeczy.
Zgodnie z dotychczasową strategią twórczą Demirski i Strzępka biorą na warsztat określony ("znany, znany", ale tym razem - co warto zauważyć - nie przez szeroką publiczność, a elitarne grono widzów teatralnych, uczestników wysokiej kultury), rozpoznawalny mit, by poddać go przekornej parafrazie, rozbić, rozstroić, powywlekać niewidoczne kwestie, założenia i wzorce, które się za nim kryją.
Podstawowym punktem odniesienia w "Tęczowej Trybunie" wydaje się twórczość Krzysztofa Warlikowskiego, nie tylko jako reżysera zajmującego się problemem wykluczenia i tożsamości homoseksualnej (w "Oczyszczonych" i "Aniołach w Ameryce"), ale także - jako zarazem figury wysokiej kultury elit, jak i nietykalnego establishmentu, pupilka władzy (uosabianej przez Panią Prezydent). Tego, którego - dzięki pozycji społecznej - orientacja seksualna (ani jej manifestacja) nie uwiera, jest niemal przezroczysta, kto swoje doświadczenia ujmować może w kategoriach metafizycznych i psychoanalitycznych, z dala od biurokratycznego brudu, poniżeń i bezsilności gejów nieuprzywilejowanych, tych petycji, wędrowania po urzędach poselskich i ścierania się z urzędnikami i władzami. Atak przypuszczany wobec Warlikowskiego jest z pewnością w dużej mierze niesprawiedliwy - "Oczyszczeni" mieli w chwili premiery w Polsce ważną i nie tak łatwą, przezroczystą i wygodną rolę do wypełnienia, a Demirski ustawia sobie ten spektakl na strzał w chwili, kiedy zblazowany "aktor Warlikowskiego" może nonszalancko w "Tęczowej Trybunie" zapytać o to, który raz się "kultowy" spektakl ogląda. Ale też nie o sprawiedliwość chodzi, a właśnie o ten status dzieła pokoleniowego, ikonicznego, doświadczenia opatrzonego (przez odbiór, nie z woli twórców) metką z napisem "przeżycie teatralne".
Zależność między "Tęczową Trybuną" a "Oczyszczonymi" jest kluczowa: scena sparodiowanego monologu z "Łaknąć" Kane w wykonaniu Renate Jett nie tylko niemal otwiera wrocławski spektakl, ale i wraca w odblaskach, parafrazach i parodiach wielokrotnie, jako figura idealizowanego, mityzowanego ("w światełkach onirycznych") wykluczenia i sfałszowanego kulturowego wzorca reprezentacji. Relacja ta wygląda tak, jakby grany za przezroczystą ścianką pleksi spektakl Warlikowskiego otwierał znienacka swoje zaplecze, jakby idealistyczne piękno (streszczone w kilku przeestetyzowanych znakach) pękało, otwierając wrzód rzeczywistych coming outów wykluczonych (przez różne, niekoniecznie homoseksualne dyskursy) w przestrzeni publicznej. Frontalny, fasadowy, zrodzony w ramach wysokiej kultury obraz załamuje się i na tyły wrocławskiej sceny wysypują się dalecy ubodzy krewni bohaterów "Oczyszczonych" i "Aniołów w Ameryce": grupa idealistycznych gejów, próbujących (z jednej strony) jakoś zmierzyć się z takim wzorcem - stąd w spektaklu mnóstwo scen "aspirowania" do wyższej klasy gejów i wygrywania tego napięcia, nieprzystawalności. Nieco śmieszne próby bohemy artystowskiej, imprez branżowych z drag queen, soczyście czerwona kanapa popartowa, wrzucona w przestrzeń zabałaganioną i smutną, mnóstwo punkrockowych, buntowniczych piosenek śpiewanych w karaoke. Z drugiej strony - za sprawą wątku "Oczyszczonych" i wynikających z niego aspiracji, dochodzi do głosu zgubny w polskiej przestrzeni publicznej i w wielu momentach śmieszny romantyzm, który ich trawi. Przewodzi tej grupie Kelner (Marcin Pempuś) w niemal romantycznych tyradach wzywający do czynu, działania, ocierający się nieustannie o smutną, płaczliwą bezsilność - gej zachwycony, pociągnięty przez zgubną (w tym wypadku) siłę "Oczyszczonych". Efekt jest łatwy do przewidzenia: w ramach political fiction, fantazji historycznej wybiegamy w przyszłość - idealistyczna wolta i samospalenie członków spektaklowej inicjatywy "Tęczowa Trybuna 2012" zostają cynicznie wpisane przez władze w ramy obchodów otwarcia Stadionu Narodowego. Twórczość Warlikowskiego jako figurę stereotypu kulturowego zdaje się tu oskarżać o reprodukowanie wzorca kulturowego nie tylko fałszywego, nieprzystającego do realiów, ale i takiego, który może doprowadzić do spalenia na panewce każdego możliwego buntu - albo przez wpisanie go w systemowe ramy, albo przez jego uwewnętrznienie, czyli introwertyczne, "wrażliwe" zamknięcie się w swoich traumach, w "alei prywatnych frustracji". I siedzenie "na youtubie po czwartym browarze", i słuchanie "piosenek z liceum", i pisanie pod każdą "łza się w oku kręci".
bo co to właściwie znaczy "narodowy"?5
Taki problem z reprezentacją, estetyzacją i fasadowymi, zgubnymi mitami mają bowiem wszyscy mieszkańcy tego przedziwnego państwa, jakie jawi się w "Tęczowej Trybunie" jako polska przestrzeń publiczna. W bardzo funkcjonalnej, doskonale zaaranżowanej przez Michała Korchowca przestrzeni mieści się miniatura tak podzielonej Polski: osypana gliną niewielka trybuna przywodzi też na myśl kopce narodowe, na boku niewielki kawałek murawy piłkarskiej, w środku - wyjściowa, łatwo poddająca się rozmaitym reorganizacjom przestrzeń klubu gejowskiego, przez całą salę - aż po "właściwą" widownię Teatru Polskiego - ciągnie się pas urwanej, zagubionej autostrady. Ten ostatni element pokazuje spięcie, moment połączenia tematycznego (między tematem znaczonym przez twórczość Warlikowskiego - wysokiej kultury i narodową refleksją), jakie przeprowadzają, ogniskują, Strzępka i Demirski: to jednocześnie kawałek dzielnie przed Euro 2012 budowanych polskich dróg, też ślepa, prowadząca donikąd uliczka (demokracji?). Można w tym znaku widzieć też mimochodem rzuconą aluzję do wystawy, którą pokazywało Muzeum Narodowe w Krakowie - w "American Dream" - ekspozycji dotyczącej wyobrażeń na temat wolności, mitów i fantazji snutych w Polsce socjalistycznej pojawił się niemal identyczny pas drogi donikąd, jako główny element scenograficzny.
Dużo na temat tego egzotycznego narodu, jego życia wspólnotowego i ich teatralizacji mówi projekcja otwierająca "Tęczową Trybunę": w szybkim, mocnym montażu łączą się w niej różne manifestacje i reprezentacje z naszej przestrzeni publicznej - w rytm energetycznej piosenki reggae Jamala ("Rewolucje") przeskakują kolejne klatki: Jezus de Świebodzineiro, parada gejowska, starcie bojówek-kibiców, zdjęcia powodzi zderzone z powracającym obrazem uśmiechniętego premiera Tuska, podpisującego umowy dotyczące Euro 2012... W problemie z reprezentowanymi w społeczeństwie siłami i sposobami ich reprezentacji (czyli bardzo teatralnej kwestii), łączy się tu temat gejowskiej inicjatywy ze sprawą demokracji i społeczeństwa obywatelskiego.
Z ducha takiej - inscenizowanej, oderwanej od rzeczywistości i wyrwanej z zupełnie innego teatru - władzy jest postać reprezentująca siły rządzące w Polsce: Pani Prezydent stolicy kraju (Jolanta Zalewska), żyjąca w Wersalu, ubrana w barokowe suknie i krynoliny, odgraniczające ją od wszelkiej bezpośredniości, brudu, życia. Cynizm i hipokryzja, której uosobieniem jest postać Pani Prezydent, wygrywana w rozlicznych scenach kapryszenia, znudzenia, lekceważenia wszelkiej inicjatywy obywatelskiej, to jednak rozwiązanie zbyt powierzchowne, czarno-białe, proste, rozmieniające na drobne potencjalną (a zaprezentowaną w otwierającej spektakl projekcji), złożoną refleksję na temat polskości. Taki zabieg przesuwa akcent z rozliczenia powszechnego, zadanego wszystkim (którzy przecież ten dziwny kraj o egzotycznych manifestacjach życia publicznego tworzą) na doraźne i powierzchowne przywalenie liberalnej władzy. Większy jednak problem można mieć z tym, jak konkretna oddolna inicjatywa obywatelska (Tęczowa Trybuna 2012) zostaje wykorzystana i przykryta tematem narodowym (w możliwym domyśle: przecież dla Polaków ważniejszym!). Do tego stopnia, że widzieć w "Tęczowej Trybunie" można nie spektakl "gejowski" (z całym bogactwem konsekwentnie prowadzonej przez Strzępkę i Demirskiego figury pedała w dyskursie publicznym), ale - jak pokazały pierwsze głosy po premierze - także przede wszystkim kolejny "Polaków portret własny"6, roztrząsanie kolejny raz problemu, który, ustawiony na takim poziomie generalizacji, wcale - wobec codziennych potyczek i życiowych rozstrzygnięć "normalnych" ludzi - nie różni się tak bardzo ani od systemowej ogólności, ani od
introwertycznych, frustracyjnych buntów, które twórcy zdają się atakować. A metoda wykorzystania i zuniwersalizowania tematu "Tęczowej Trybuny" przypomina tę, którą stosuje wysoka, reprodukująca nieprzystawalne wzorce kultura: fasadowa, idealistyczna, uogólniona struktura zastępuje tu bolesny konkret i realne miejsce sporu.
Były jednak obawy, że wrocławskiej publiczności w kolejce po bilety tytuł nie przejdzie przez gardło.7
Trzeba tu powrócić do wyjściowego problemu: w wywiadzie poprzedzającym "Tęczową Trybunę 2012" Monika Strzępka wspominała, że spektakl miał nosić inny tytuł - "Chcę cię mieć z głowy, pedale", ale idea upadła. Taki tytuł ma dużą moc subwersywną, wysuwa też na pierwszy plan bogatą figurę gejostwa jako pozycji w ramach przestrzeni publicznej, zamiast (na przykład) podejmowanego tematu polskości. Nawiązuje również do kontrowersyjnej, wystawiającej na realną trudność ocenienia, szeroko dyskutowanej w mediach strategii Betlejewskiego, który w pierwszej fazie swojego projektu "Tęsknię za tobą, Żydzie" chciał odczarować, odmienić skojarzenia w języku polskim (objawiające się na klatkach schodowych wielu polskich bloków, na murach i budynkach, przez co powtarzające na poziomie nieświadomości negatywną konotację) związane z słowem Żyd, brzmiącym - szczególnie na polskich stadionach - jak obelga. Rzucana zresztą na przemian z inną: "pedalstwem".
Można wyobrazić sobie taki niepowstały spektakl Strzępki i Demirskiego - "Chcę cię mieć z głowy, pedale" - jako mniej rozmytą, nie skanalizowaną arbitralnym gestem wpisania się w off, zaplecze wysokiej kultury, może odważniejszą, prawdziwie subwersywną i niewygodną wersję "Tęczowej Trybuny 2012". I żałować, że nie powstał.
1 Aneta Kyzioł. Salonu nie ma. Rozmowa z laureatami Paszportu Polityki. Polityka nr 6, 5 II 2011: odczyt: http://www.e-teatr.pi/pl/artykuly/n0626.html.
2 Cytat z dyskusji o spektaklu Strzępki i Demirskiego na forum inicjatywy Tęczowa Trybuna 2012; http://www.teczowatrybuna2012.pl/node/359.
3 Znamienny jest tu przykład głosu Mikea Urbaniaka, recenzującego entuzjastycznie Tęczową Trybunę ("Sztuka wspaniała! Genialny tekst Demirskiego! (Niech Masłowska się teraz bardziej stara). A Strzępka w formie niezmiennie fenomenalnej."): Urbaniak, deklarując się jako gej i przeciwnik powstania Tęczowej Trybuny na stadionach Euro 2012, zachwycony jest przedstawieniem, które jego zdaniem nie wspiera "nieprawdopodobnie głupiej" inicjatywy, natomiast sprawnie opowiada o potyczkach z "systemem". Mike Urbaniak. Hani Tęczowa Trybuna, http://www.e-teatr.pl/pl/artykuly/112822. html.
4 por. Małgorzata Sugiera, Peter Handke. Ćwiczenia w estetyce odbioru, [w:] eadem, W cieniu Brechta. Niemieckojęzyczny dramat powojenny 1945-1995. Universitas 1996 oraz Agata Dąbek. W stronę publiczności. Widz w teatrze Bertolta Brechta. Petera Handkego i Rene Pollescha. [w:] Publiczność (z)wymyślana. Relacje widz-scena we współczesnej praktyce dramatopisarskiej i inscenizacyjnej. red. Agata Dąbek, Joanna Jaworska-Pietura, Księgarnia Akademicka 2009.
5 Wypowiedź Pawła Demirskiego, Magda Piekarska, A to są te koteczki- kibice. Gazeta Wyborcza - Wrocław nr 49 online: odczyt: . wroc.pl/media-o-nas/rozmowy/a-to-sa-te-koteczki-kibice.
6 Marta-Wróbel. Polaków portret własny. Polska Gazeta Wrocławska nr 57 online. odczyt: http://www.gazetawroclawska.pl/kultura/378206.swietny--spektakl-teczowa-trybuna-2012,id.t.html.
7 Wypowiedź Moniki Strzępki, Magda Piekarska, A to są te koteczki - kibice. Gazeta Wyborcza - Wrocław nr 49 online; odczyt: http://www.teatrpolski. wroc.pl/media-o-nas/rozmowy/a-to-sa-te-koteczki-kibice.