Artykuły

Chcę cię mieć z głowy, pedale

W jednym z wywiadów1 po otrzymaniu przez Strzępkę i Demirskiego Paszportu "Polityki" Paweł Demirski zasugerował, że zapewne wielu chętnie widziałoby ich działalność w teatrze offowym, niezależ­nym, nieinstytucjonalnym - tak, aby (jak można się domyślać) skana­lizować wywrotową siłę, która się opiera na subwersywnym, głośnym, obnażającym działaniu w ramach przestrzeni publicznej i instytucjo­nalnej.

Przywołuję tę wypowiedź dlatego, że "Tęczowa Trybuna 2012" zdaje się opierać na podobnym napięciu - między mainstreamem a offem, między tym, co w ramach kultury i przestrzeni publicznej jest możliwe do pokazania i zademonstrowania, a codziennym i realnym brudem, który się w niej nie mieści. Ten spektakl rozgrywa swoje sensy na mi­niaturze rozparcelowanej przestrzeni obywatelskiej, w ramach której - zależnie od pozycji, jaką się w społeczeństwie zajmuje - przydzielane są prawa widoczności, uczestnictwa i głosu w debacie publicznej. Ni­gdy całkiem niewinną ani obiektywną lokalizację i przynależność do określonej klasy albo kodu kulturowego nieustannie się w "Tęczowej Trybunie" próbuje obnażyć, poddać refleksji. Jednak warto chyba (a może nawet należy) spojrzeć też na "Tęczową Trybunę 2012" jak na wydarzenie w ramach dyskursu publicznego i politycznego, przejaw sztuki kry­tycznej, głos w debacie. I tu zaczyna się problem. Jako przedstawienie "Tęczowa Trybuna" bardzo ciekawie wygrywa w miejscu teatralnym pro­blemy granic performowania swojej tożsamości, brawurowo obraca kodami reprezentacji i - po prostu - jest świetnie zagranym, w wielu miejscach otwierającym oczy spektaklem. Ale w kategoriach społecz­nych, spektaklu jako wypowiedzi w debacie, który ma prowadzić do przemiany świadomości, jest to dla mnie projekt owszem pouczający, podsuwający mnóstwo problemów do natychmiastowego przedysku­towania, ale w ważnej (może najważniejszej) części chybiony. I cieka­wy przyczynek do rozmowy o realnych możliwościach działania teatru politycznego.

Chyba najmocniej takie napięcie (a także problem z perspektywą ocenienia - tą wewnątrzteatralną i tą społeczną) obrazuje kluczowe dla "Tęczowej Trybuny" zapytanie o miejsce, z którego się w debacie publicznej przemawia. Rozwiązanie przestrzenne zdaje się obnażać problematycznie "subwersywną" strategię twórców. Przedstawienie grane jest na Scenie im. Jerzego Grzegorzewskiego w Teatrze Pol­skim we Wrocławiu, nie wykorzystuje się jednak tego miejsca zgod­nie z porządkiem wyznaczonym architekturą budynku. Wszyscy (widzowie i aktorzy) znajdują się w głębi sceny, z boku, oddzieleni przezroczystą ścianką pleksi od reszty teatru. Front sceny i właściwa widownia teatralna są niemal cały czas puste (a jeśli zostają wyko­rzystane, to zawsze z zachowaniem tego rozgraniczenia), ale w jednej z początkowych scen "Tęczowej Trybuny" przestrzeń frontalna zostaje w znamienny sposób wykorzystana. To tam, na wielkiej, "właściwej" scenie grany jest sparodiowany początek "Oczyszczonych" Krzysztofa Warlikowskiego.

Jeśli rozpatrywać tę lokalizację pod względem teatralnym - w zna­komity, skondensowany sposób pokazuje relację między zmityzowanymi, idealizowanymi reprezentacjami miłości gejowskiej w wysokiej kulturze, a realnymi problemami, całym brudem, który może towa­rzyszyć (nie tylko homoseksualnym) coming outom. Jakby zza poetyc­kiego, onirycznego. inscenizowanego obrazu frontalnego wylewały się na tył sceny, gdzie siedzimy, wszystkie trudności, bezsilności i poniże­nia realnych manifestacji, będących udziałem nieuprzywilejowanych (materialnie czy społecznie) ludzi, i ich możliwe koszty: wykluczenie, ośmieszenie albo uznanie za oszołoma.

Jeśli jednak spojrzeć na to rozwiązanie jako na sygnał społeczny, który się mimochodem (chcący? niechcący?) wysyła widowni, efekt jest niezamierzenie komiczny. Znajdujący się w samym centrum, w tej chwili najbardziej rozpoznawalni w Polsce twórcy teatralni ("Tęczowa Trybuna" jest chyba jedynym spektaklem, o którym liberalne Fakty TVN zrobiły materiał w głównym wydaniu, a na kilka dni przed premierą ukazał się obszerny wywiad z tandemem w "Dużym Formacie" równie liberalnej "Gazety Wyborczej") budują rodzaj zakonspirowanej party­zantki, offowego zaplecza, aranżują peryferia wysokiej kultury na sce­nie Teatru Polskiego. Wolne (żeby nie powiedzieć "liberalne") żarty, podobne do groteskowego pomysłu, który przypisuje się w spektaklu liberalnej władzy - przygotowanej na Euro 2012 inscenizacji, "rekon­strukcji zmian ustrojowych", odegrania roli "chłopców z NZS-u".

też wstaliśmy do oklasków:)2

Może to strategia autoironiczna albo błyskotliwy, metaforyczny skrót problemów z wywrotowym i subwersywnym działaniem w ra­mach instytucjonalnej kultury, ale problem przenosi się na ważniejszą chyba kwestię. Na tyłach sceny usytuowano widownię, tworząc jakby z nadania rodzaj wspólnoty tych, którzy znajdują się poza mainstreamem, poza wielką i odległą sceną polityki, na tyłach dyskursów, czyli - po prostu - wykluczonych. Publiczność wyraźnie dobrze i wygod­nie czuje się w takiej sytuacji, bo właściwie nie dochodzi do żadnego podważenia naszego stanowiska dzięki tak ustawionej pozycji: nie tyły sceny są poddane atakowi, a ta frontalna przestrzeń, zaplecze sce­ny to schron dla różnych postaw. W wypadku tak zaangażowanego społecznie teatru, jaki proponują Strzępka i Demirski, równie ważny jak przekaz i projektowany odbiór jest rzeczywisty rezonans, za który twórcy są w pewien sposób odpowiedzialni. Nie chodzi tylko o to, że (może z tego powodu, że widziałam premierowy spektakl) oklaski rozlegały się po niemal wszystkich dłuższych kwestiach, często ideowo przeciwstawnych, ale także o oddźwięk w sferze publicznej, o którą przecież chodzi. Jak wynika z kilku głosów po spektaklu3, jest on całko­wicie sprzeczny z wywrotowymi intencjami twórców (jedna opinia jest na pewno do uchwycenia: Demirski i Strzępka wspierają inicjatywę zorganizowania Tęczowej Trybuny na Euro 2012), za to wyraźnie entuzjastyczny. Skąd się bierze ochocza zgoda na tak "kontrowersyjny" spektakl?

Problem znowu, paradoksalnie, zdaje się wiązać z teatralną atrak­cyjnością i bogactwem "Tęczowej Trybuny": namnożenie punktów wi­dzenia, pokazanie nieoczywistej złożoności problemu "pedalstwa", ciągłe podważanie stanowisk nie prowadzi tutaj ani do wzbudzenia odpowiedzialności za przestrzeń społeczną, ani do jakiejkolwiek nie­wygody (i widzów, i twórców), a wręcz przeciwnie - przytępia ostrze wypowiedzi, dezorientuje, asekuracyjnie rozmywa, bo uniwersalizuje konkretny problem.

"Tęczowa Trybuna", zainspirowana konkretną inicjatywą, obrasta w całe spektrum tematów - od naczelnego problemu granic demo­kracji, przez pakiet problemów związanych z liberalną władzą, utopią Euro 2012, polityką historyczną i możliwością rewolucji, po tożsa­mościowe kwestie narodowej wspólnoty, piłkę nożną, pozycję gejów i kibiców w społeczeństwie, aż do - wpisanego w ramy szkatułkowo zbudowanej "Trybuny" - zagadnienia społecznego wydźwięku wysokiej albo mainstreamowej kultury i reprodukcji wzorców przez nią prze­kazywanych. Jeśli kogoś średnio obchodzi sprawa gejów, odnajdzie się w ogólnym, rozproszonym w spektaklu narzekaniu na straszną biurokratyczną maszynę; każdy jest przecież trochę przez "system" skrzywdzony, każdy ma jakoś tam "gorzej", władza jest - wiadomo - straszna, a wszyscy, w zaskakująco zgodnej wspólnocie, siedzimy z boku wielkiej sceny polityki, która rozgrywa się poza nami. Każdemu jego wykluczenie.

Na taką wspólnotę wykluczonych ("pedałów" polskiej przestrzeni publicznej) trudno przystać: rozprasza to problem, nie prowokuje do choćby małej interwencji. Nawiasem mówiąc, w pewnym momencie aktor grający jednego z gejów z Tęczowej Trybuny podaje widzom kartkę ze wspierającą sprawę petycją do premiera Tuska; kartki po­daje się ostentacyjnie, gest jest mocny, poważny, ale petycja niknie w teatralnych rzędach, nikt nie zważa już później na jej (nie)obecność.

W poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie o niewywrotowość wy­wrotowego spektaklu może pomóc rozpoznanie i krytyka, jaką pod­niósł Peter Handke w stosunku do teatru Brechta4. Metody wstrząsa­nia muszą być jednorazowe, żeby rzeczywiście wywracać porządki; demistyfikowanie i podważanie staje się równie łatwo, jak wszystkie wielokrotnie używane sposoby, regułą estetyczną, której publiczność szybko (może równie szybko, jak atakowanych w "Tęczowej Trybunie" "światełek kurwa onirycznych" Warlikowskiego?) się uczy i do której jeszcze szybciej się przyzwyczaja, uznaje za swoją i przez to pozostaje w usypiającej niepokój i potrzebę działania przyjemności. I wreszcie - chyba lepiej jest "zwymyślać" konkretną publiczność i podać w wąt­pliwość jej pozycję, niż uderzać w tych odległych, mitycznych złych-innych.

z czego oczyszczeni są "Oczyszczeni"?

Pora z ulgą wrócić do teatru i satysfakcji estetycznej. Tutaj, w ściśle zakreślonych teatralnie (i określanych przez przestrzeń teatralnych od­niesień i aluzji) ramach, dzieją się w spektaklu Strzępki i Demirskiego znacznie ciekawsze rzeczy.

Zgodnie z dotychczasową strategią twórczą Demirski i Strzępka biorą na warsztat określony ("znany, znany", ale tym razem - co warto zauważyć - nie przez szeroką publiczność, a elitarne grono widzów teatralnych, uczestników wysokiej kultury), rozpoznawalny mit, by poddać go przekornej parafrazie, rozbić, rozstroić, powywlekać niewi­doczne kwestie, założenia i wzorce, które się za nim kryją.

Podstawowym punktem odniesienia w "Tęczowej Trybunie" wydaje się twórczość Krzysztofa Warlikowskiego, nie tylko jako reżysera zajmującego się problemem wykluczenia i tożsamości homoseksualnej (w "Oczyszczonych" i "Aniołach w Ameryce"), ale także - jako zarazem fi­gury wysokiej kultury elit, jak i nietykalnego establishmentu, pupilka władzy (uosabianej przez Panią Prezydent). Tego, którego - dzięki po­zycji społecznej - orientacja seksualna (ani jej manifestacja) nie uwie­ra, jest niemal przezroczysta, kto swoje doświadczenia ujmować może w kategoriach metafizycznych i psychoanalitycznych, z dala od biu­rokratycznego brudu, poniżeń i bezsilności gejów nieuprzywilejowanych, tych petycji, wędrowania po urzędach poselskich i ścierania się z urzędnikami i władzami. Atak przypuszczany wobec Warlikowskiego jest z pewnością w dużej mierze niesprawiedliwy - "Oczyszczeni" mieli w chwili premiery w Polsce ważną i nie tak łatwą, przezroczystą i wy­godną rolę do wypełnienia, a Demirski ustawia sobie ten spektakl na strzał w chwili, kiedy zblazowany "aktor Warlikowskiego" może non­szalancko w "Tęczowej Trybunie" zapytać o to, który raz się "kultowy" spektakl ogląda. Ale też nie o sprawiedliwość chodzi, a właśnie o ten status dzieła pokoleniowego, ikonicznego, doświadczenia opatrzone­go (przez odbiór, nie z woli twórców) metką z napisem "przeżycie te­atralne".

Zależność między "Tęczową Trybuną" a "Oczyszczonymi" jest kluczowa: scena sparodiowanego monologu z "Łaknąć" Kane w wykonaniu Renate Jett nie tylko niemal otwiera wrocławski spektakl, ale i wraca w odbla­skach, parafrazach i parodiach wielokrotnie, jako figura idealizowane­go, mityzowanego ("w światełkach onirycznych") wykluczenia i sfał­szowanego kulturowego wzorca reprezentacji. Relacja ta wygląda tak, jakby grany za przezroczystą ścianką pleksi spektakl Warlikowskiego otwierał znienacka swoje zaplecze, jakby idealistyczne piękno (stresz­czone w kilku przeestetyzowanych znakach) pękało, otwierając wrzód rzeczywistych coming outów wykluczonych (przez różne, niekoniecz­nie homoseksualne dyskursy) w przestrzeni publicznej. Frontalny, fa­sadowy, zrodzony w ramach wysokiej kultury obraz załamuje się i na tyły wrocławskiej sceny wysypują się dalecy ubodzy krewni bohate­rów "Oczyszczonych" i "Aniołów w Ameryce": grupa idealistycznych gejów, próbujących (z jednej strony) jakoś zmierzyć się z takim wzorcem - stąd w spektaklu mnóstwo scen "aspirowania" do wyższej klasy gejów i wygrywania tego napięcia, nieprzystawalności. Nieco śmieszne pró­by bohemy artystowskiej, imprez branżowych z drag queen, soczyście czerwona kanapa popartowa, wrzucona w przestrzeń zabałaganioną i smutną, mnóstwo punkrockowych, buntowniczych piosenek śpiewa­nych w karaoke. Z drugiej strony - za sprawą wątku "Oczyszczonych" i wynikających z niego aspiracji, dochodzi do głosu zgubny w polskiej przestrzeni publicznej i w wielu momentach śmieszny romantyzm, który ich trawi. Przewodzi tej grupie Kelner (Marcin Pempuś) w nie­mal romantycznych tyradach wzywający do czynu, działania, ociera­jący się nieustannie o smutną, płaczliwą bezsilność - gej zachwycony, pociągnięty przez zgubną (w tym wypadku) siłę "Oczyszczonych". Efekt jest łatwy do przewidzenia: w ramach political fiction, fantazji histo­rycznej wybiegamy w przyszłość - idealistyczna wolta i samospalenie członków spektaklowej inicjatywy "Tęczowa Trybuna 2012" zostają cy­nicznie wpisane przez władze w ramy obchodów otwarcia Stadionu Narodowego. Twórczość Warlikowskiego jako figurę stereotypu kultu­rowego zdaje się tu oskarżać o reprodukowanie wzorca kulturowego nie tylko fałszywego, nieprzystającego do realiów, ale i takiego, który może doprowadzić do spalenia na panewce każdego możliwego buntu - albo przez wpisanie go w systemowe ramy, albo przez jego uwewnętrznienie, czyli introwertyczne, "wrażliwe" zamknięcie się w swoich traumach, w "alei prywatnych frustracji". I siedzenie "na youtubie po czwartym browarze", i słuchanie "piosenek z liceum", i pisanie pod każdą "łza się w oku kręci".

bo co to właściwie znaczy "narodowy"?5

Taki problem z reprezentacją, estetyzacją i fasadowymi, zgub­nymi mitami mają bowiem wszyscy mieszkańcy tego przedziwnego państwa, jakie jawi się w "Tęczowej Trybunie" jako polska przestrzeń publiczna. W bardzo funkcjonalnej, doskonale zaaranżowanej przez Michała Korchowca przestrzeni mieści się miniatura tak podzielonej Polski: osypana gliną niewielka trybuna przywodzi też na myśl kopce narodowe, na boku niewielki kawałek murawy piłkarskiej, w środku - wyjściowa, łatwo poddająca się rozmaitym reorganizacjom prze­strzeń klubu gejowskiego, przez całą salę - aż po "właściwą" widow­nię Teatru Polskiego - ciągnie się pas urwanej, zagubionej autostrady. Ten ostatni element pokazuje spięcie, moment połączenia tematycz­nego (między tematem znaczonym przez twórczość Warlikowskiego - wysokiej kultury i narodową refleksją), jakie przeprowadzają, ogni­skują, Strzępka i Demirski: to jednocześnie kawałek dzielnie przed Euro 2012 budowanych polskich dróg, też ślepa, prowadząca donikąd uliczka (demokracji?). Można w tym znaku widzieć też mimochodem rzuconą aluzję do wystawy, którą pokazywało Muzeum Narodowe w Krakowie - w "American Dream" - ekspozycji dotyczącej wyobrażeń na temat wolności, mitów i fantazji snutych w Polsce socjalistycznej pojawił się niemal identyczny pas drogi donikąd, jako główny ele­ment scenograficzny.

Dużo na temat tego egzotycznego narodu, jego życia wspólnoto­wego i ich teatralizacji mówi projekcja otwierająca "Tęczową Trybunę": w szybkim, mocnym montażu łączą się w niej różne manifestacje i reprezentacje z naszej przestrzeni publicznej - w rytm energetycz­nej piosenki reggae Jamala ("Rewolucje") przeskakują kolejne klatki: Jezus de Świebodzineiro, parada gejowska, starcie bojówek-kibiców, zdjęcia powodzi zderzone z powracającym obrazem uśmiechnięte­go premiera Tuska, podpisującego umowy dotyczące Euro 2012... W problemie z reprezentowanymi w społeczeństwie siłami i sposo­bami ich reprezentacji (czyli bardzo teatralnej kwestii), łączy się tu temat gejowskiej inicjatywy ze sprawą demokracji i społeczeństwa obywatelskiego.

Z ducha takiej - inscenizowanej, oderwanej od rzeczywistości i wyrwanej z zupełnie innego teatru - władzy jest postać reprezen­tująca siły rządzące w Polsce: Pani Prezydent stolicy kraju (Jolanta Zalewska), żyjąca w Wersalu, ubrana w barokowe suknie i krynoliny, odgraniczające ją od wszelkiej bezpośredniości, brudu, życia. Cynizm i hipokryzja, której uosobieniem jest postać Pani Prezydent, wygry­wana w rozlicznych scenach kapryszenia, znudzenia, lekceważenia wszelkiej inicjatywy obywatelskiej, to jednak rozwiązanie zbyt po­wierzchowne, czarno-białe, proste, rozmieniające na drobne poten­cjalną (a zaprezentowaną w otwierającej spektakl projekcji), złożoną refleksję na temat polskości. Taki zabieg przesuwa akcent z rozliczenia powszechnego, zadanego wszystkim (którzy przecież ten dziwny kraj o egzotycznych manifestacjach życia publicznego tworzą) na doraź­ne i powierzchowne przywalenie liberalnej władzy. Większy jednak problem można mieć z tym, jak konkretna oddolna inicjatywa oby­watelska (Tęczowa Trybuna 2012) zostaje wykorzystana i przykryta tematem narodowym (w możliwym domyśle: przecież dla Polaków ważniejszym!). Do tego stopnia, że widzieć w "Tęczowej Trybunie" można nie spektakl "gejowski" (z całym bogactwem konsekwentnie prowa­dzonej przez Strzępkę i Demirskiego figury pedała w dyskursie publicz­nym), ale - jak pokazały pierwsze głosy po premierze - także przede wszystkim kolejny "Polaków portret własny"6, roztrząsanie kolejny raz problemu, który, ustawiony na takim poziomie generalizacji, wcale - wobec codziennych potyczek i życiowych rozstrzygnięć "normalnych" ludzi - nie różni się tak bardzo ani od systemowej ogólności, ani od

introwertycznych, frustracyjnych buntów, które twórcy zdają się atakować. A metoda wykorzystania i zuniwersalizowania tematu "Tęczowej Trybuny" przypomina tę, którą stosuje wysoka, reprodu­kująca nieprzystawalne wzorce kultura: fasadowa, idealistyczna, uogólniona struktura zastępuje tu bolesny konkret i realne miejsce sporu.

Były jednak obawy, że wrocławskiej publiczności w kolej­ce po bilety tytuł nie przejdzie przez gardło.7

Trzeba tu powrócić do wyjściowego problemu: w wywiadzie poprzedzającym "Tęczową Trybunę 2012" Monika Strzępka wspo­minała, że spektakl miał nosić inny tytuł - "Chcę cię mieć z głowy, pedale", ale idea upadła. Taki tytuł ma dużą moc subwersywną, wysuwa też na pierwszy plan bogatą figurę gejostwa jako pozycji w ramach przestrzeni publicznej, zamiast (na przykład) podejmo­wanego tematu polskości. Nawiązuje również do kontrowersyjnej, wystawiającej na realną trudność ocenienia, szeroko dyskutowanej w mediach strategii Betlejewskiego, który w pierwszej fazie swoje­go projektu "Tęsknię za tobą, Żydzie" chciał odczarować, odmienić sko­jarzenia w języku polskim (objawiające się na klatkach schodowych wielu polskich bloków, na murach i budynkach, przez co powtarza­jące na poziomie nieświadomości negatywną konotację) związane z słowem Żyd, brzmiącym - szczególnie na polskich stadionach - jak obelga. Rzucana zresztą na przemian z inną: "pedalstwem".

Można wyobrazić sobie taki niepowstały spektakl Strzępki i Demirskiego - "Chcę cię mieć z głowy, pedale" - jako mniej rozmytą, nie skanalizowaną arbitralnym gestem wpisania się w off, zaplecze wysokiej kultury, może odważniejszą, prawdziwie subwersywną i niewygodną wersję "Tęczowej Trybuny 2012". I żałować, że nie po­wstał.

1 Aneta Kyzioł. Salonu nie ma. Rozmowa z laureatami Paszportu Polityki. Poli­tyka nr 6, 5 II 2011: odczyt: http://www.e-teatr.pi/pl/artykuly/n0626.html.

2 Cytat z dyskusji o spektaklu Strzępki i Demirskiego na forum inicjatywy Tęczowa Trybuna 2012; http://www.teczowatrybuna2012.pl/node/359.

3 Znamienny jest tu przykład głosu Mikea Urbaniaka, recenzującego entu­zjastycznie Tęczową Trybunę ("Sztuka wspaniała! Genialny tekst Demirskiego! (Niech Masłowska się teraz bardziej stara). A Strzępka w formie niezmiennie fenomenalnej."): Urbaniak, deklarując się jako gej i przeciwnik powstania Tęczowej Trybuny na stadionach Euro 2012, zachwycony jest przedstawie­niem, które jego zdaniem nie wspiera "nieprawdopodobnie głupiej" ini­cjatywy, natomiast sprawnie opowiada o potyczkach z "systemem". Mike Urbaniak. Hani Tęczowa Trybuna, http://www.e-teatr.pl/pl/artykuly/112822. html.

4 por. Małgorzata Sugiera, Peter Handke. Ćwiczenia w estetyce odbioru, [w:] eadem, W cieniu Brechta. Niemieckojęzyczny dramat powojenny 1945-1995. Universitas 1996 oraz Agata Dąbek. W stronę publiczności. Widz w teatrze Bertolta Brechta. Petera Handkego i Rene Pollescha. [w:] Publiczność (z)wymyślana. Relacje widz-scena we współczesnej praktyce dramatopisarskiej i inscenizacyjnej. red. Agata Dąbek, Joanna Jaworska-Pietura, Księgarnia Akademicka 2009.

5 Wypowiedź Pawła Demirskiego, Magda Piekarska, A to są te koteczki- kibi­ce. Gazeta Wyborcza - Wrocław nr 49 online: odczyt: . wroc.pl/media-o-nas/rozmowy/a-to-sa-te-koteczki-kibice.

6 Marta-Wróbel. Polaków portret własny. Polska Gazeta Wrocławska nr 57 online. odczyt: http://www.gazetawroclawska.pl/kultura/378206.swietny--spektakl-teczowa-trybuna-2012,id.t.html.

7 Wypowiedź Moniki Strzępki, Magda Piekarska, A to są te koteczki - kibice. Gazeta Wyborcza - Wrocław nr 49 online; odczyt: http://www.teatrpolski. wroc.pl/media-o-nas/rozmowy/a-to-sa-te-koteczki-kibice.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji