Artykuły

Walimianie w stroju niedzielnym

Nie wolno było biec, gdzie są czarne pokrzywy, bo one rosną tylko na trupach. Ani malin pod lasem zrywać, bo na nich jest krew. Walim, do 1945 roku Wüstewaltersdorf, a później przez rok Łokietek, to wieś leżąca u podnóża Gór Sowich - historia utrwalona na kliszach fotograficznych w spektaklu "Polska 120" Teatru Lalki i Aktora w Wałbrzychu. Premiera 11 listopada w Walimiu.

Mieszkańców ma niespełna dwa i pół tysiąca. Głównie starszych, bo młodzi wyjeżdżają za pracą do Wałbrzycha, Wrocławia i dalej na Zachód. 11 listopada w gminnym Centrum Kultury i Turystyki obejrzą spektakl o sobie samych.

Zaraz po wojnie piękni i młodzi

zewsząd się do miasteczka zjechali

by wszystko zacząć od nowa - a my?

żeśmy się przy czereśniach poznali...

Dwa lata temu Łukasz Kazek, dziś 37-latek, urodzony w Walimiu, znalazł na strychu spore zawiniątko.

W środku było 120 starych klisz fotograficznych - niektóre skatalogowane i opisane, ale niezbyt szczegółowo. Większość ukryta w pudełkach po niemieckich cygarach Piccolo. Zawinięta w papierki i wycinki z gazet - kupon starego totolotka albo kartę do głosowania w wyborach do rady robotniczej.

Łukasz przekazał je do czyszczenia i skanowania. Po niespełna czterech miesiącach wróciło do niego ponad 800 czarno-białych fotografii z lat 1947-1959 przedstawiających codzienność ówczesnych mieszkańców Walimia.

Śluby, chrzciny, imieniny, bale przebierańców, mecze piłki nożnej, rajdy motocyklowe, spotkania sąsiadów. Panorama miasteczka, pierwsze polskie sklepy, kino.

Ich autorem był Filip Rozbicki.

- Znałem Filipa. Podobnie jak mój dziadek Wojciech Szczeciniak był jednym z pierwszych wojskowych osadników na tych ziemiach. Nagrywałem z nim wywiady do książki o pierwszych mieszkańcach Walimia - opowiada Kazek, który jest pasjonatem i popularyzatorem historii, dziennikarzem, a także radnym gminy odpowiedzialnym za kulturę i turystykę.

Fotograf z kolei, rocznik 1919, pochodził z Łucka w obwodzie wołyńskim. Po przyjeździe na Dolny Śląsk kupił dom od szabrowników w Grządkach (dziś w granicach administracyjnych Walimia).

Pracował, podobnie jak większość mieszkańców Walimia, w nieistniejących Zakładach Przemysłu Lniarskiego.

Miał smykałkę do elektroniki. W zakładzie założył radiowęzeł, a swoim sąsiadom naprawiał telewizory.

Opowiada Kazek: - Mieszkał wyżej, w górach. Schodząc do miasta, zawsze miał ze sobą laczki, które zakładał w gościach, kładł się na kanapę i ucinał drzemkę. Potem prosił o herbatę i dopiero zabierał się za naprawę.

Był uzdolniony muzycznie - został pierwszym organistą w kościele parafialnym św. Barbary. W tamtych czasach mało kto umiał pisać i czytać po polsku, a Filip potrafił czytać nawet niemieckie śpiewniki i nuty.

Zmarł trzy lata przed odnalezieniem klisz. Nikomu o nich nie opowiadał, ale jak mówią mieszkańcy Walimia, "każdy z nas wiedział, że robił zdjęcia". Podobno nie rozstawał się z aparatem, zabierał go na pikniki, przechadzki, procesje i na pole. Nie mogło mu umknąć żadne ważne wydarzenie, jak przyjazd pierwszego polskiego biskupa Kominka.

Mówią, że był duszą towarzystwa. Ale najbardziej trzymał ze swoimi - Kresowiakami. Z żoną Teresą nie mieli dzieci, choć Filip je uwielbiał. Po kieszeniach upychał dla nich cukierki.

Na autoportrecie siedzi w swoim atelier w garniturze i pod muszką. Za sobą ma prześcieradło narzucone na drzwi w charakterze tła, patrzy prosto w obiektyw.

Jak to wspaniale było po wojnie

gdy wszyscy ludzie się szanowali

jeden drugiemu pomagał w polu

a wszystkie dzieci w jednym przedszkolu

Łukasz założył na Facebooku stronę Powojenny Walim "Klisze św. pamięci Filipa Rozbickiego", gdzie przez dwa lata umieścił większość jego zdjęć. Prosił ludzi, by pomogli mu rozpoznać ich bohaterów.

- Niektórych sam poznałem, innych moi rodzice. Dziadki już nie żyją, nie mogłem ich spytać - opowiada.

Kilkadziesiąt twarzy na zdjęciach zyskało imiona i nazwiska. Wielu sportretowanych nie żyje, a zdecydowana większość rozjechała się po świecie. W Walimiu ostało się kilkanaście osób.

Jedną z nich jest 93-letni Józef Gabryjelewski, dziś najstarszy mieszkaniec wioski.

Przyjechał do niej w 1947 roku. Z Filipem trzymali sztamę. Fotograf zagrał u Józefa na weselu - podobno tak pięknie, że wszyscy chcieli, aby grał i u nich. Miał odpowiedzieć, że gra tylko tym, którzy są z Kresów.

- Dużo się lat z Filipem znaliśmy, on nas tu wszystkich ożenił - wspomina Gabryjelewski. Tu na mostku - wskazuje palcem na zdjęcie Rozbickiego - to ja stoję, a obok brat Jan, który już nie żyje. Kupę lat to było. Wojnę przeżyłem, 40 lat przepracowałem tu, w zakładach, do kościoła się chodziło, na zabawy. Dobre życie.

Czy ja potrzebnie - opowiadam jak to było?

Niby dobrze że - czarno-białych kilka jest zdjęć.

Bo po co wracać - jeśli coś się już skończyło?

Co się zmieniło? - wciąż na wiosnę czeka się rok.

Martyna Majewska dowiedziała się o zdjęciach od mamy. Mieszka we Wrocławiu, ale często przyjeżdża do rodziców do Jugowic, wioski sąsiadującej z Walimiem. Jest reżyserką.

- Pomyślałam, że można o tych fotografiach zaśpiewać - opowiada. Wspólnie ze Zbigniewem Prażmowskim, dyrektorem wałbrzyskiego teatru, zgłosiła pomysł na spektakl do Muzeum Historii Polski na konkurs "Patriotyzm Jutra", który w swoich założeniach ma promocję kulturalnego dziedzictwa regionu i lokalnego patriotyzmu. I dostała pieniądze na jego realizację.

Majewska przez trzy miesiące nagrywała rozmowy z bohaterami zdjęć. Każdego sadzała przed kamerą i pytała o dzieciństwo, ulubione piosenki, miejsca, najlepsze chwile. Ale też o wojnę, powojenną szarość, pracę w ziemi, mróz, góry i zmagania z rzeczywistością.

- Starałam się nie szukać taniej sensacji. Jedna pani opowiadała długo, że miała udane życie: chodziło się na dansingi, jeździło na kolonie, wspaniałe wspomnienia. Dopiero po włączeniu kamer rozpłakała się, że to wszystko nieprawda, a ona całe życie była nieszczęśliwa.

- I wtedy zaczęłaś pytać, jak było naprawdę?

- Nie, podziękowałam i wyszłam. Mnie ciekawi wspólnota wspomnień, zbiorowa kreacja, frapuje kwestia pamięci. Każdy mi dał, co chciał, przywdział swój niedzielny strój. Ciekawi mnie, co mówią, a nie, czy za domem mają grób Niemca. Reżyserka z zebranych wspomnień ułożyła piosenki. Wyłania się z nich zupełnie inne miasteczko niż dziś - zamiast ruin i pustych domów pełne życia restauracje i dansingi, podwórka wypełnione dziecięcym gwarem. Niedzielne spotkania na mostku nad Walimką opodal kościoła. Wizyta "białego misia" - niczym na Krupówkach można było sobie zrobić zdjęcie z mężczyzną przebranym w strój niedźwiedzia polarnego.

Ale są też powojenne przesądy. Śmiech przeplata się z traumą. - Usłyszałam, że nie wolno było biec, gdzie są czarne pokrzywy, bo one rosną tylko na trupach. Ani malin pod lasem zrywać, bo na nich jest krew.

A ja wam mówię / że nikt nie jest stąd

A ja wam mówię / kto duchów się zląkł

Że to złych ludzi / trzeba się bać

Bo to ludzie są / straszni a nie las

Walim żyje premierą "Polski 120". Pan Józef zastanawia się, co włożyć na tę okazję: - Ja proponowałem mundur, ale zięć powiedział, że garnitur lepiej. I krawat trzeba ubrać.

Premiera odbędzie się w gminnym Centrum Kultury i Turystyki, dawnym kinie Wrzos, gdzie od kilkudziesięciu lat stoją te same krzesełka. Aktorzy - pięcioro z Teatru Lalki i Aktora w Wałbrzychu i dwoje gościnnie - wystąpią na deskach, na których odbywały się uwiecznione przez Rozbickiego akademie i zabawy.

Scena zamieni się w atelier fotograficzne, które odwiedzą kolejne postacie wzięte ze zdjęć i ulepione ze wspomnień: Dziewczynka-Widmo, Żołnierka, Biały Miś, Panna Młoda, Sylwestrowa Pani, Krakowianka. Konferansjerem koncertu będzie fotograf.

- Atelier jest tłem dla wspomnień, które próbujemy wskrzesić. To miejsce, w którym zatrzymuje się chwile - mówi Anna Haudek, scenografka. - Kolorystyka będzie monochromatyczna jak na zdjęciach, a wyposażenie pracowni fotograficznej, blendy, softboxy posłużą jako ekrany projekcyjne.

Martyna Majewska boi się, że Walim ją źle przyjmie. Że ktoś się nie odnajdzie w piosenkach, że może się poczuć urażony.

- Chciałabym, żeby to było "ich", ale ja to przecież robię po swojemu. Nie jestem stąd. My wszyscy nie jesteśmy, dopiero zaczynamy być. A ja nie pytam, skąd jesteśmy, tylko co to znaczy, że jesteśmy stąd.

* Wszystkie cytaty pochodzą z piosenek ze spektaklu "Polska 120". \

Szlakiem fotografii

W ubiegłym roku, z okazji siedemdziesięciolecia polskiego osadnictwa, Łukasz Kazek opracował szlak spacerowy po Walimiu tropem zdjęć Rozbickiego. Ustawił 16 tablic z fotografiami w tych samych miejscach, w których zostały wykonane ponad pół wieku wcześniej. Na jego otwarciu walimianie odsłonili tablice i opowiedzieli nieco o sobie. Teraz, gdy co czwartek wioska schodzi się na targowisko, mijają po drodze ich podobizny.

"Polska 120"

11 i 12 listopada, godz. 18, Centrum Kultury i Turystyki w Walimiu (74 845 72 30)

18 i 19 listopada, godz. 18, Teatr Lalki i Aktora w Wałbrzychu (74 666 73 42)

25 listopada, godz. 18, Pałac Jedlinka w Jedlinie-Zdroju (tel. 74 845 40 07)

26 listopada, godz. 18, Centrum Kultury w Głuszycy (tel. 74 845 63 34)

Wstęp wolny, bezpłatne wejściówki można odebrać w miejscu wystawiania spektaklu lub zarezerwować telefonicznie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji