Artykuły

Pan Kazimierz a moze całkiem inny Pan

"Pan Kazimierz" w reż. Łukasza Czuja w PWST w Krakowie. Pisze Joanna Targoń w Gazecie Wyborczej - Kraków.

Choć spektakl miał być - i stara się o to ze wszystkich sił - "jedynie słuszną historią dzielnicy Kazimierz", jest jedynie zbiorem lepszych i gorszych piosenek, które mogłyby opowiadać historię całkiem innej dzielnicy w całkiem innym mieście.

Michał Zabłocki, autor tekstów piosenek, zebrał trochę smakowitych anegdot, pogrzebał w starych dokumentach, poobserwował współczesne kazimierskie życie. Bohaterami jego piosenek są miejscowi dziwacy, barwne dzielnicowe ptaki - z przeszłości i teraźniejszości. Guru, który "skończył co najmniej piętnaście wyższych uczelni medycznych stepowych i wysokogórskich". Helena Rubinstein, która - jak głosiła plotka - dodawała do swych cudownych kremów odrobinę spermy. Publicznie torturowana i stracona krakowska mieszczka Weiglowa. Średniowieczny włóczęga Słabosz, nieopatrznie skazany przez rajców, za co (bo Słabosz okazał się szlachcicem) król kazał stracić owych rajców. Współcześni bywalcy modnych knajp, zasiedziali kazimierscy obywatele spod znaku "czterech piweczek i flaszeczki", przedwojenni Żydzi.

Jednak te autentyczne historie, przeniesione na scenę, zatraciły gdzieś po drodze swoją specyfikę i atrakcyjność. Tyle mówi się tu o Kazimierzu, ale jakoś go brakuje. Niezwykłość tej dzielnicy musimy przyjąć na wiarę, albo dać sobie spokój z odszukiwaniem kazimierskich klimatów i poprzestać na słuchaniu piosenek. Łukasz Czuj nie chciał tworzyć widowiska dla turystów, kokietować widzów sentymentalnymi widoczkami Kazimierza. Uwierzył, że wystarczy czwórka wokalistów (dwójka w bieli, dwójka w czerni), słowa, muzyka, surowa, abstrakcyjna, czarno-biała przestrzeń, wyświetlane na ekranie czarno-białe rysunki, klimat lekkiego absurdu. Może by to i wystarczyło, gdyby spektakl nie był tak przypadkowo posklejany z osobnych muzyczno-kabaretowych numerów, albo gdyby wokaliści potrafili stworzyć na moment postaci, klimat, kawałek rzeczywistości. A z tym jest bardzo różnie.

Najciekawszy był Tomasz Mars - szczupły, chochlikowaty blondynek z wdziękiem i poczuciem humoru, oraz niezbędnym w takim przedsięwzięciu talentem aktorskim (świetny zwłaszcza w piosence "Cztery piweczka"). Agnieszka Chrzanowska, słusznie dumna ze swoich możliwości wokalnych (głos duży, silny i giętki), należy do tych piosenkarek, które - jak mawiał Truman Capote - z każdej piosenki robią trzyaktową operę z kurtyną i owacją. Tyle, że takie wokalne popisy w stylu Violetty Villas, podkręcone piwniczną manierą, są na dłuższą metę cokolwiek nużące. Beata Kacprzyk efektownie zaistniała jako torturowana wiedźma. Dominikowi Kwaśniewskiemu przydzielono tu działkę bardziej liryczną, z którego to zadania wywiązał się przyzwoicie, choć nie rewelacyjnie. Pan Kazimierz okazał się opornym i niesfornym modelem; portret wyszedł niezbyt podobny.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji