Oj, psotnik ten Syfon
TRUDNO jest pisać recenzję z przedstawienia kukiełkowego dla dzieci, którego nie rozumie nawet dorosły. Takim przedstawieniem niezrozumiałym od początku do końca - w powiedzeniu tym nie ma ani odrobiny przesady - jest "Syfon - Psotnik" wystawiany obecnie przez Państwowy Teatr Lalek "Guliwer". Rzecz tym dziwniejsza, że nazwisko autora scenariusza, a zarazem inscenizatora i reżysera - Zbigniewa Kopalki, powinno dawać gwarancję ciekawego przedstawienia.
Kopalko oparł swój scenariusz na motywach ludowych - osetyńskich i peruwiańskich. - Ha, trudno. Mogą być i takie, byle potrafiły przemówić do najmłodszego widza.
Spróbujmy streścić akcję przedstawienia: dzięki czarnoksięskiej mocy Syfona - Psotnika śledzimy rozwlekłą i nudzącą wędrówkę mysiej mamy, Pąsowej, w poszukiwaniu odpowiedniej partii dla swego przystojnego jedynaka. Wymagania mamy są wysokie: synową zostanie córka najsilniejszego władcy na świecie. Niestety, ponosi Pąsowa kolejne porażki u słońca, chmury, wiatru, bawołu i pługa (powiedzcie, kto może być córką pługa?) - i wraca wreszcie na łono mysiej rodziny.
Ostatecznie wybaczyć można to, że ukochany jedynak Pąsio uosabia typ mysiego bikiniarza i wtrąca niezrozumiałe dla dzieci francuskie słowa (,,voila c'est moi"), że samba w mysim wykonaniu jest wzorem jak się tańczyć nie powinno, że słońce osłania się przed własnym żarem chmurką (nielogiczne), że w odpowiedzi na pytanie, która to jest mysz imieniem Naiwna, słyszymy zgodny chór mysi - ,,To widać".
Nam się jednak wydaje, że dzieci tego nie widzą, bo obce im jest w tym wieku pojęcie "naiwności", jak również kompletnie niezrozumiały jest dla nich morał bajki, jak również i metamorfoza samego Syfona - Psotnika ulatującego w charakterze aniołka (ze skrzydełkami) do nieba. Zaś morał bajki brzmi w skrócie: uważajcie dzieci, tak to bywa, gdy ktoś ma w głowie wodę sodową. Czyżby rzeczywiście już dzieci w wieku 5 - 10 lat strzec trzeba było przed tym niebezpiecznym zjawiskiem? Wobec tego pedagodzy, którzy nie brali, jak z tego wynika, udziału w ocenie widowiska, będą mieli w tej chwili niemałe zadanie do spełnienia - tłumaczyć przedszkolakom i uczniom młodszych klas, co to jest w przenośni - woda sodowa.
Niestety, w przedstawieniu "Syfon -Psotnik" zawinił nie tylko scenariusz. Wielu błędów dopatrzyć się można również w reżyserii. Najpoważniejsze z nich to tempo przedstawienia, sporo obrazów, w których dosłownie nic się nie dzieje, niepotrzebne, wielokrotne powtarzanie tych samych piosenek i ruchów kukiełek.
Scenografii Mieczysława Antuszewicza nie można uważać za najbardziej udaną. Nie dość zaznaczała baśniowy charakter przedstawienia, brakowało w niej konsekwencji w określaniu typów postaci.
W tej sytuacji aktorzy teatru "Guliwer" nie mieli łatwego zadania.