Artykuły

Opera do prokuratora

Budowa opery w Białymstoku jeszcze nie ruszyła, a już wywołuje kontrowersje. W Magazynie sprzed tygodnia napisaliśmy o wątpliwościach związanych z procedurami tej inwestycji. Tekst Tomasza Żukowskiego spotkał się z szerokim odzewem. Dziś publikujemy pierwsze listy - czytamy w Kurierze Porannym.

Po pierwsze - zaszkodzić?

Lektura tekstu o tytule "Opera do prokuratora", zamieszczonego na pierwszej stronie ostatniego Magazynu Kuriera sprowokowała mnie do riposty. Wasz dziennikarz - moim zdaniem - sprokurował koalicję lewicowo-prawicową radnych przeciw Operze w Białymstoku. Jakże to nasze polskie! Obalić wszystko i na gruzach wspiąć się do góry!

Przypomnę tu podobne okoliczności budowy Kościoła Św. Rocha. Wówczas też były awanturki i przepychanki. Po konkursie architektonicznym do realizacji zatwierdzono drugą nagrodę autorstwa architekta Oskara Sosnowskiego, a nie pierwszą zespołu W. Szwarcenberg-Czerny, J. Karżewski, J. Woybun. Zdecydowano tak, chociaż praca Sosnowskiego była niezwykle śmiała w swojej koncepcji. Najważniejszym było wybudowanie kościoła-pomnika dziękczynnego za odzyskanie niepodległości. Kościół powstał. A wznoszono go długo, nie bez trudności - budowę rozpoczęto w początku lat 30., a zakończono po wojnie, w latach 50. Jest jednym z najpiękniejszych kościołów XX wieku w Europie. Stał się jednym ze znaków rozpoznawczych naszego miasta.

Dziś OPERA! To miało być hasło, wokół którego zawiąże się koalicja wspólnego zbudowania nowej jakości naszego miasta. Trudności były od początku - kupcy przegnali "kulturę" z Placu Inwalidów. Lokalizacja "na amfiteatrze" od początku wydawała się trudna pod wieloma względami. Trudna, ale nie niemożliwa. Pomimo tarć na stykach między Urzędem Marszałkowskim - Urzędem Miasta - Filharmonią Białostocką - Stowarzyszeniem Architektów Polskich, udało się przeprowadzić konkurs architektoniczny i wyłonić najlepszy projekt. Prezydent Miasta zdobył się na odwagę i "wszedł" w przedsięwzięcie oferując grunt, Marszałek przekazał pieniądze na dokumentację. Dyrektor Filharmonii napina się, by wyciągnąć naszych muzyków na światło scen nie tylko krajowych. Urząd bez robienia trudności wydał pozwolenie na budowę Centrum - Opery Podlaskiej. Jest szansa, że inwestycja ruszy. Jak w bajce... Ale...

Teraz kolej na ciemną stronę. Dziennikarz pisze plotkarski tekst oparty na "mówi się", "są wątpliwości" i wypowiedziach kilku niszowych polityków próbujących zbić kapitał przedwyborczy na fałszywie pojmowanej trosce o los przedsięwzięcia. Niewiele tam faktów, sporo krążących szeptanek i anonimowych donosów. Taki rodzaj publicystyki zadający jedynie "trudne pytania" i oceniający ex cathedra wszystkie odpowiedzi nie mieszczące się w myśli przewodniej "do prokuratora" - negatywnie, nie daje szans na budowanie.

Przypomina mi się burzliwa dyskusja pokonkursowa w środowisku architektów. Burzę wywołało kilku Kolegów niezadowolonych z werdyktu. Najbardziej "hałłakowali" przegrani. Ci, których prace odrzucono. Odzywali się głośno i wielokrotnie mimo, iż ich racje były fałszywe.

Widzę tu analogię. Radni, którzy nie brali udziału w inicjatywie pn. OPERA PODLASKA próbują "odgrzać" w kreowanym piekiełku swoje nazwiska. Jednak by przeprowadzić coś złożonego niezbędne jest współdziałanie. Myślę, że skoro w naszym światku architektów mogliśmy dojść do konsensusu, to nasi radni mogą też zawiesić tarcze na kilka, czy kilkanaście nawet lat by zbudować coś ponadprzeciętnego w naszym Białymstoku.

Janusz Kaczyński

architekt

Członek Jury Konkursu Architektonicznego na "OPERĘ PODLASKĄ"

Przewodniczący Miejskiej Komisji Urbanistyczno-Architektonicznej, wiceprezes ds. Twórczości Stowarzyszenia Architektów Polskich Oddział w Białymstoku

Opera do prokuratora

Po pierwsze - zaszkodzić?

Kiedy w połowie 2004 roku zrobiło się głośno o pomyśle budowy w Białymstoku opery, zewsząd dobiegać zaczęły głosy, że mamy do czynienia z wizją szaleńca. Po co nam opera? Czy tu, w mateczniku disco polo, znajdą się chętni do słuchania arii i recytatywów? I jeszcze te pieniądze - kiedy drogi dziurawe, dzieci głodne, rośnie odsetek bezrobotnych, jak można myśleć o wyrzuceniu kilkudziesięciu milionów na podobny przybytek?

Można było w kółko powtarzać, że jeśli pieniędzy tych na operę nie wydamy, to nie wydamy ich też na nic innego, bo zwyczajnie do Białegostoku nie trafią. "To fantasmagoria" - ocenił wówczas jeden z białostockich radnych, a media w większości skwapliwie podchwyciły.

Nie da się zatem opisać mojej satysfakcji, kiedy w magazynie Kuriera Porannego z 3 marca przeczytałem, co następuje: "Nie ma żadnego argumentu za tym, by w 300-tysięcznym mieście opery nie było. Będzie opera, to pewnie nawet zaczniemy do niej chodzić". A więc jednak? Po niemal dwóch latach okazało się, że może być w Białymstoku opera?

Otóż nie, to byłoby zbyt piękne. Skoro bowiem okazało się, że fantasmagoria nabiera jak najbardziej realnych kształtów, trzeba było znaleźć coś nowego, do czego można byłoby się przyczepić. Obecnie wersja obowiązująca, którą głosi wszem i wobec część białostockich radnych, a za nimi powtarzają gazety, brzmi następująco: "Opera? Ależ tak, od dziecka kocham! Jednak w tym przypadku mamy do czynienia z rażącym naruszeniem prawa, w związku z czym protestuję." Nie krytykujemy już tego, co powstaje, ale - jak powstaje. W ten sposób nadal można rozsiewać defetyzm, nie dając jednocześnie podstaw do oskarżeń o prowincjonalne kompleksy.

Urząd zły, bo za szybki

Artykuł Tomasza Żukowskiego pod tytułem "Mania wielkości czy nasza szansa jest doskonałym przykładem takiego rozsiewania zastrzeżeń. Znak zapytania, wieńczący tytuł, zdaje się sugerować, że autor pyta. Nie dajmy się jednak zwieść - wielu wątpliwości w tekście nie znajdziemy, a po lekturze Czytelnik bez namysłu ma odpowiedzieć: "Ależ oczywiście, że mania wielkości, panie dzieju".

Zarzutów jest kilka, aczkolwiek większość z nich sprowadza się do jednego: Urząd Miejski nie powinien wydawać pozwolenia na budowę tak szybko. Bo to wybory za pasem, więc można się domyślać, że ktoś nas próbuje karmić wyborczą kiełbasą. Bo inni tak szybko nie dostają pozwolenia, więc dla przyzwoitości trzeba było jeszcze trochę poczekać... I tak dalej. Mamy tu do czynienia z prawdziwym novum - dotychczas urzędy krytykowane były za opieszałość. Redaktor Żukowski jako pierwszy w świecie dziennikarz żąda od urzędników opieszałości, ganiąc nadmierną w jego przekonaniu szybkość podejmowania decyzji!

Igranie ze świętością

Pozwolenia na budowę opery nie wolno było wydawać, gdyż o zwrot części ziemi, na której inwestycja będzie realizowana, ubiega się Cerkiew - dowiadujemy się z tekstu. Toczy się w tej sprawie postępowanie przed komisją regulacyjną, a dobry obyczaj nakazywałby wstrzymać się z działaniami do czasu rozstrzygnięcia tej sprawy.

Mam prawo twierdzić, że Autor tekstu doskonale wiedział, że zarzut ten jest wydumany. Otóż w przeddzień wydania pozwolenia, Parafia pod wezwaniem Św. Mikołaja Cudotwórcy, ubiegająca się o zwrot ziemi, zdecydowała się na ograniczenie roszczeń. Proboszcz parafii zauważył w swoim piśmie, że realizacja planowanej na tym terenie inwestycji ma ogromne znaczenie społeczne.

Jak można dowiedzieć się z prasy (także z Kuriera Porannego), Urząd Marszałkowski zamierza przeprowadzić badania archeologiczne na terenie przeznaczonym pod budowę opery. Część terenu zajmował niegdyś cmentarz. Słusznie - nie można dopuścić do tego, aby tak szczytny cel realizowany był w atmosferze podejrzeń o profanację. W tej sytuacji jednak sugestie, że inwestycja prowadzona jest wbrew woli Kościoła prawosławnego, trącą najzwyklejszym cynizmem.

Opera to nie hipermarket!

Ilekroć w Białymstoku pojawia się inwestor, który chce wybudować galerię handlową, miasto wyciąga ręce po pieniądze. Władze żądają partycypacji w kosztach przebudowy ulic, budowy parkingów, chcą też przedłożenia dokumentów, dotyczących wpływu inwestycji na środowisko. Dlaczego tak się nie stało tym razem? - dziwi się Tomasz Żukowski.

Długo można byłoby tłumaczyć, czym różni się opera od hipermarketu. Jeśli ktoś jednak do tej pory różnicy nie zauważył, to i tłumaczyć się chyba nie opłaca. Wspomnijmy o czym innym. Otóż czytamy w Kurierze: "Kto je (tj. parkingi) zbuduje i kto za nie miałby zapłacić? (...) Oczywiście miasto, czyli my wszyscy." Wyobraźmy sobie zatem, że miasto żąda od inwestora partycypacji w kosztach przebudowy ulic i budowy parkingów przy tychże ulicach. Od inwestora, czyli od kogo? Jest nim w tym przypadku Urząd Marszałkowski. Autor "zapomniał" więc dopisać, że niezależnie od tego, która strona pokryje te koszta, będą to zawsze pieniądze publiczne! Przypomina to dylemat: czy zapłacić pieniędzmi z lewej, czy z prawej kieszeni?

Układ komunikacyjny w tym rejonie miasta daleki jest od doskonałości, o czym musi wiedzieć także publicysta Kuriera. Planowane modernizacje nastąpią zatem - bo nastąpić muszą - niezależnie od tego, czy opera powstanie, czy nie. Co więcej, właśnie opera w sposób znaczący może przyspieszyć inwestycje drogowe w tym rejonie. Z kolei amfiteatr - na którego zniszczenie zgodził się podobno prezydent - zdewastowany jest już od dawna, nie spełnia też obowiązujących norm, dotyczących hałasu. Tymczasem projekt opery przewiduje stworzenie kameralnej sceny letniej. A więc nie zniszczenie, tylko wręcz przeciwnie!

Krytykom zaangażowania miasta w budowę opery nie podoba się również pomysł użyczenia działki pod inwestycję, która "nie ma zagwarantowanego finansowania". To ciekawy zarzut. Jak pamiętamy, Opera Podlaska w większej części ma być finansowana ze środków unijnych. Wyobraźmy sobie teraz sytuację, w której inwestor składa wniosek o dofinansowanie, nie mając jeszcze ziemi, na której chciałby budować, ani nawet promesy, dotyczącej jej przekazania. Czy taki projekt miałby jakiekolwiek szanse na pozytywne rozpatrzenie? Absolutnie nie!

Skoro jest tak źle, to dlaczego jest tak dobrze?

Jak miewa się dziś nasza fantasmagoria? Wbrew pozorom, wcale nieźle. Montaż finansowy wskazuje, że inwestycja ta jest jak najbardziej w naszym zasięgu. Konkurs architektoniczny był wielkim, chyba niekwestionowanym, sukcesem i przyniósł nam fantastyczny projekt autorstwa prof. Marka Budzyńskiego, czyli - używając terminologii popkulturalnej - "one of the hottest names" współczesnej polskiej architektury. Już sam konkurs był zresztą doskonałą formą promocji miasta, nie tylko w Polsce, ale także w Europie i na świecie.

Projekt budowy opery zauważyły wszystkie chyba poważne media w kraju, papierowe, elektroniczne, internetowe, bynajmniej nie tylko te poświęcone kulturze. Z reguły informowano o tym w tonie pełnym sympatii. Owszem, nie brakło i szyderstw, że jakieś tam łapciuchy prowincjonalne umyśliły sobie operę postawić, no to trzeba ich szybko obśmiać, bo gotowe sobie Bóg wie co jeszcze wymyślić...

A my co? Protestujemy? Ależ nie, my się dołączamy do tych szyderców, w ostateczności gotowiśmy nawet do prokuratury iść, żeby tylko się, broń Boże, nie udało!

Tomasz Ćwikowski, rzecznik prasowy prezydenta Białegostoku Ryszarda Tura

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji