Artykuły

Udany festiwal "Źródła pamięci. Szajna-Grotowski-Kantor". Mądrze wydane 150 tys. zł

Festiwal "Źródła pamięci. Szajna-Grotowski-Kantor" w Rzeszowie podsumowuje Magdalena Mach w Gazecie Wyborczej - Rzeszów.

Nie wychylając nosa z Rzeszowa, możemy wyrobić sobie zdanie na temat najnowszych spektakli Workcenter of Jerzy Grotowski and Thomas Richards z Pontedery, zachwycać się niezwykłą urodą najnowszego spektaklu mistrza Leszka Mądzika, cieszyć premierą pierwszej adaptacji najnowszej powieści Wiesława Myśliwskiego, która powstała w Rzeszowie. To wszystko dzięki festiwalowi "Źródła pamięci. Szajna-Grotowski-Kantor". Dyrektorka artystyczna, Aneta Adamska, już planuje kolejną edycję.

Organizatorem festiwalu jest Teatr Maska, dyrektorką artystyczną - Aneta Adamska, pieniądze dało w tym roku miasto. I jest to przykład mądrze zainwestowanych miejskich pieniędzy w rzeszowską kulturę: u źródła tego wydarzenia leży pamięć o trzech wybitnych twórcach teatru, pochodzących stąd - o czym wciąż zbyt mało się mówi, a formuła festiwalu jest efektem docenienia pomysłu i wiedzy rzeszowianki, Anety Adamskiej. Walory edukacyjne łączą się doskonale z wysokiej próby jakością artystyczną - a to wszystko uzyskane śmiesznie małym kosztem jak na kilkudniową imprezę teatralną z udziałem zagranicznej gwiazdy - 150 tys. zł.

O sensie życia różnymi środkami

Festiwal trwał od czwartku do niedzieli. Choć nie ma formuły konkursu, to widzowie, którzy obejrzeli większość spektakli nie mogą powstrzymać się od porównań i wyłaniają własnego zwycięzcę. W tym roku festiwalowym wydarzeniem o światowej randze była prezentacja najnowszego spektaklu Workcenter of Jerzy Grotowski and Thomas Richards z Pontedery - "The Underground: A Response to Dostoevsky", który był pokazywany latem na festiwalu w Edynburgu, jednym z największych festiwali kulturalnych na świecie. Ale to nie ten spektakl skradł serca publiczności, lecz przedstawienie inaugurujące festiwal - autorskie "Lustra" Leszka Mądzika, inspirowane opowiadaniem "Samotność" Bruno Schulza. Mądzik myśli obrazami, w tym spektaklu tworzy je z mroku, gry światła i muzyki. Kolejne sceny pieszczą oko i pobudzają wyobraźnię mnogością odwołań i symboliki. Mądzik nie ma sobie równych w kreowaniu wiele mówiących obrazów nie mówiąc prawie nic, bo filozoficzna refleksja o dramacie człowieka przychodzi tu niemal bez użycia słów.

Spektakl Leszka Mądzika zobaczyliśmy na inaugurację w czwartek, a jeszcze tego samego wieczora - odbyła się rzeszowska prezentacja najnowszego przedstawienia z Workcenter of Jerzy Grotowski and Thomas Richards z Pontedery. To było dla widzów niezwykłe doświadczenie, akcentujące mnogość i różnorakość środków wyrazu we współczesnym teatrze, służących do snucia rozważań o sensie życia.

Thomas Richards, artysta namaszczony przez Grotowskiego i rozwijający jego metodę kształcenia aktora, pokazał swój spektakl na rzeszowskim festiwalu trzy lata temu - był to "The Living room", tym razem przywiózł "The Underground: A Response to Dostoevsky". Specjalnie na potrzeby rzeszowskiej prezentacji przygotowano tłumaczenie tekstu z języka angielskiego, który był wyświetlany na ścianie, nad głowami aktorów. W surowej przestrzeni rzeszowskiego klubu Life analiza ludzkiej mentalności wg Dostojewskiego dokonana została przy użyciu sztuk performatywnych, badanych w Workcenter. Zespół z Pontedery przypomina badaczy poszukujących doświadczeń granicznych. Odpowiedzi na pytanie o ludzką naturę i naturę sztuki teatru poszukują na styku życia i śmierci, nieustannie testując próg percepcji widzów. Ponad dwugodzinny spektakl byłby jednak trudny do strawienia gdyby nie przełamanie patetyczności świetnymi elementami groteskowymi, ale przede wszystkim - gdyby nie fascynujące i metafizyczne, liczne fragmenty, wykorzystujące formy wielogłosowego śpiewu białego, nieskrępowanej ekspresji głosowej, która pozwala pokonać lęk i oczyszcza. Fragmenty śpiewane w spektaklu Workcenter bazują na brzmieniu tradycyjnych pieśni kultur basenu Morza Śródziemnego i Karaibów.

Premierowe "Ostatnie rozdanie" [na zdjęciu]

Czasu żeby ochłonąć po pierwszym dniu nie było, już następnego wieczoru Aneta Adamska ze swoim Teatrem Przedmieście pokazała premierę autorskiej adaptacji najnowszego, monumentalnego dzieła "Ostatnie rozdanie" Wiesława Myśliwskiego. Adamska nie po raz pierwszy już przefiltrowała przez swoją wrażliwość twórczość Myśliwskiego, podając widzom wysublimowaną estetycznie i głęboko przemyślaną treściowo, czystą esencję.

I tu znowu, jak w poprzednich spektaklach festiwalu, mówiło się o sensie życia - kameralnie, za to jakby głębiej, jakby dosadniej. Główny bohater (udany debiut w Teatrze Przedmieście Romana Adamskiego, dziennikarza Radia Rzeszów, prywatnie męża Anety Adamskiej), nie walczy o swój los - ani o swój artystyczny talent, ani nawet o miłość. Jego życie jest zawieszone między przypadkiem a koniecznością. Przekonuje się o tym podczas bardzo szczególnych spotkań - pomiędzy światami, z osobami, które już odeszły. Najbardziej realna jest postać, której ani razu na scenie nie widać. Kobiecy głos, należy do dawnej, niespełnionej miłości bohatera, która przez lata pisze listy do swojego ukochanego, choć zostawił ją dawno temu. Głos Anety Adamskiej z offu jest przepełniony uczuciem, w jego brzmieniu błąka się ciepły uśmiech, ale listy są wypełnione smutkiem. Bo ona, podobnie jak każda z pojawiających się na scenie postaci, ma wobec naszego bohatera oczekiwania, których on nigdy nie spełnił. Znamienna jest pierwsza scena, kiedy wszyscy z niecierpliwością oczekują jego pojawienia się a kiedy to już następuje - czekają na jego słowa, namawiają go, kilkakrotnie nalegają. A on milczy, zawodzi, wreszcie chowa się przed nimi i przed swoim życiem. Jaki sens ma takie istnienie, posklejane ze skrawków, z chwil, fragmentów, które z czasem rozsypują się bezładnie jak karty na stole? Czy warto na koniec próbować mu nadać sens i porządek, jak je usystematyzować, skoro całe było wypełnione ucieczką od stałości i stabilizacji? Pozostają tylko te fragmentaryczne wspomnienia. Widzowie są ich współuczestnikami, siedzą dookoła sceny, widzą siebie nawzajem. Są jednak w tej komfortowej sytuacji, że akurat ich oczekiwania zostają spełnione - dostają to, po co do teatru Adamskiej przyszli: mądry i wrażliwy, dobrze zagrany i pomysłowo wyreżyserowany spektakl, a w dodatku zilustrowany fantastycznymi, energetycznymi nagraniami Orkiestry Dętej "Zgoda" z Rakszawy.

Mądzik wróci w przyszłym roku?

Kolejne spektakle to dwie bardzo odmienne od siebie propozycje Teatru im. S. Witkiewicza z Zakopanego. Nagrodzony "Barabasz" zaskakiwał pomysłami inscenizacyjnymi, opartymi na oszczędnych rekwizytach i elementach scenografii. Opowieść o Barabaszu utkana jest ze spotkań z wyznawcami religii, której Barabasz nie może pojąć, choć bardzo tego pragnie, bo jej trzonem jest miłość.

"Demonizm zakopiański" ma scenografię jeszcze bardziej prostą. Aktorzy za pomocą ekspresyjnego aktorstwa, śpiewu, pantomimy, opowiada o Zakopanem, głównie słowami Witkacego z artykułu opublikowanego w 1919 roku w "Echu Tatrzańskim".

Na zakończenie festiwalu, w niedzielę, wystąpił gospodarz, Teatr Maska, z przedstawieniem "Siostra siostrze", inspirowanym opowiadaniem ukraińskiej pisarki i poetki Oksany Zabużko w reżyserii Honoraty Mierzejewskiej-Mikoszy.

Aneta Adamska, dyrektorka artystyczna festiwalu zdradziła, że już rozmawiała z Leszkiem Mądzikiem o pokazaniu jego spektaklu na kolejnej edycji festiwalu "Źródła pamięci. Szajna-Grotowski-Kantor".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji