Artykuły

Chór przy uchu

"Nabucco" w reż. Olgi Iwanowej w Operze na Zamku w Szczecinie . W Rzeczpospolitej recenzja Jacka Marczyńskiego.

Sezon letnich, plenerowych spektakli rozpoczęty. Zainaugrowała go szczecińska Opera na Zamku premierą "Nabucca", przy okazji likwidując niewybaczalną, białą plamę na naszej mapie. To ostatni z polskich teatrów, który nie miał w repertuarze tego hitu Verdiego.

Kariera opowieści o babilońskim władcy Nabuchodonozorze jest zadziwiająca. Jeszcze 40 lat temu znawcy twórczości Verdiego pogardliwie traktowali "Nabucco", uważając, że mistrz tym razem zdecydowanie obniżył loty. Widzowie dzieła nie znali, bo wystawiano go z rzadka. Dziś "Nabucco" nie schodzi ze sceny - w świecie i w Polsce.

Czym wyjaśnić ową odmianę? Tłumaczenia, że Verdi zawsze pisał dobrą muzykę, a "Nabucco" inicjuje drogę przemian od tzw. opery numerowej do dramatu muzycznego, wydają się zbyt wyrafinowane. Ważniejsze jest co innego: opera staje się dziś sztuką popularną, wychodząc z ekskluzywnych teatrów ku masowej publiczności. Na takie spotkanie "Nabucco" nadaje się idealnie, szlachetnie łechcąc ambicje widza nowej generacji, a nie zmuszając przy tym do wysiłku intelektualnego. Oferuje muzykę przyjemną dla ucha i o klarownej konstrukcji. Łączy melodie, które każdy zna (pieśń "Va pensiero"), z kunsztownymi formami dziewiętnastowiecznej opery (aria Abigaile z II aktu), co pozwala wierzyć słuchaczom, że wkraczają w rejony ambitnej sztuki.

Bywa więc grywany "Nabucco" w najlepszych teatrach, ale także na gigantycznej scenie na jeziorze w Bregencji, w amfiteatrach oraz w halach sportowych. Szczecin wybrał dziedziniec Zamku Książąt Pomorskich z zachmurzonym niebem czerwcowej nocy w Polsce. Ta sceneria w niczym nie przypomina spalonych słońcem starożytnych murów Babilonii, ale u Verdiego nie chodzi o realia historyczne, lecz o posłuchanie listy operowych hitów, z których składa się "Nabucco".

Szczecińska inscenizacja w porównaniu z innymi, plenerowymi widowiskami jest skromna i konwencjonalna. Nie oferuje tłumu statystów, żywych zwierząt i przemarszu zaciężnych wojsk. Rozgrywa się na jednej scenie z niezmienianą dekoracją, ale wykorzystuje też zamkowe galerie i dziedziniec. Widz czuje się zatem w środku zdarzeń, zresztą momenty, kiedy chór wmieszany w publiczność śpiewa jej niemal do ucha, robią najsympatyczniejsze wrażenie.

Najważniejsze, że 1200 widzom, z których zapewne większość nie zetknęła się wcześniej z dziełem Verdiego, prezentowane jest ono w profesjonalnym kształcie muzycznym. Dyrygent Warcisław Kunc może, co prawda, z lekka irytować, gdy uwerturę (kolejny hit "Nabucca") prowadzi w tak dostojnym tempie, ale potem jego myśl interpretacyjna staje się klarowna. Chciał wyciszyć w muzyce Verdiego wszystkie tanie chwyty, banalną rytmikę, pokazać, że jej wartość tkwi przede wszystkim w śpiewnej kantylenie. Pewne zachwiania brzmieniowe czy niedokładności w grze orkiestry można w równej mierze przypisać muzykom, jak i akustykom nagłaśniającym spektakl.

W głównych rolach wystąpili czołowi polscy śpiewacy: Barbara Kubiak (Abigail), Mikołaj Zalasiński (Nabucco) i Małgorzata Borowik (Fenena), powtarzając sceniczne wcielenia z innych scen. Gościnny zestaw uzupełnili miejscowi soliści na czele z Januszem. Lewandowskim, który efektownie zaprezentował się w roli Zachariasza.

I tak skromna Opera na Zamku (roczna dotacja - niecałe 5 mln zł, 30 - 40 proc. tego, co dostają inne nasze teatry) zainicjowała czas wielkich widowisk. Następne już za 10 dni na Skałkach Twardowskiego w Krakowie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji