Artykuły

Odgórnie

MOŻE będzie lepiej. Pomyślałem po obej­rzeniu komedii Josipa Brodskiego pt. "Demokracja" w ostatni poniedziałek. Może będzie lepiej z naszym ponie­działkowym teatrem telewizyj­nym, któremu zarzucałem od­stawanie od współczesności - tak zresztą jak i całemu nasze­mu teatrowi. A w związku z tym, rozmijanie się z potrze­bami widowni, jej pragnieniem zmierzenia się z własnymi prob­lemami na scenie. Skutkiem te­go jest utracenie przez nasz teatr właściwości szekspirow­skiego zwierciadła, o którym mówi mistrz ze Stratfordu ustami Hamleta. Zwierciadła, odbijającego obraz świata, za­równo jego cnoty, jak i występ­ki.

Wspaniały poeta, jakim jest Brodski, napisał bardzo zwartą komedię, akcentującą paradoksalność i absurdalność świata byłego obozu socjalistycznego, jakby praktykował w szkole u Sławomira Mrożka. Ten ton, współbrzmiący z twórczością pisarza, należącego do wielkiej trójcy groteskowego nurtu na­szej literatury i teatru - Witka­cy, Gombrowicz i właśnie Mro­żek - podkreślił reżyser Feliks Falk i wspaniały kwartet aktor­ski, złożony z Jerzego Stuhra, Ewy Wiśniewskiej, Władysława Kowalskiego i Adama Ferencego, wzbogacony o ponętne piersi i biodra dowcipnie roze­branej Kariny Szafrańskiej.

Przy lekkim tonie i zwięzłości komedii Brodskiemu udało się uchwycić pewne znamienne cechy pieriestrojkowego pro­cesu przemian i skłonić odbior­cę do głębszego zastanowienia się nad nimi. Wagę zamiaru twórczego poety-dramaturga w pewnym sensie podkreślił nie­dawny pucz moskiewski, który cały świat przyprawił o przy­spieszone bicie serca.

Nie ma sensu streszczać sztu­ki. Zwróćmy więc tylko uwagę, że w "Demokracji" demokracja dokonuje się w sposób odgór­ny, na telefon. A nie oddolny, na skutek ciśnienia mas społecz­nych, jak to dotąd w świecie i w historii bywało.

I tu Brodski, emigrant, chwy­cił byka za rogi. Udało mu się pokazać główną cechę feno­menu pieriestrojki, odróżniają­cą ją zdecydowanie od np. na­szego procesu przemian.

Rzeczywiście, zmiany w Związku Radzieckim zostały zainicjowane odgórnie - przez Gorbaczowa i jego ekipę - po objęciu władzy. A nie wymuszone przez społeczeństwo; zatrute przez kilkudziesięcioletnią de­magogię - prócz nielicznej eli­ty dysydenckiej, nie mającej szerszych wpływów, przyzwy­czajone od wieków do samo­dzierżawia, najpierw carskiego, a potem komunistycznego; skrępowane rozbudowanym - jawnym i utajnionym - apara­tem wymuszania posłuszeń­stwa; uzależnione całkowicie od władz w dostępie do pod­stawowych dóbr jak: miejsce zamieszkania, własny kąt, praca itp. To Gorbaczow ze swoimi ludźmi, objąwszy władzę, do­szedł do wniosku, że dotych­czasowy system prowadzi kraj po równi pochyłej. Sprawia, że ZSRR ni:e wytrzymuje konku­rencji z Zachodem na żadnym polu. A także odcina od poży­czek, koniecznych i to szybko, od tego z Zachodu. Społeczeń­stwo jak na razie nie miało nic do powiedzenia.

Tu na obraz telewizyjny na­kłada się klisza pamięci. Kiedy w marcu 1987 r. byłem w Lenin­gradzie, obecnie Sankt-Petersburgu, widziałem pod Kolumną Aleksandryjską przed carskim pałacem tłum ludzi. Ktoś stał na zaimprowizowanej mównicy i przemawiał. Opodal czaiły się dwie milicyjne wołgi. Dowie­działem się, że są to uczestnicy publicznych dyskusji, organi­zowanych co sobotę na temat pieriestrojki i głosnosti, sytuacji w kraju, kierunku zmian. Dy­skusje te były organizowane odgórnie przez władze, za pośrednictwem Komsomołu. Wmie­szałem się w tłum. Starszy czło­wiek krzyczał do przemawiają­cego młodzieńca: Ty, nie bądź taki odważny teraz. Bo jak się zmieni kurs, dostaniesz za ga­danie, tak jak ja dziesięć lat na przytarcie rogów.

Aparat partyjny traktował to wszystko jak kolejną korektę kursu przez nową miotłę. Żeby oszukać Zachód i wyciągnąć pieniądze, mówili niektórzy. Rzeczywiście, na razie wszystko pozostawało po staremu. Skle­py za żółtymi firankami, dla wy­branych różnych rang osobno, kwitły, luksusowe wczasy, da­cze, wyjazdy zagraniczne dla uprzywilejowanych jak były, tak były. Pieriestrojka i głasnost nie wydawały się groźne. A nawyk posłuszeństwa był wpojony głęboko. Może właśnie dzięki temu aparat partyjny pokornie kręcił bicz na własny grzbiet.

U nas były burzliwe Czerwce, Październiki, Sierpnie, starcia uliczne, strajki, społeczne ciś­nienie popierane przez Zachód trzymający władzę w morder­czym, finansowym uścisku. A tam sprawę załatwiono odgór­nie, jak za czasów Piotra I. Mo­że to taka tradycja. Zresztą, dzięki tej odgórności, jak dotąd nie doszło do wojny do­mowej na większą skalę. I ten radziecki fenomen Brodski uchwycił, jak i to, że w satelic­kich krajach po zmianie kursu przez Gorbaczowa padali jak gruszki sekretarze, którzy tej zmianie nie chcieli się podporządkować.

GORBACZOW przy­najmniej w jednym różni się od Piotra I. Piotr I obciął Rosjanom brody. Gorbaczow chciał ich oduczyć picia wódki. Pamiętam, wtedy, w Leningradzie, kilkusetme­trowe kolejki przed sklepami, kiedy przywieziono wódkę. Ale Gorbaczow w przeciwieństwie do Piotra I musiał ustąpić. Kiedy jedzenia i wszelkich dóbr zaczęło się robić coraz mniej, wódki musiało być więcej. Czy zwy­ciężyła wódka? Czy ekonomia polityczna socjalizmu przegra­ła?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji