Pan Tadeusz pod szklaną strzechą
Doczekało się swej telewizyjnej adaptacji wybitne dzieło polskiej klasyki - "Pan Tadeusz" i fakt ten, biorąc pod uwagę walory artystyczne pierwszego z przedstawionych widowisk, zachowaną w nim wierność intencjom poety, pietyzm i szacunek dla tekstu, umiejętność znalezienia telewizyjnego ekwiwalentu dla poetyckich obrazów mickiewiczowskiego dzieła, stał się bezsprzecznie wydarzeniem w TV.
"Pan Tadeusz", jak wiadomo, nie miał dotychczas wielkiego szczęścia do scenicznych desek czy filmowej kamery. Być może, jedną z przyczyn niepowodzenia była przejawiana przez reżyserów ambicja inscenizacji czy też "uteatralnienia" tekstu, tzn. opracowania go według reguł przyjętych w dramacie - z rozpisaniem dialogów, budową - to sposób sceniczny czy filmowy, a więc przedstawiający - sytuacji, która w oryginalnym tekście są przedmiotem poetyckiego opisu. Stosowano pewnego rodzaju dosłowność w przekładzie poezji no język sceny czy filmu, pomijano partie opisowe, w których wyrażał się stosunek autora do przedstawianych zdarzeń itp. Przypomnienie tego jest niezbędne, aby uświadomić sobie na czym polega pełny sukces A. Hanuszkiewicza - inscenizatora i zarazem reżysera cyklu widowisk, z których pierwsze oglądaliśmy minionej niedzieli w programie II (cykl powtórzony zostanie w programie I).
Hanuszkiewicz zrezygnował z zabiegu przeróbki epickiego poematu na dramat, szukając takiego kształtu widowiska telewizyjnego, w którym treść i forma stałyby się odpowiednikami poetyki pierwowzoru. Pozostawił więc epicką formę - postacie telewizyjne opowiadają o zdarzeniach, jakie przeżywają Tadeusz, Zosia, Telimena, nie identyfikują się zaś ze swymi bohaterami z tekstu poematu. Mówienie o zdarzeniach pozwala podkreślić epicki dystans autora do opisywanych faktów i postaci, zachować klimat mickiewiczowskiego poematu, nasycić spektakl - w ślad za oryginałem - specyficzną rodzajowością i humorem.
Reżyser szukając telewizyjnego odpowiednika dla warstwy poetyckiej pierwowzoru posłużył się niesłychanie prostymi, a przecież czytelnymi elementami inscenizacji, w których niemałą rolę odgrywały kostium i scenografia - skrótowa, syntetyczna, rysująca obyczajowość epoki.
Duży udział w sukcesie mieli także aktorzy, którzy dostroili styl gry do intencji inscenizatora. Pyszne kreacje w pierwszym spektaklu pt. "Gospodarstwo" stworzyli J. Jedlewska (Telimena), A. Zaorski (Tadeusz), a przecież wyróżnić by należało za umiejętność mówienia poetyckiego słowa, za umiejętność przedstawienia postaci przy pomocy podkreślenia zaledwie kilku albo nawet jednej dominującej cechy niemal wszystkich wykonawców.
Pierwszy program tego cyklu zasługuje na uwagę także z innych powodów. Przypomnienie jednego z najwspanialszych dzieł w literaturze polskiej obrosłego ogromnymi tradycjami kulturowymi i narodowymi sentymentami, utworu, który odegrał tak ogromną rolę w naszej historii jest również wydarzeniem o znacznej randze społecznej. Czekamy z niecierpliwością na dalsze księgi "Pana Tadeusza" w wydaniu telewizyjnym już zgłaszając zastrzeżenia co do częstotliwości ukazywania się tego cyklu na antenie. Miesiąc czasu to zbyt długi okres oczekiwania na audycję cykliczną, szczególnie taką, która ze względu na swe walory artystyczne zdolna by była zainteresować szeroką widownię i utrzymywać ją w stanie emocjonalnego i intelektualnego zaangażowania.
No, bo wyobraźmy sobie, że w odstępach miesięcznych, a nie tygodniowych gościmy na małych ekranach bohaterów drugiego serialu, którego emisja rozpoczęła się w ub. tygodniu tzn. "Sagi rola Forsyte'ów"... Pierwszy odcinek zapowiada programy interesujące, barwne, tak jak barwna jest sama epoka, która zrodziła Forsyte'ów, a ten leciutki dystans wyrażający się zarówno słowami narratora - jednego z członków rodziny, jak i zawarty w samym sposobie opowiadania powoduje, iż "Saga" również i w Polsce zapewne spotka się z ogromną popularnością.
Redakcja teleturniejów reagująca dość szybko na aktualne wydarzenia zaserwowała w ub. tygodniu turniej wiedzy politycznej dla młodzieży akademickiej. Rzecz zasługuje na uwagę choćby dlatego, iż problem wychowania obywatelskiego w szkolnictwie, popularyzacja najważniejszych problemów społecznych i politycznych jest sprawą niesłychanie ważną, a przecież truizmem jest przypominanie, jak wielką rolę może w tym odegrać właśnie telewizja. Ostatni program wykazał, iż studenci dopuszczeni do eliminacji finałowych dysponują rzeczywiście bogatą wiedzą z tego zakresu. Cieszy również, iż starannie przygotowano pytania dotyczące przecież wielu dziedzin życia politycznego i kulturalnego. A jednak przy tych wszystkich pochwałach nie sposób uwolnić się od pewnej refleksji na temat przebiegu teleturnieju. Dlaczego był tak jednostajny, dlaczego poszczególnym etapom rozgrywek nie towarzyszyło wzrastające napięcie, czemu wreszcie pytania przekazywane były w sposób monotonny? Osobna uwaga należy się występom artystycznym w tym programie. To co usłyszeliśmy, było żenujące...
A na zakończenie - z programu I - ponowne przejście do programu II. We wtorek Łódzki Ośrodek Telewizyjny wystąpił z inauguracją nowego cyklu programów informacyjno-publicystycznych pn. "W środku Polski". Z przyjemnością odnotowujemy udany start nowej pozycji programowej. Zanim pokusimy się o próbę jej pełnej oceny - jak wiadomo, program ukazywać się będzie systematycznie raz w miesiącu - pochwalmy bardzo interesujący dobór tematów, inwencję w ich opracowaniu, czego konsekwencją stało się bogactwo form i środków wyrazowych, duże walory poznawcze audycji, umiejętność wykorzystania formuły magazynu, łączącego formy dziennikarskie z artystycznymi, klarowność i czystość opracowania. Bardzo ładny okazał się pomysł realizacji felietonu tytułowego, a z obowiązków prowadzącego wywiązał się bez zarzutu Zb. Zaliński. Nieco przydługi mógł się tylko wydać komentarz do niektórych pozycji. Większa skrótowość w operowaniu tekstem, zawierzenie w znaczniejszym stopniu obrazowi i trochę szybsze tempo audycji wpłynęłyby chyba dodatnio na jej ostateczny wyraz. Przypomnijmy jeszcze autorów - J. Binder, przy współpracy W. Machejki i E. Szustra, reżyseria - M. Małysz, scenografia - H. Poluain.