Artykuły

Bydgoski teatr wyszedł na ulicę!

"Żony stanu, dziwki rewolucji, a może i uczone białogłowy" Jolanty Janiczak w reż. Wiktora Rubina w Teatrze Polskim w Bydgoszczy. Pisze Anita Nowak w Teatrze dla Was.

Teatr Polski w Bydgoszczy jak zwykle szybko zareagował na aktualny i społecznie znaczący temat. Spektakl "Żony stanu, dziwki rewolucji, a może i uczone białogłowy", Jolanty Janiczak w reżyserii Wiktora Rubina, dotyka wyjątkowo trudnego problemu - równouprawnienia. Jest też gromkim głosem w sprawie aborcji. W przedstawieniu temat nierówności społecznej płci jest pokazany dość szeroko. Dotyczy nie tylko sytuacji Francji z okresu Wielkiej Rewolucji, ale też krajów trzeciego świata, no a przede wszystkim naszego polskiego "tu i teraz".

Zacznijmy jednak od Paryża 1793 roku. Wszedłszy na salę, widzimy stojącą na podwyższeniu, pośrodku widowni i przemawiającą do tłumu Theroigne de Mericourt, feministyczną działaczkę walczącą o prawa "kobiet - obywatelek", w której postać wciela się Sonia Roszczuk. W ciągu trwania całego przedstawienia jej bohaterka z różnych miejsc na widowni i scenie z dużym zaangażowaniem emocjonalnym oskarża, agituje, walczy o prawa dla kobiet, o włączenie "Deklaracji Praw Kobiety i Obywatelki" do "Deklaracji Praw Człowieka i Obywatela". Polemizuje nie tylko z Robespierrem i innymi rewolucjonistami. Walczy także z kobietami. Żąda od nich reakcji radykalnych. Pokazany jest tu też konflikt pomiędzy kobietami z wyższych i niższych sfer. Okazuje się, że nie wszystkie kobiety są w stanie razem walczyć w imię wspólnego dobra

Po pierwszych kilku scenach Sonia Roszczuk i grająca jej Matkę Małgorzata Witkowska zdejmują z siebie czerwone suknie i jak pozostałe aktorki biorące udział w przedstawieniu, zaczynają funkcjonować w szarych uniformach. Ma to zapewne oznaczać chęć zrównania się z mężczyznami. Błękitną krynolinę zrzuca też Maciej Pesta grający rolę geja Esquirola, domagającego się praw dla mniejszości seksualnych.

Przenikanie kobiet do przestrzeni grania odbywa się drzwiami dla publiczności. Akcja toczy się nie tylko na scenie, ale i na widowni. Artyści sugerują w ten sposób, że problemy, o których mowa dotyczą całego społeczeństwa, nawet więcej - ludzkości.

Sporo w tej inscenizacji umowności. Aktorzy to wcielają się w postaci, to wychodzą z nich. Umowna jest też chronologia czasu. Danton (Marcin Zawodziński) np. powołuje się na Lenina. Teraźniejszość wplata się w przeszłość, np. kiedy pani Necker wspomina o telewizji, na ekranie pojawia się transmisja wydarzeń z ulicy. Czasy się mieszają, bo problem jest odwieczny. Kobiety, domagają się dla siebie takiej samej liczby stanowisk, jaką piastują mężczyźni. I to nie tylko w urzędach, parlamencie ale i w Kościele; zachęcają do pisania manifestów, dramatów, do głośnego wykrzykiwania swych żądań także poza salonami, na ulicach. Zarzucają mężczyznom dążenie do władzy, dla samej przyjemności rządzenia innymi, a nie z miłości do narodu czy w imię wspólnej sprawy. Tu bardzo wiarygodnie brzmi Beata Bandurska jako Pani Colbert. Powściągliwa, surowa, w niektórych momentach porywająca charyzmą; wiarygodna w każdej swojej kwestii.

Na ile padające w teatrze postulaty są możliwe do pełnej realizacji w życiu?

My, równouprawnienie na papierze już mamy od dawna. A w pracy gros szefów i tak z góry zakłada, że menstruacja, ciąża połóg, czynią z kobiety pracownika drugiej kategorii. Choć w praktyce bywa oczywiście bardzo różnie. A w domu? Kobieta jest fizycznie słabsza od mężczyzny. Wielu mężów czy partnerów to wykorzystuje. I żadne prawo do końca tego nie zmieni. Silniejszy zawsze stara się zapanować nad słabszym. W sztuce przewrotnie dowodzi tego fakt, że kobiety chcą decydować o życiu własnych nienarodzonych dzieci, które przecież wbrew temu, co napisały na transparentach, nie są jednak ich ciałem, ich "brzuchem". Mają własne bijące serca.

A czy teatr ma szansę zmienić świat?

Theroigne w to nie wierzy, dlatego na końcu przedstawienia zachęca wszystkich do wyjścia na ulicę i tam załatwiania istotnych spraw, choćby dokonania na niej samej zapisanego jako fakt historyczny linczu. Wybiega na zewnątrz. Drzwi pozostają otwarte Część premierowej widowni chwyta transparenty i wybiega za nią. Widzimy potem na ekranie ten kręcący się przez moment na chodniku tłumek, po czym wszyscy tylnym wejściem wracają na scenę. Kłaniają się, a pozostała część publiczności nagradza ich stojącą owacją i ten kilkunastominutowy happening kończy spektakl.

W dramacie Janiczak przytaczane są sceny o straszliwych torturach, jakim zwyrodniały tłum rewolucjonistów poddawał przegrywających i przegranych To groźba?

Mimo poważnego problemu w spektaklu jest sporo humoru. Mnóstwo komizmu i groteski do swych postaci wprowadzają zwłaszcza Roland Nowak i Małgorzata Witkowska.

--

(Recenzja emitowana 30 października 2016 na antenie Polskiego Radia Pik w "Śniadaniu z Muzami")

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji