Oto będą Dziady...
Zaduszki. Po ciemku przy drodze gromadzi się tłumek. Znajomi pozdrawiają się zdawkowo. Niektórzy ściskają w rękach małe koszyczki z jadłem i napitkami. Inni palą świeczki. Rozglądają się lękliwie. Co to będzie? Guślarz ogarnia wszystkich wzrokiem. Rusza pierwszy w stronę małej, zapomnianej kapliczki. Intonuje pieśń, ale ginie ona w rytmicznym szumie liści pod stopami.
W kaplicy palą się świeczki. Głos Guślarza narasta, dudni, odbija się od kamiennych łuków. Potęguje go muzyka. Duchy go usłyszały. Oto mamy dziady. Co to będzie? Światło nerwowo migocze, przygasa.
Gdzieś z mroku wyłaniają się duszyczki niewinnych dzieci, płyną w powietrzu na słomianych skrzydełkach. Dostają po ziarnku gorczycy. Znikają, martwieją na długich kijach. Tracą moc.
Z krzykiem i lamentem pojawia się duch pana, dziedzica wioski. Nękają go złe moce, dręczą wyrzuty sumienia, szarpią na zmianę kruk i sowa. Nikt do niego nie wyciągnie dłoni, nikt go nie żałuje...
Płyną tajemnicze zaklęcia, czary, Guślarz popędza pomocników. Dym z płonącego wianka unosi się do góry. Zmienia się w potrząsającą koralami beztroską dziewczynę.
Moment kulminacyjny: z liści jakby zmartwychwstaje postać posągowa, zakuta w kajdany. Kamienna twarz nie ma żadnego wyrazu. Milczy. Za chwilę znika z powrotem pod stertą liści.
Kończy się obrzęd dziadów. Rozlegają się brawa. Guślarz ociera pot z czoła, kłania się. Brawa nie milkną dłuższą chwilę, kłaniają się pozostali animatorzy dziadów. Skończył się spektakl. Trochę niecodzienny przez swoje miejsce i... porę. "Co to będzie" przygotował według II części "Dziadów" Adama Mickiewicza wałbrzyski Teatr Lalek. Premiera odbyła się 2 listopada.