Artykuły

Operetkowa historia pewnego awansu

"Wielka księżna Gerolstein" Jacques'a Offenbacha w reż. Piotra Bikonta w Teatrze Muzycznym w Łodzi. Pisze Renata Sas w Expressie Ilustrowanym.

Jeśli ktoś uważa, że operetkowe libretta to same absurdy, już na wstępie dowie się, że w armii możliwe jest wszystko, tylko trzeba się podobać odpowiedniej osobie. Tak było z Frycem, którego wśród żołnierzy wypatrzyła tytułowa "Wielka księżna Gerolstein" i awansowała z szeregowca na generała. Bywalcy Teatru Muzycznego od dawna dopominali się wystawnej operetki i właśnie na afisz weszła kompozycja Jacąuesa Offenbacha. Realizatorzy zaznaczają,że to polska prapremiera utworu (borykał się z cenzurą), powstałego na Wielką Wystawę Światową w Paryżu w 1867 roku, uznanego za satyrę na militarne zapędy władców różnej maści.

Na łódzkiej scenie libretto, w nowym przekładzie Andrzeja Ozgi, przenosi niestety stary język z inwektywami z gatunku: do kroćset beczek ogórków... Obsada realizatorska mocna, tyle że trudno się oprzeć wrażeniu, że każdy działał sam, a pomysły i koncepcje na scenie nie zawsze się spotykały. Sprawująca kierownictwo muzyczne Elżbieta Tomala-Nocuń, tą premierą broniła doktoratu (komisja na sali). Bez wątpienia pani dyrygent ma tytuł. Z obroną anegdoty, wydobywania dowcipu tak istotnego w tekście i muzyce, nie bardzo skutecznie biedził się Piotr Bikont (z nostalgią myślałam, jak niegdyś w Teatrze Nowym smacznie, wystawił "Kto nie ma nie płaci" Dario Fo). Zabawą stylami są kostiumy Zuzanny Markiewicz (postawiła na wystrojenie pań). Obecność tańca, z kankanem włącznie, próbuje zaznaczyć Dorota Jawor-Przybyszewska. Wszelkie realizatorskie poczynania powinny się wpisać w dekoracje Grzegorza Małeckiego. Zaskoczył zabudowaniem sceny czymś na kształt wzgórz, w których ukryte były stanowiska bojowe. Ani wojsko, ani urodziwa ludność cywilna nie miała się gdzie podziać. W pałacowej scenerii było już lepiej. Roli Księżnej, która wokalnie i aktorsko musi być siłą sprawczą wszystkiego, co się dzieje, próbowała sprostać Agnieszka Gabrysiak. Jako Fryc Karol Lizak przekonał się, że partie mówione to w operetce nie mniejsze wyzwanie niż śpiew. Przed zespołem dużo pracy. Może z czasem uda się nadać widowisku rytm, styl i wydobyć humor.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji